zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Dream Theater "Six Degrees Of Inner Turbulence"

30.03.2002  autor: Artur Gabrych
okładka płyty
Nazwa zespołu: Dream Theater
Tytuł płyty: "Six Degrees Of Inner Turbulence"
Utwory: The Glass Prison; Blind Faith; Misunderstood; The Great Debate; Disappear; Six Degrees Of Inner Turbulence
Wykonawcy: James LaBrie - wokal; John Petrucci - gitara; John Myung - gitara basowa; Mike Portnoy - instrumenty perkusyjne; Jordan Rudess - instrumenty klawiszowe
Wydawcy: Warner Music
Premiera: 2002
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Przyznam szczerze, że miałem pewne obawy w związku z tym albumem. Poprzednią studyjną płytę "Metropolis pt. 2 - Scenes From A Memory" uważałem za dzieło skończone - myślałem, że zespół nie będzie w stanie zrobić nic lepszego. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło. Jak mogłem wątpić w potencjał twórczy Dream Theater! Teraz, gdy już znam najnowsze ich dokonanie, czuję się jak niewierny Tomasz. Ale jednocześnie ogromnie się cieszę ze swojej pomyłki. Nie będę pisał, że grupa jest w szczytowej formie, bo może za jakiś czas nagra coś jeszcze lepszego i znowu będę miał wyrzuty sumienia, że jej nie doceniłem.

"Six Degrees Of Inner Turbulence" nie tylko dorównuje poprzednikowi, ale pod pewnymi względami znacznie go przewyższa. Prosta okładka niczego nie sugeruje, chyba, że ktoś się domyśli, iż długość tytułu jest proporcjonalna do ilości muzyki zawartej na dwóch krążkach - muzyki bardzo zróżnicowanej, pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji jak najlepszy film sensacyjny, porywającej jak tornado i nieprzewidywalnej jak pogoda w naszym kraju. Muzyki, którą można by określić mianem rocka tudzież metalu progresywnego, choć jest to pojęcie umowne i bardzo ogólne. W tym wypadku obejmuje dźwięki z jednej strony ocierające się o thrash metal, z drugiej wyraźnie nawiązujące do tradycji lat siedemdziesiątych i niemalże wykraczające poza nawias rocka.

Album otwiera niezwykle rozpędzony "The Glass Prison", jeden z najcięższych i najostrzejszych utworów w historii DT. Gdybym nie wiedział, czego słucham, na pewno bym nie zgadł. Dopiero wokal pojawiający się w czwartej minucie wyjaśnia sprawę. Choć nie od razu, bo James LaBrie postanowił się trochę pobawić i w pierwszych kilkunastu sekundach jego głos jest nie do poznania. Eksperymentuje również w "The Great Debate", gdzie śpiewa bardzo zadziornie. Jednak chyba najlepiej wypada w spokojniejszych momentach ("Misunderstood" i "Disappear"). Oczywiście największą niespodzianką jest trwająca 42 minuty tytułowa suita. Złożona z ośmiu części stanowi jakby wewnętrzny koncept album, któremu można by poświęcić odrębną recenzję. Blisko 7-minutowy (najkrótszy) "Disappear" sprawia przy nim wrażenie miniatury, a kawałki Korna i innych przedstawicieli nu tone to - przy całej swojej ciężkości - proste jak pas startowy, komercyjne piosenki radiowe. Jeżeli ktoś zastanawia się nad sensem nagrywania tak długich kompozycji, niech po prostu posłucha "Six Degrees...". Zrozumie wtedy, że tworząc muzykę można wykroczyć poza schematy typu zwrotka - refren - zwrotka - refren - solówka - refren.

Fanów DT nie muszę zapewniać, że te 96 minut minie bardzo szybko i po wysłuchaniu całego albumu nie poczują się zmęczeni. Wręcz przeciwnie - będą chcieli włączyć go sobie jeszcze raz, a potem znowu. Bo nawet po kilku przesłuchaniach nie jest się w stanie go do końca pojąć, ogarnąć jako całości - tak wiele się tam dzieje. W obrębie jednego utworu zawarto tyle pomysłów, że niejednemu zespołowi starczyłoby ich na całą płytę. I nie chodzi mi tylko o ten najdłuższy. Nie muszę również przekonywać o umiejętnościach Johna Petrucciego i Jordana Rudessa. Z biegiem lat utwory są coraz bardziej skomplikowane, ale jednocześnie coraz bardziej przemyślane. To nie tylko popis wirtuozerii, to także uczucie, finezja, polot. Tym razem już nikt nie może mieć wątpliwości, że panowie z DT są nie tylko świetnymi rzemieślnikami, ale przede wszystkim doskonałymi artystami.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Dream Theater "Six Degrees Of Inner Turbulence"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-12-14 19:17:44 | odpowiedz | zgłoś
Bardzo dobra płyta, później zaczęło się to ich odgrzewanie kotletów i co rok podobna płyta.
re: Dream Theater "Six Degrees Of Inner Turbulence"
tuomasxt (wyślij pw), 2014-12-14 09:33:35 | odpowiedz | zgłoś
Na początku "the Glass Prison" śpiewa pan Portnoy na zmianę z serkiem. Serek nie kombinuje nic z barwą swojego głosu, panie kolego.