zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Storm "Nordavind"

15.02.2000  autor: Solitude
okładka płyty
Nazwa zespołu: Storm
Tytuł płyty: "Nordavind"
Utwory: Innferd; Mellom Bakkar og Berg; Baavard Bedde; Villemann; Nagellstev; Oppi Fjelet; Langt Borti Lia; Lokk; Noregsgard; Ulferd
Wydawcy: Tatra Productions, Morbid Noizz
Premiera: 1994

Naprawdę długo zbierałem się do napisania recenzji tej niesamowitej płyty, a może wręcz dzieła?

Tak, tak, jest to projekt bardzo dobrze wam znanych muzyków. S. Wongraven to oczywiście Satyr (Darkthrone, Satyricon), Herr Nagell to Fenris (Darkthrone, Isengard). Wspomaga ich jeszcze Kari Rueslatten (3rd And The Mortal). Tych troje uzdolnionych muzyków stworzyło rzecz niezwykle ciekawą. Muzyka jest pewnego rodzaju mieszanką norweskiego folku i metalu, wszystkie teksty są także w języku norweskim, co nadaje tej produkcji niecodzienny klimat. Szczerze mówiąc, język naprawdę pasuje do tego rodzaju muzyki, do black metalu również, choć to akurat kwestia dyskusyjna. Te dziesięć utworow to hymn i hołd złożony Norwegii. Powstał, jak stwierdzili muzycy tego jednorazowego (jak dotąd) projektu, z miłości do ojczyzny. Mamy tu naprawdę wspaniałe utwory. Niektóre z nich to tradycyjne melodie norweskie (jeżeli ktoś miał okazję posłuchać norweskiego folku, wie co mam na myśli), znakomicie połączone z ciężkimi riffami gitar. Fenriz śpiewa tu czysto i jego wokal jest jak najbardziej na miejscu. Satyr przejął wszystkie blackowe krzyki, ale największym atutem jest oczywiście śpiew Kari Rueslatten. Mówię, że najważniejszy, gdyż wszyscy znamy jej dokonania z 3rd And The Mortal. Niestety, jak można dowiedzieć się ze strony www Kari, nie chce ona mieć już nic innego z jakąkolwiek odmianą metalu i nagrywa płyty w stylu W. Houston. Szkoda.

Epickie pieśni "Nordavind", przepełnione pięknem norweskich fiordów, gór pokrytych wiecznym śniegiem i odmiennością tego jakże pięknego kraju, nadają płycie klimat zupełnie inny od wszystkiego, co słyszeliśmy do tej pory. "Oppi Fiellet" to na pewno numer jeden tej płyty. Tytuł można przetłumaczyć jako "Tam na wzgórzu". Jak mówił Satyr, jest to hołd oddany pięknym norweskim górom. To również jedyny utwór, jaki zdecydował się on przełożyć na angielski. Jeśli chodzi o pozostałe, ich autor stwierdził, że trzeba być Skandynawem, aby je zrozumieć.

To dzieło wielkiego kalibru i strasznie żałuję, że nie będzie ciągu dalszego. Zachęcam do przeniesienia się w czasy wikingów za pośrednictwem takich płyt jak ta.

Komentarze
Dodaj komentarz »