zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 20 kwietnia 2024

recenzja: Signal to Noise Ratio "demo II"

21.08.2004  autor: Zwierz
okładka płyty
Nazwa zespołu: Signal to Noise Ratio
Tytuł płyty: "demo II"
Utwory: Eden; Entropia; Kruk; Opium
Wykonawcy: Marysia Białota - syntezatory, fortepian; Przemek Piłaciński - gitara elektryczna; Tomek Wilk - gitara basowa; Izaak - instrumenty perkusyjne, radio; Ola Jaromin - wokal; Natalia Uziębło - flet
Premiera: 2004
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Dawno nie słyszałem tak ciekawego materiału, zarazem świeżego i korzystającego z wieloletniego dorobku gatunku zwanego rockiem. W muzyce SNR słychać wpływy tak wielkich jak Jethro Tull, lekki powiew jazzu (szczególnie słyszalny w "Kruku"), ale i także poszukiwanie własnego stylu - moim zdaniem wielce udane. Każdy członek zespołu ma coś do powiedzenia, brak tu utartego schematu i zamkniętego podziału ról, a także chirurgicznej precyzji, charakteryzującej większość dzisiejszych produkcji. Muzyka pulsuje, jest żywa, czasem uspokaja, hipnotyzuje, a czasem uderza "z wykopem", czaruje i wywołuje dreszcze.

Nazwa zespołu wywodzi się od terminu określającego jakość przesyłanych sygnałów w telekomunikacji (stosunek ilości dobrego sygnału do zakłócających go szumów). Nazwa wydaje się być adekwatna, gdyż to co słychać jest właśnie sygnałem, zakłócanym (chociaż ja nie uważam tego za zakłócenia) pozornym chaosem i indywidualnością członków zespołu.

"Demo II" zostało wyprodukowane w studiu S-1 Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie i jak na produkcję demo odważę się powiedzieć iż praktycznie materiał nadaje się do wydania na srebrnym krążku prawie jako pełnoczasowy album. Może należałoby dołożyć jeszcze z jeden utwór, bo właściwie jedyne co mam do zarzucenia to... zbyt mało muzyki! Ja chcę jeszcze! (płyta trwa prawie 36 minut, więcej niż niejedno dokonanie wielkich rocka) Produkcja jest klarowna i czysta, ale lekko archaiczna (co jak mi wiadomo było zamiarem zespołu), nie powoduje to jednak iż krążek wydaje się trącić myszką, wręcz przeciwnie, dodaje materiałowi świeżości. Kolejne elementy, które mogą przywodzić na myśl lata 70-te XX wieku, to syntezator analogowy Korg Polysix (mniam, uwielbiam wszelakie analogi!) i właśnie kojarzący się z Jethro Tull, flet poprzeczny. Zespół pokazuje także iż wokal wcale nie jest niezbędny w muzyce rockowej, aby uwieść i oczarować słuchacza.

Płyty należy słuchać w ciszy, spokoju, skupieniu, przy palącym się opiumowym kadzidełku (które znalazło się w pudełku razem z drukowaną porządnie wkładką), najlepiej w półmroku. Tak też kojarzy mi się muzyka... ze spokojnym, przydymionym pomieszczeniem, w którym unoszą się słodkie zapachy i różne świetlne wzory co jakiś czas pojawiają się na ścianach, podłodze i suficie (najwięcej tego typu skojarzeń mam podczas słuchania "Opium").

Jednego mi tylko mało... muzyki! Ja chcę więcej! Dużo więcej! Mam nadzieję iż zespół znajdzie wydawcę, gdyż bardzo szkoda by było tak wartościowego materiału i zespołu pełnego nienagranych jeszcze pomysłów.

Komentarze
Dodaj komentarz »