zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Emperor "Scattered Ashes: A Decade of Emperial Wrath"

31.03.2003  autor: m00n
okładka płyty
Nazwa zespołu: Emperor
Tytuł płyty: "Scattered Ashes: A Decade of Emperial Wrath"
Utwory: Curse You All Men!; The Tongue of Fire; The Majesty of the Nightsky; Cosmic Keys to My Creations and Times; Wrath of the Tyrant; The Loss and Curse of Reverence; An Elegy of Icaros; I am the Black Wizards; Thus Spake the Nightspirit (live); Ye Entrancemperium; In the Wordless Chamber; With Strength I Burn; Inno A Satana; A Fine Day to Die; Aerie Descent; Cromlech; Gypsy; Funeral Fog; I Am; Sworn (remix by Ulver); Lord of the Storms; My Empire's Doom; Moon Over Kara-Shehr; Ancient Queen; Witches Sabbath; In Longing Spirit; Opus A Satana
Wykonawcy: Charmand Grimloch - instrumenty perkusyjne; Tyr - gitara basowa; Alver - gitara basowa; Trym - instrumenty perkusyjne; Faust - instrumenty perkusyjne; Tchort - gitara basowa; Samoth - gitara rytmiczna; Ihsahn - gitara prowadząca, wokal, instrumenty klawiszowe, gitara basowa, programowanie
Wydawcy: Candlelight Records, Mystic Production
Premiera: 2003
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Wraz z wydaniem "Prometheus: The Discipline of Fire and Demise" żywota dokonała jedna z najważniejszych kapel blackmetalowych początku lat dziewięćdziesiątych - norweski Emperor. Niejeden twardziel zakwilił wtedy w jakimś kącie, niejedna mroczna niewiasta uroniła wówczas łzę. Z pewnością byli też i tacy, na twarzach których wiadomość ta wywołała ironiczny uśmieszek - szczególnie mowa o tych, którzy uparcie uważają, że Ihsahn i spółka zdradzili "czarną" sztukę i tego typu bzdury - ich na pewno ona ucieszyła. Ja należę do grupy, dla której ten zespół w przeciągu dziesięciu lat nieprzerwanie kroczył własną drogą, eksplorując różne rejony black metalu (i nie tylko), nie bojąc się eksperymentów i wcielania własnych pomysłów w życie. I za to właśnie należy im się doczesne miejsce na metalowym Panteonie.

Niejako jednak dla zwolenników obu oblicz Emperor wytwórnia Candlelight przygotowała "pośmiertne", dwupłytowe wydawnictwo "Scattered Ashes: A Decade Of Emperial Wrath". Jedni stwierdzą, że to nabijanie kabzy, drudzy, że świetny pomysł - pomińmy więc tego rodzaju do niczego nie prowadzące przemyślenia. Pierwsza część tej antologii to typowy przekrój przez całą twórczość norweskiego Imperatora, od debiutanckiego "In the Nightside Eclipse" do wieńczącego karierę świetnego "Prometheus: The Discipline of Fire and Demise" (wliczając w to także EP "Emperor"). Materiał nie jest jednak ułożony chronologicznie - jak zdarza się czasem na takich składankach - nie ułatwiając tym samym nieobeznanemu słuchaczowi zapoznania się z konkretnymi etapami drogi Emperor na sam szczyt. Na "Black Disc" przedzieramy się więc przez same klasyki i perełki, chociażby bijące wiecznym chłodem starocie takie jak "The Majesty of the Nightsky" z jedynki, czy "The Loss and Curse of Reverence" z dwójki, nietuzinkowe "An Elegy of Icaros" z "IX Equilibrium" i genialny "The Tongue of Fire".

Drugi krążek, "Silver Disc", to łakomy kąsek dla zbieraczy i koneserów, głównie za sprawą numerów pochodzących z EPek "As The Shadows Rise" i "Reverence" oraz demo "Wrath Of the Tyrant". Istne cacka. Na tym jednak nie koniec, resztę wypełniają między innymi prawie wszystkie covery "popełnione" przez Emperor w ciągu ostatnich lat - do szczęścia brakuje tylko Celtic Frost "Massacra", który nie wiedzieć czemu nie trafił na to wydawnictwo. Trzeba przyznać, że ich wybór jest nie byle jaki, do czynienia mamy z prawdziwą śmietanką w postaci klasycznych utworów Bathory "A Fine Day to Die", Darkthrone "Cromlech", Mercyful Fate "Gypsy" i Mayhem "Funeral Fog". Przy okazji tej drugiej części ciekawi mnie tylko, co powiedzą zdeklarowani blackmetalowcy na "Sworn" zremiksowany przez Ulver. To jedyna taka "atrakcja" na całym wydawnictwie, a nie ukrywam, że całkiem zacna.

"Scattered Ashes: A Decade Of Emperial Wrath" nie jest tylko zwykłą składanką, to coś znacznie więcej niż zlepek kilkunastu utworów wybranych z paru wydanych wcześniej płyt, by "natrzepać" trochę kasy. To starannie przygotowane ponad 140 minut muzyki, śladu po działalności niezwykłego, chyba jedynego w swoim rodzaju, zespołu. Każdy szanujący się fan Emperor, niezależnie, której jego postaci, powinien mieć tę pozycję na swojej półce. Ja stawiam sobie ją tam z przyjemnością.

Komentarze
Dodaj komentarz »