zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 29 marca 2024

felieton: Dziennik koncertowej podróży

25.06.2012  autor: Paweł Kuncewicz

strona: 1 z 5

Dream Theater, Poznań 29.01.2012, fot. R. Kołodziejewski
Dream Theater, Poznań 29.01.2012, fot. R. Kołodziejewski

Wraz z początkiem lata zaczyna się sezon festiwalowy, który kładzie na kilka miesięcy kres większości zwykłych koncertów - i tych małych klubowych, i tych wielkich stadionowo - halowych. Powody tego stanu rzeczy są oczywiste. Stoimy właśnie na półmetku 2012 roku, który zapowiadało się, że będzie jednym ze słabszych pod względem koncertów, a mimo wszystko... już teraz okazał się najlepszym od mniej więcej 4 lat. Pora na małe podsumowanie.

Jest niedzielne popołudnie 29 stycznia. Poznań wita nas temperaturą sięgającą minus 15 stopni Celsjusza. Przed "Halą Arena" kilkutysięczny, przemarznięty i rozwścieczony pogłoskami o odwołaniu koncertu tłum. W stronę ochrony i organizatorów leci wszystko - od wyzwisk do bananów, kanapek i żarzących się petów. Jest godzina 20:45 - wiadomo już, że support nie zagra, a źle rozstawiona scena została wreszcie "doprowadzona do pionu", dosłownie. Zaczyna się wpuszczanie ludzi (pojedynczo!). Więc 3 minuty później po skoku przez żywopłot ląduję przy barierce na środku - jeszcze z plecakiem, kurtką i z.... nieprzedartym biletem. W takich okolicznościach, wręcz chciałoby się rzec "A Dramatic Turn Of Events", oglądam swój pierwszy w życiu(!) koncert Dream Theater. Tak, na zespół, który gra u nas średnio raz w roku, wybierałem się od jego pierwszej wizyty w Polsce, która miała miejsce w 1999 roku, i udało mi się to dopiero teraz. DT według relacji znajomych, którzy oglądali ich i po 20 razy (to nie żart), nie gra koncertów pośrednich - czyli jest albo rewelacyjnie, albo całkiem do kitu. Tego dnia w Poznaniu oglądaliśmy muzyków w zdecydowanie dobrej formie - i nagłośnieniowej, i wizualnej, i repertuarowej (wreszcie dobry, w sensie słuchalny materiał na albumie, pomieszany z klasyką spod znaku kultowej "Awake" zrobił swoje). Po koncercie siedzieliśmy z kumplem do piątej rano w kuchni przy piwie, nie odzywając się do siebie ani słowem. I to chyba było najlepsze podsumowanie tego wyjazdu (zobacz zdjęcia).

Dwa tygodnie później ciągniemy do Pragi na Szwedów z Opeth. Wcześniej we Wrocławiu wciągam niesamowity, zagrany dla 100 osób w klubie "Liverpool" występ - A Pale Horse Name Death, stonerowo - doomowej załogi zebranej z muzyków Type O Negative i Life Of Agony. O koncercie Opeth napisałem już wszystko, co miałem do przekazania: ale w telegraficznym skrócie - kierunek Praga, co oznacza zupełnie inny występ niż ten dzień czy 3 lata wcześniej w Warszawie. Kameralnie, klubowo i "Heritage" w tle - ale nie brzmienie ze studni, jak na płycie, tylko wykop, klimat i niesamowity czad w wykonaniu Akerfeldta uzbrojonego w koszulkę Angel Witch.

« Poprzednia
1
Komentarze
Dodaj komentarz »
Judas Priest
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2012-06-25 16:38:20 | odpowiedz | zgłoś
Dlaczego koncert Judasów był ostatnim koncertem w Spodku ? Czy ja nie wiem o czymś ? A tak na marginesie to świetne podsumowanie.
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?