zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Megadeth "Endgame"

28.09.2009  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Megadeth
Tytuł płyty: "Endgame"
Utwory: Dialectic Chaos; This Day We Fight!; 44 Minutes; 1,320; Bite the Hand; Bodies; Endgame; The Hardest Part of Letting Go... Sealed With a Kiss; Head Crusher; How the Story Ends; The Right to Go Insane
Wykonawcy: Dave Mustaine - gitara, wokal; Chris Broderick - gitara, wokal; James Lomenzo - gitara basowa, wokal; Shawn Drover - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Roadrunner Records
Premiera: 2009
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Robię się sentymentalny na starość. Wprawdzie wojny żadnej nie przeżyłem i w okopach nie siedziałem (choć wszystko jeszcze przed nami), to jednak popadam czasem w melancholię. Wracam do czasów szczenięcych, kiedy można było sobie pozwolić na wypięcie dupy opiętej "rurkami" w stronę świata, a większość problemów załatwić prostym stwierdzeniem "skocz mi na wentyl". I choć mało mądre to było, a nawet bardzo naiwne przy okazji, to nie pozbawione swojego anarchistycznego uroku. Takie, wiecie, licealne "Sturm und Drang Periode". Miał też wtedy człowiek swoich idoli, o których upadku wszem i wobec pieją dzisiaj media. Myślało się, że są te jednostki, a także czasem zespoły, nieśmiertelne, że nie mają się prawa zestarzeć, tym bardziej, że nie spotka ich w życiu żadne potknięcie, i w ogóle, że do grobowej deski nic w tym zajebiście poukładanym światku się nie pozmienia.

Może wstrząsnę niejednym, ale powyższe marzenia nie odnosiły się do legendy marszałka Piłsudskiego czy pontyfikatu JP II, ale raczej związane były z muzyką, a konkretnie z określoną marką. Co do metalu - grupki zakochane w Slayer zastraszały fanów Nirvany, młodzieńcy w koszulkach "...And Justice For All" delikatnie tłumaczyli trampkami, dlaczego nie powinno się już słuchać Bon Jovi, a z kolei panowie z czachami Vica Rattleheada wyszytymi na plerach wybijali ludzikom z głowy przeświadczenie, że twórczy i oryginalni to zawsze byli tylko Def Leppard. Nawet bym wtedy nie pomyślał, że dożyję czasów, kiedy to wszyscy wymienieni "miszczowie" będą krytykowani.

Metallice już się dostało za, naprawdę świetny, retrospektywny "Death Magnetic". Po wydaniu zachowawczego w mniemaniu wielu "Christ Illusion" i ostatniego przedpremierowego "Psychopaty Red", parę osób obraziło się na Slayer, a na nich do niedawna raczej mało kto się obrażał. Ciekawym zatem, jak zareaguje lud na powracający Megadeth, bo furiatów, którym wciąż mało rewolucji i nowatorskich pomysłów, ekipa Dave'a Mustaine'a też zostawia tym razem z niczym. Mnie to osobiście bardzo cieszy. Ktoś tam gdzieś na znanym opiniotwórczym portalu na literę "o" naskrobał, że "Endgame" jest jawnym prostym odnośnikiem do klasycznych już "Rust In Peace" i "Countdown To Extinction". To prawda, ale tylko połowicznie. Już sam program płyty, którego przystankiem początkowym jest utwór instrumentalny ("Dialectic Chaos"), przechodzący w fajnie strukturalnie amorficzny killer "This Day We Fight", jest realizacją marzenia o powtórce sesji nagraniowej, na której amatorkę Rudzielec narzekał za każdym razem, wspominając jeden z najbardziej niedocenionych krążków w jego karierze, czyli "So Far, So Good? So What?". Tam niemal identycznie "Into The Lungs Of Hell" przechodził w genialny "Set The Word A Fire". A na "Endgame" - proszę bardzo. To samo mistrzostwo precyzyjnego, ciętego, połamanego riffu, kaskady solówek i ta zupełnie nonkonformistyczna, pijacka wręcz maniera wokalna, w której więcej melodeklamacji niż śpiewu, z tym, że w końcu należycie zmiksowana i opatrzona adekwatnym do zawartości potężnym brzmieniem.

Dopiero po tych wejściach, gładko tnie ucho speed a la "RIP", w postaci rozpędzonego "44 Minutes" , odwołaniem zaś do melodyjnych refrenów "CTE" raczy "Bodies", w refrenie przypominający nieco "Symphony Of Destruction". Nowe - stare Megadeth to jednak nie tylko sama mieszanka thrashowych prędkości, bo w tytułowym "Endgame" pojawia się też początkowo wolny, stopniowo przyspieszający riff, przywodzący na myśl apokaliptyczną wersję monumentalnego wałka "Youthanasia" z krążka o tej samej nazwie. Ballada "The Hardest Part Of Letting Go?" spokojnie mogłaby zasilić program "The System Has Failed", "Head Crusher" czułby się wspaniale figlując w jednym łóżku z "Take No Prisoners" (znów "RIP"), a kończące to całe przedstawienie "The Wright To Go Insane", przebojową, postpunkową manierą odwołuje się do epilogów "Youthanasia" ("Victory") czy nawet "Cryptic Writings" ("FFF").

Dla jednych to będzie "tylko tyle", dla mnie to aż tyle. Co z tego, że powrót do przeszłości, skoro tak zajebisty. Co z tego, że tym samym Dave Mustaine popełnił te same błędy, ale też zawarł te same genialne rzeczy, co na pierwszych pięciu - sześciu krążkach. W końcu mogę napisać, że to w 100% jest "ten Megadeth". Nawet sprawcy klęski poprzedniego "United Abominations", czyli Andy Sneap i średni, niczym kondycja polskiej reprezentacji w piłce wodnej, perkusista Shawn Drover, wspięli się w tym przypadku na swoje wyżyny, a nowy nabytek w postaci Chrisa Brodericka umożliwił osiągnięcie w materii czarowania gitarą solową tego samego poziomu, jakim epatowały krążki, na których wiosłowali Marty Friedman czy Chris Poland.

Innymi słowy mamy klasyk, dodam tylko, że megadethowy klasyk. Więc kto nie rozumiał, czym tu się zachwycać, bo to nie takie przebojowe, jak Metallica, albo ociężałe jak Slayer, nie będzie rozumiał dalej. Kto zaś kochał ich od pierwszego wejrzenia, na pewno postawi "Endgame" zaraz obok klasycznych dokonań albo w skrajnym przypadku weźmie pod pachę i poleci pod śmietnik, wyszukać ostatnich żyjących fanów Def Leppard, żeby wyjaśnić im, że nie tylko ich ukochany zespół był pomysłowy i oryginalny.

Komentarze
Dodaj komentarz »
odgrzewane
dulu (gość, IP: 83.22.53.*), 2009-09-28 20:35:09 | odpowiedz | zgłoś
Niestety ten krążek jest wyjątkowo już nudny i wtórny i do tego ten beznadziejny vocal. Ten facet nadaje się jedynie do chórków. Co do aspektu technicznego, to fakt biegli są, potrafią grać, szkoda tylko ze tak kopiują samych siebie, ogólnie liczyłem na jakies risk, hehe po United Abominations, które też było klasyczne, no ale tutaj to już jest do bólu, trochę zabrakło swieżej krwi, mogli to lepiej zrobić
re: odgrzewane
Let (gość, IP: 83.8.57.*), 2009-09-29 21:29:52 | odpowiedz | zgłoś
"Niestety ten krążek jest wyjątkowo już nudny i wtórny.." - w pełni się zgadzam. Świetny technicznie, ale wszystko jakieś to wymęczone i nieciekawe. Kilka razy dawałem temu albumowi szansę, i po kilku kawałkach miałem dość. Nuda!
Co do wokalu - śpiewać to on nie potrafi, ale da się do tego przyzwyczaić - taki już urok Megadeth ;)
sentymenty
tjarb (wyślij pw), 2009-09-28 16:35:20 | odpowiedz | zgłoś
Do dzisiaj największy sentyment z wymienionych przez Ciebie kapel czuję do Bon Jovi. ;)
re: sentymenty
Megakruk (gość, IP: 78.88.57.*), 2009-09-28 17:54:18 | odpowiedz | zgłoś
To dobrze, w końcu Megadeth za czasów Peace Sells, też robili sobie trwałą ;-]
re: sentymenty
John BJ (gość, IP: 80.53.18.*), 2009-09-28 18:02:28 | odpowiedz | zgłoś
"New Jersey"?
...
8
Starsze »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (1295 głosów):

 
 
53%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Slayer "World Painted Blood"
- autor: Megakruk

Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk

Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol

Nile "Those Whom the Gods Detest"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol

Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy Twój komputer jest szybki?