zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 29 marca 2024

recenzja: Dream Theater "Awake"

19.12.2002  autor: Miłosz T. Myśliwiec
okładka płyty
Nazwa zespołu: Dream Theater
Tytuł płyty: "Awake"
Utwory: 6:00; Caught In A Web; Innocence Faded; Erotomania; Voices; The Silent Man; The Mirror; Lie; Lifting Shadows Off A Dream; Scarred; Space Dye Vest
Wykonawcy: James LaBrie - wokal; John Petrucci - gitara; Kevin Moore - instrumenty klawiszowe; John Myung - gitara basowa; Mike Portnoy - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Elektra Records
Premiera: 1994
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Tę płytę Dream Theater poznałem jako pierwszą i do dziś mam dylemat, czy to właśnie od niej należy zaczynać muzyczną przygodę z dorobkiem grupy. Z jednej strony jest to płyta bardzo dobra, ale nie idealna, co nie grozi w przyszłości rozczarowaniami (bo są co najmniej 2 lepsze), zaś z drugiej strony wielu fanów uznaje ją za najostrzejszą w całej dyskografii DT, czyli nie jest ona reprezentatywna dla całości. Doprawdy nie wiem... Ale, tak jak napisałem, jest znakomita. To jedno, co pewne.

Przed "Awake" zespół wydał "Images And Words" - płytę absolutnie "dziesiątkową", taką, po której nic już nie jest takie samo. A po "Awake" jeszcze się to i owo zmieniło. Grupa pokazała, że umie grać ostro i ciężko, a przy tym nie zapomina o artrockowych inklinacjach. Szczególnie pamiętał o nich Kevin Moore i może dlatego do dziś jest w DT nie do zastąpienia - nie tylko jako muzyk, ale też jako kompozytor.

Bo to on właśnie napisał w całości "Space-Dye Vest" - utwór, przy którym dzieją się rzeczy niekontrolowane. Liryczny do bólu (ten bajeczny fortepian na 12/4), ale nie przesłodzony ani trochę; podniosły, miejscami patetyczny, ale nie jest to tani patos ani w ogóle nic z tych rzeczy. "Space-Dye Vest" nie miało i nie ma ani poprzednika, ani następcy, tak w dorobku DT, jak i wszystkich innych grup świata. To, że Moore potrafi pisać pięknie, wiadomo było już przy "Wait For Sleep" z "Images And Words". Ale tamten utwór to przy tym zaledwie uwertura - też niesamowity, ale reprezentujący inną formę muzyczną, coś jak obrazek z wystawy.

Jednak na "Space-Dye Vest" nie kończą się pozytywy. Ba, to dopiero początek! Mocne granie - proszę bardzo, połączone w całość "The Mirror" i znane z singla "Lie" przygniotą praktycznie każdego, nie wyłączając fanów ekstremalnych odmian. Liryzm? Oprócz wspomnianego "Space-Dye Vest" także "Lifting Shadows Off A Dream" - ależ genialnie wymyślił John Myung ten flażoletowy temat! Inna forma, trochę relaksu? Pewnie, jest singlowy "The Silent Man" praktycznie tylko na gitarę i głosy, urokliwe dziełko na jakieś trzy minuty.

Ale jest na tej płycie przede wszystkim muzyczna wizytówka grupy, czyli porywające kombinowanie z głową. Nie trzeba oczywiście zaraz grać podziałów na nie wiadomo ile; wystarczy umiejętnie żonglować nastrojami, klimatami, melodiami i riffami, żeby słuchaczowi wrosły nogi w ziemię. A wrastają przede wszystkim przy "6:00" i "Caught In A Web", w których skumulowana energia jest bardzo umiejętnie dozowana, choć komuś może w nich brakować fajnych momentów na gitarze przy okazji solówek - Petrucci zagrał w nich raczej wcześniej poukładane melodyjki niż sola; inna sprawa, że wszystko nadrobił w "Voices" oraz w "Lie". Jest "Innocence Faded" - taki nieco rock środka z wyostrzoną, porywającą kodą. No i "Erotomania" - instrumentalna rzecz bez precedensu; nie będę o niej nic pisał, bo aż nie wypada... I tylko "Voices" nie przekonało mnie w całości - deko pretensjonalny to numer; ktoś może się krzywić także na jego długość z wszechobecnymi przestojami. Na pewno jest ładny, ale trochę może za jednostajny?

Kto polubił wcześniej "Images And Words", może narzekać przy okazji "Awake", że za mało tu trochę Kevina Moore'a z jego niepodrabialną barwą syntezatora. Sam Moore też był tego zdania i opuścił kapelę zaraz po ukończeniu nagrań. "Awake" bowiem to okres fascynacji Petrucciego ciężkim brzmieniem gitary - jego Ibanez (a obecnie Music Man) nie na darmo ma 7 strun. Więc może dla kogoś "Awake" jest zbyt metalowe, a za mało liryczne. Cóż, rzecz do dyskusji, niemniej ja trzymałem i trzymam kciuk wysoko w górze, gdy słyszę hasło "Awake", choć nie zamierzam być bezkrytyczny - częściowo podzielam uwagi w temacie roli klawiszy, a i przyczepić się wypada do słabego, niestety, brzmienia perkusji. Mike Portnoy albo lubi takie perkusyjne nie wiadomo co, albo nie ma szczęścia; faktem jest jednak, że jego Mapex (Mike na bębnach Tama grał wcześniej i później) nie udźwignął tego i owego. Może zresztą realizator dźwięku też czegoś nie udźwignął...

Ogólnie brawa za tę płytę - jazda art-soft-heavy-jazzowa (tak, tak, właśnie jazzowa czy raczej jazzrockowa - vide główny, roztrzaskujący na drobne temat "Erotomanii") to coś, co tak zwane tygrysy lubią najbardziej... Potem nie zawsze było tak różowo, ale też i bywało nawet jeszcze ciekawiej. Zatem może jednak warto spróbować "Awake" jako pierwszego kawałka tortu...

Komentarze
Dodaj komentarz »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (570 głosów):

 
 
87%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot

Death "The Sound of Perseverance"
- autor: Rock'n Robert
- autor: Sanitarium

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?