Za Anathemę to kiedyś dałbym się pociąć. Byłem na ich koncertach jeszcze w latach 90'. Słuchałem ich na okrągło. Od samego początku, od "An Illiad of Woes", od "Crestfallen". Z moim bandem robiliśmy ich covery. Na ramieniu mam wytatuowaną okładkę "Pentecost III". Niestety, Amathema jak dla mnie skończyła się na "Eternity" - notabene, album wszechczasów. Najlepszy, najznakomitszy, majstersztyk. A co było poźniej - to już przemilczę, bo powinni zmienić nazwę. Jak zaczęli grać na "Knock Out Fest", to po dwóch numerach poszliśmy z kumplem po wódkę.

generalnie to rudych tam było kilka ;]

rudaruda sliczna kobieta, wiem widziałem tylko szkoda ze zajeta;p

Byłem niestety tylko na pierwszym dniu i tegoż dnia królowali bracia Cavanagh zdecydowanie :) naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyli. potem wyszli oglądać apocalyptic'ę i nie było żadnego gwiazdorskiego zachowania - ludzie podchodzili pogadać. widziałem jak jedna laska do Daniela się przytuliła i ten się bardzo ładnie zachował nie odpychał znaczy :]

Anathema była po prostu epicka..
A kiedy zagrali Comfortably Numb w hołdzie Pink Floyd... pełen orgazm :D

Oj Ruda nie dość że pod samą sceną byłaś to jeszcze tu Cię znalazłam ;) co można dodać do Twojego komentarza? chyba nic, znokautowali muzycznie i do tej pory dochodzę do siebie. czekam na kolejny raz, bo czuję niedosyt, anathemy można słuchać godzinami! świetny koncert!

Kto był, wie o czym mówię, kto nie był? Niech żałuje i to bardzo!!! Geniusze na scenie! Czego chcieć więcej?? Może, żeby grali dłużej... Najlepiej znacznie dłużej! Niesamowite!!!:D