zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Storm "Nordavind"

20.03.2000  autor: Margaret
okładka płyty
Nazwa zespołu: Storm
Tytuł płyty: "Nordavind"
Utwory: Innferd; Mellom Bakkar og Berg; Baavard Bedde; Villemann; Nagellstev; Oppi Fjelet; Langt Borti Lia; Lokk; Noregsgard; Ulferd
Wydawcy: Tatra Productions, Morbid Noizz
Premiera: 1994
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

O muzycznej aktywności i przebogatej wyobraźni muzyków pochodzenia norweskiego wie chyba każdy, kto choć trochę interesuje się współczesną sceną mocnego uderzenia. Niemal codziennie dochodzą nas słuchy o kolejnym ubocznym projekcie tych wielkich artystów, na co dzień identyfikowanych z kultowymi w pewnych kręgach zespołami. Wydawać by się mogło, że owa kreatywność wcale nie jest taka... kreatywna, bo czy zakładanie jeszcze jednej blackowej kapeli przez zawziętego blackowca można nazwać oryginalnym pomysłem? Sęk jednak w tym, że te różne "uboczne" projekty w zdecydowanej większość ujawniają zupełnie inne fascynacje ich twórców. Zresztą o dualizmie ludzkiej duszy wiedzieli już starożytni filozofowie. W końcu sprzeczne uczucia i emocje, z których niewątpliwie "skonstruowany" jest człowiek muszą gdzieś ze sobą walczyć...

Storm to kolejny wytwór niekonwencjonalnej i chyba wiecznie nienasyconej wyobraźni cenionych norweskich artystów. W składzie zespołu, pod tajemniczymi ksywkami ukrywają się Satyr (tu jako S. Wongraven, na co dzień identyfikowany z Satyricon, poza tym znany z paru innych muzycznych odsłon) i Fenriz (Herr Nagell, oczywiście Dark Throne). Dodatkowo wspomaga ich Kari Rueslatten (śpiewała na debiucie The 3rd and the Mortal) - niewątpliwa perła tej płyty. To tyle formalności, wiadomo przecież, że potencjalnego odbiorcę mimo wszystko bardziej interesuje sama muzyka. Ta natomiast może być sporą niespodzianką dla wiernych wielbicieli Satyricon i Dark Throne. "Nordavind" nie tylko nie ma nic wspólnego z tymi zespołami, ale w ogóle obdarty jest z blackowej maniery. Nawet partiom wokalnym daleko do ogólnie przyjętej "czarnej charyzmy" i obłędu (poza kilkoma krótkimi fragmentami). Satyr i Fenriz śpiewają (w dosłownym tego słowa znaczeniu) niezwykle majestatycznie, dumnie i przede wszystkim czysto. Dziwi nie tyle takie rozwiązanie, co zaskakująco dobre warunki głosowe i, co tu mówić, profesjonalne możliwości (choćby "Nagellstev", krótki "hymn" bez podkładu instrumentalnego). Okazuje się (po raz kolejny zresztą), że w growlingi niekoniecznie uciekać muszą nieco mniej zdolni wokaliści. Wspominając o śpiewie nie sposób zapomnieć o czarującym głosie Kari Rueslatten. Zresztą każdy kto słyszał debiut The 3rd and the Mortal doskonale wie, że trudno się w jej wokalu nie zakochać. Sama muzyka natomiast zgodnie z założeniem jest hołdem złożonym Norwegii - jej pięknu i specyficznej przyrodzie. Wrażenie to potęgują teksty śpiewane właśnie w języku norweskim (i przyznać trzeba, że brzmi to lepiej niż dobrze). "Nordavind" to połączenie klasycznego heavy metalu z folkiem. W chwili, gdy Storm wydał ten album niewielu jeszcze grało w ten sposób. Także niewielu maniaków brutalnych, bezkompromisowych dźwięków potrafiło docenić tego typu muzykę. Teraz natomiast zestawianie folku z metalem to bardzo popularny manewr, nierzadko daleki od szczerości i naturalności, która tak mocno cechowała Storm.

Mimo, że upłynęło już troszkę czasu od premiery tego dzieła, dźwięki na nim zawarte nadal kipią świeżością i oryginalnością. Szkoda tylko, że Satyr nie poszedł śladem swych równie kreatywnych kolegów i nie uczynił Storm regularną grupą. On sam jednak mawia, że nie wszystko jeszcze stracone i być może powstanie nowa płyta Burzy. Nie wiadomo tylko kiedy coś takiego miałoby nastąpić...

Komentarze
Dodaj komentarz »