zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Enforsaken "The Forever Endeavor"

15.03.2005  autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Enforsaken
Tytuł płyty: "The Forever Endeavor"
Utwory: Tales Of Bitterness; The Forever Endeavor; A Break From Tradidion; Vertigo Equillibrium; Dead Light, Dead Night; Cloaked In Need; The Acting Parts; Poison Me; Redemption; All For Nothing
Wykonawcy: Steven Sagala - wokal; Joe DeGroot - gitara; Steve Stell - gitara; Eric Kava - gitara basowa; David Swanson - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 2004
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Już z okładki płyty "The Forever Endeavor" "straszą" dwa nazwiska bardzo znane w metalowym światku: Niklas Sundin i James Murphy. Pierwszy to gitarzysta znakomitych Dark Tranquillity, który od czasu do czasu lubi coś zmajstrować jako producent lub grafik. Tu właśnie w tej ostatniej roli: jako człowiek odpowiedzialny za "wystrój" graficzny. Drugi to legenda gitary, człowiek, który tworzył wielkie płyty z wielkimi zespołami, żeby wymienić tylko Testament, Death, Obituary czy Cancer. Tu - odpowiedzialny za mastering plus jako gościnna "gitarowa pomoc" w "All For Nothing". Oczywiście, obecność wyżej wymienionych panów gwarancji co do jakości muzyki nie dawała, ale znacznie uprawdopodobniała fakt, że będziemy mieli do czynienia z czymś ciekawym. I tak jest i to zdecydowanie!

Wprawdzie muzyka Enforsaken to nic odkrywczego, ale raczej jazda metalowymi ścieżkami wytartymi przez takie tuzy jak In Flames, Dark Tranquillity czy też Soilwork. Ale każdy członek zespołu zna swoją rolę na tyle dobrze, że nie ma się wrażenia wtórności i "ogrania", ale czerpie się przyjemność z odsłuchu. Jest ekspresja, jest energia, jest agresja, jest duża dawka melodii zaklęta w cudownie "wycinanych" riffach. A wszystko to jest chwilami zaskakująco rozbudowane aranżacyjnie (wszystkie numery poza "Redemption" trwają ponad pięć minut, a kończące płytę "All For Nothing" ponad osiem - przyznacie, że to czasy trwania niespotykane w tego typu muzyce). Innymi słowy mamy tu do czynienia z melodyjnym death metalem w znakomitym wydaniu. Człowiek od razu myśli: "Goeteborg, Szwecja" i... myli się, bo akurat Enforsaken to "Chicago, USA" ;) Tak czy siak: dziesięć świetnych kawałków, z których każdy robi znakomite wrażenie, a już wspomniane "All For Nothing" z magicznym gitarowym riffem to prawdziwe deathowe mistrzostwo świata! Świetna płyta. Oby tak dalej, panowie...

Komentarze
Dodaj komentarz »