zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Killswitch Engage "Alive or Just Breathing"

14.10.2003  autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Killswitch Engage
Tytuł płyty: "Alive or Just Breathing"
Utwory: Numbered Days; Self Revolution; Fixation On The Darkness; My Last Serenade; Life To Lifeless; Just Barely Breathing; To The Sons Of Man; Temple From The Within; The Element Of One; Vide Infra; Without A Name; Rise Inside
Wykonawcy: Mike D'Antonio - gitara basowa; Jesse Leech - wokal; Joel Stroezel - gitara; Adam Dutkiewicz - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Roadrunner Records
Premiera: 2002
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Powiem to tak, żeby nie było wątpliwości: Odkrycie roku!!! Zdecydowanie tak!!! Nie było w tym roku innej kapeli, która wyskoczyłaby tak ni z gruszki, ni z pietruszki i rąbnęła mnie w głowę ciosem tak mocnym i celnym, że dotarłem tam, gdzie nikt jeszcze nie dotarł i zobaczyłem wokół głowy takie gwiazdy, jakich nikt jeszcze nie widział. A co najlepsze, nie był to cios jednorazowy - mimo wielu przesłuchań płyta nadal rozp... (piiiiiii)...

Muzyka grana przez Killswitch Engage to energia w czystej postaci - pulsuje życiem, wokół grzmiących głośników niemal pojawiają się błyskawice energii. Potężne, grane z wściekłością, prostujące fałdy mózgowe riffy ("Fixation Of The Darkness", "Life to Lifeless", "My Last Serenade", "Rise Inside"), łomocząca perkusja i morderczy, chwilami rozszarpujący wnętrzności wokal (np. "Vide Infra" czy "The Temple From Within") - muzyka z otchłani piekieł, można by rzec. Energia ta przenosi się na słuchacza - nie da się tej muzyki TYLKO słuchać. Nie ma szans, żeby nie machać włosami, nie tupać nogą czy też po prostu nie wybijać rytmu. Muzyka KSE bynajmniej nie jest jednak prosta - ilość przejść, zmian rytmu, zarówno w grze gitarzystów, jak i perkusji (piękne łamańce "pod" refrenem w "Numbered Days" czy znakomita partia gitarowo-perkusyjna w "Fixation...") mocno zbliża muzykę grupy do stylistyki deathmetalowej. Podobnie bardzo duże "zagęszczenie" i ubicie dźwięków na płycie przywołuje na myśl choćby takie Dark Tranquility czy In Flames. Co bardzo ważne, KSE grają muzykę bardzo przemyślaną - przy całym swym pędzie i drapieżności muzyka jest znakomicie poukładana. Jednak bodaj największe wrażenie robi sposób, w jaki zespół łączy tą agresję z czystymi, bardzo melodyjnymi wokalizami. Linie melodyczne są naprawdę genialne - dynamiczne, z pasją, bardzo mocno zapadające w pamięć ("Numbered Days", "Life To Lifeless", "The Element Of One", "Rise Inside"). Co charakterystyczne, w wielu fragmentach elementy łagodniejsze i ostre nie są sobie przeciwstawiane, ale splatają się ze sobą: dynamiczne i agresywne podkłady gitarowe, czysty wokal, a tuż za nimi - growl i krzyki z piekła rodem ("Self-Destruction", "Just Barely Breathing", "To The Son Of The Man").

Już pierwsze nagranie - "Numbered Days" - z miejsca wykopuje na orbitę. A kolejne numery poniewierają równie mocno: piekielne "Fixation Of The Darkness", "My Last Serenade" z klimatycznym, rozmarzonym wprowadzeniem, niesamowite "Life To Lifeless" i "Just Barely Breathing" z cudownym, wibrującym riffem. Potem jeszcze niezwykła, zaskakująca akustyczna miniaturka - "Without A Name" i kończące płytę genialne "Rise Inside" z "rozpędzającymi" się zwrotkami i niezwykle dynamicznym refrenem.

"Alive Or Just Breathing" to nie dość, że płyta bez wątpienia rewelacyjna, to w dodatku brzmi bardzo świeżo i oryginalnie. KSE, choć to młody zespół, jawi się jako kapela mająca własny styl i pomysł na muzykę. To w połączeniu z umiejętnościami oraz żywiołowością dało płytę, którą spokojnie umieszczam w pierwszej trójce najlepszych płyt Anno Domini 2002. Co najmniej trójce...

Komentarze
Dodaj komentarz »
zgoda....
universal_soul (gość, IP: 86.168.199.*), 2009-12-27 15:03:41 | odpowiedz | zgłoś
....bardzo rzadko zdarza mi się tutaj zgodzić z jakąś recenzją, ale w tym momencie nie mam wyjścia. Ogólnie jestem raczej "zrażony" do nowej muzyki (nu-metalu) tak zwanego, podobnie jak do każdej muzyki, która jest bardziej "jakaś" w rozumieniu gatunku, niż jakaś jako sama muzyka.. Nie wiem na ile to ma sens, ale zawsze tak odczuwałem. W ten sposób nie cierpiałem wręcz death metalu jako takiego, jednak jednym z moich faworytów wszechczasów bez podziału na gatunki jest.... Death, Chucka Schuldinera. Dlaczego? Bo się wybił ponad gatunek i powstała cudowna otwarta muzyka.
Podobny potencjał widzę tuaj - KSE wybił się wyraźnie ponad tłum przeciętności i nagrał po prostu świetną płytę... Dobre pomysły, dobry wokal, świetny (polskiego zresztą pochodzenia:)) gitarzysta, przemyślane riffy.... Widać, że mamy do czynienia z geniuszem.... Co z tego dalej wyszło? Jeszcze do końca nie sprawdziłem. Wiem że była zmiana wokalisty (słyszałem z nim kilka kawałków - jeden jest genialny). W każdym razie ta płyta to prawdziwa perełka