zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Green Carnation "Journey to the End of the Night"

16.04.2001  autor: Margaret
okładka płyty
Nazwa zespołu: Green Carnation
Tytuł płyty: "Journey to the End of the Night"
Utwory: Falling into Darkness; In the Realm of the Midnight Sun; My Dark Reflections of Life and Death; Under Eternal Stars; Journey to the End of Night (Part I); Echoes of Despair (Part II); End of Journey? (Part III); Shattered (Part IV)
Wydawcy: Bad Taste, Prophecy
Premiera: 2000
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Los bywa przewrotny. Jakieś dziesięć lat temu niejaki Tchort (dla niewtajemniczonych - między innymi Emperor czy Mortiis) powołał do życia formację Green Carnation. Do współpracy zaprosił braci Botteri oraz Andreasa Kobro - nazwiska tych muzyków także znane są wielbicielom norweskij sceny (oczywiście In the Woods...). Żywot tej formcji nie był jednak długi, na jej gruzach jednak powstał fenomenalny In the Woods. Dziesięć lat po zaistnieniu Green Carnation powraca na muzyczną scenę. Powraca w chwili, gdy wiadomym jest już, że In the Woods się rozpadł. Historia więc zatoczyła koło, być może zespoły te jeszcze przez długi czas będą wymieniały się między sobą swoimi żywotami...

...Póki co jednak warto bliżej przyjrzeć się debiutanckiej płycie Zielonej Karnacji "Journey to the End of the Night", tym bardziej, że ta muzyka w zaskakująco szybkim tempie zniewala i hipnotyzuje zasłuchanego w jej natchnione piękno słuchacza. Green Carnation na pewno będzie znakomitym prezentem dla fanów In the Woods..., dla wszystkich, którzy nie mogą pogodzić się z muzyczną śmiercią tej genialnej kapeli. Na "Journey to the End of the Night" dominują klimaty tak dobrze znane z "Omnio" i "Strange in Stereo" (brzmienie gitar, niesamowita głębia dźwięków). Ale nic dziwnego - w końcu bracia Botteri grają w bardzo specyficzny, łatwo rozpoznawalny sposób. "Leśne" odciski na powierzchni Zielonej Karnacji na pewno dodają tej płycie uroku, sprawiają, że chce się jej słuchać bez ustanku, że chce się błądzić po mrocznych ścieżkach zaczarowanego lasu dźwięków. Sam wokal także nasuwa skojarzenia z In the Woods... Jednak mimo tych niezaprzeczalnych podobieństw, mimo tego, że Green Carnation w pewnym sensie jest przedłużeniem "leśnej" wędrówki, ta muzyka ma swój własny charakter. Bo przecież to przede wszystkim zespół Tchorta - i to właśnie jego dramatyzm został zamknięty na "Journey to the End of the Night". To zbyt osobista, wręcz intymna muzyka, by opisać ją na zasadzie porównań, skojarzeń, etykietek. Metalowe akcenty, psychodeliczny powiew, pinkfloydowy duch, funeralny, dołujący klimat (duchowo pokrewny My Dying Bride), doomowy charakter (coś w stylu Candlemass i wczesnego Cathedral) - tak naprawdę nie maja większego znaczenia. Różnorodne, bogate dźwięki są ramą dla mrocznego obrazu. Obrazu, na którym zlewają się barwy smutku, bólu i cierpienia. To niezwykle emocjonalna, pełna dramatyzmu i szczerości płyta. Mnóstwo tutaj żalu, tęsknoty, magii i wzniosłego piękna. Za ten ostatni atut w dużej mierze odpowiedzialna jest wokalistka Tristanii - Vibeke Stene. Jej niesamowity, pełen pasji głos buduje niemal katedralny klimat. Brzmi to jak elegia, jak echo tęsknoty. Ale i całe "Journey to the End of the Night" to swego rodzaju elegia, żałobny tren. Bo tę płytę Tchort dedykuje swej zmarłej przed kilkoma laty córce.

Niewątpliwie Green Carnation może poszczycić się znakomitym startem. Ta płyta będzie niewątpliwie smacznym przekąskiem dla wielbicieli In the Woods. Ale nie tylko. Jest bardzo prawdopodobne, a wręcz pewne, że po ten album sięgną wszyscy, którzy kochają do szpiku kości szczerą muzykę. Pełną smutku, żalu i tęsknoty. Pełną magicznego, najdoskonalszego z możliwych piękna.

Komentarze
Dodaj komentarz »