zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: The Provenance "Red Flags"

27.11.2006  autor: RJF
okładka płyty
Nazwa zespołu: The Provenance
Tytuł płyty: "Red Flags"
Utwory: At the Barricades; Crash Course; Thanks to You; Second and Last But Not Always; Revelling Masses; Leave-Takings; The Cost; Deadened; One Warning; Settle Soon
Wydawcy: Peaceville Records, Mystic Production
Premiera: 2006
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 5

Wiele już słyszeliśmy zespołów, które w swojej muzyce łączyły ciężkie, metalowe dźwięki ze smutnymi i melancholijnymi melodiami. The Provenance jest jedną z takich właśnie grup. Nie lepszą i nie gorszą od całej rzeszy innych.

To, co wyróżnia The Provenance to dwoje wokalistów. Żeński głos należy do Emmy Hellstrom, a męski do Tobiasa Martinssona. Czasem słyszymy ich solo, czasem śpiewają w duecie. Każde z nich wywiązuje się należycie ze swojego zadania, jednak to głos Emmy zdaje się być bardziej intrygujący i przykuwa uwagę na dłużej. W swoim rejestrze i sposobie przeciągania nut budzi skojarzenia z Anneke van Giersbergen z The Gathering. Różnica polega na tym, że głos wokalistki The Provenance jest zimniejszy od głosu wokalistki holenderskich przedstawicieli metalu.

Zimniejsza jest też muzyka. Na "Red Flags" dominują metalowe dźwięki z wpływami lekko odhumanizowanego industrialu. Sterylne brzmienie gitar i mechaniczne uderzenia perkusji w połączeniu z syntezatorami nadają nieco wyobcowanego posmaku takim kompozycjom, jak "Crash Course" czy "Thanks to You". Piosenki momentami intrygują, jednak momentami potrafią także nużyć. Najdłużej w pamięci zapada mający pewne znamiona epickości "Deadened", w którym niepokojący początek stopniowo potęguje napięcie, aż w części środkowej muzyka zaczyna gwałtownie przyspieszać, by następnie przejść do ciężkiej, masywnej końcówki. Pozytywne wrażenie robi także majestatyczny, a jednocześnie jakby ulotny "Second and Last But Not Always". Kilka zwodniczych taktów z "Revelling Masses" mogłoby znaleźć się na którejś z płyt Smashing Pumpkins. Obowiązkowa dawka dołujących dźwięków znajduje się zresztą w każdej z pozostałych kompozycji. Ale co z tego, skoro większość z nich wpada jednym uchem, by za chwilę wylecieć drugim?

Komentarze
Dodaj komentarz »
również nie zgadzam się z recenzją
Layla (gość, IP: 89.77.174.*), 2010-01-05 16:33:00 | odpowiedz | zgłoś
gość kt11 bardzo dobrze napisał, duże brawa. Zdecydowanie płyta Red Flags jest jedną z najlepszych dla mnie płyt zeszłorocznych. Kompletnie nie jestem w stanie się przyczepić do czegokolwiek, nawet na siłę. Utwory skomponowane i zagrane świetnie, rozwijające się, niebanalne. Zarówno też wokalistka jak i wokalista odwalili kawał dobrej roboty, nie tylko kiedy śpiewają osobno, ale również w świetnie brzmiących harmoniach, gdy śpiewają razem. I tu też zgodzę się z kt11, zdecydowanie te bardziej "zeńskie" utwory kojarzą mi się z Paatosem - brzmienie gitar, harmonie chórków, brzmienie głosu, a nawet więcej tu emocji niż w Paatosie. Utwory "męskie" też kojarzą mi się z Katatonią, więc coś jest na rzeczy.. Jednak nie przyszłoby mi do głosy, że jakiś zespół połączy Katatonie z Paatosem w tak spojny sposób, bez kopiowania, a z wydobyciem własnego brzmienia, które dodaje tej płycie oryginalności. Nie jestem w stanie wskazać innej, podobnej płyty. Wielkie brawa za to wydawnictwo i wielka szkoda, że dojście zespołu do tak wysokiego poziomu, zakończyło się jego rozpadem. To nieodżałowana szkoda. Tak czy siak, recenzja zrobiona była zdecydowanie nie przez osobę, która zna się na tych klimatach i zdecydowanie spisana była po jednym, max 2 przesłuchaniach płyty, co spowodowało zbyt pochopne jej ocenienie.
re: również nie zgadzam się z recenzją
Layla (gość, IP: 89.77.174.*), 2010-01-08 21:11:03 | odpowiedz | zgłoś
errata: zeszłorocznych.. echh... odkrytych przeze mnie w zeszłym roku, płyta jak wiadomo ma już kilka lat :)
inna ocena
kt11 (gość, IP: 87.206.32.*), 2009-11-05 02:34:14 | odpowiedz | zgłoś
Z chęcią (szczerze i nie ironizując) poznałbym tę "całą rzeszę" innych, nie gorszych zespołów gatunku. Gatunku na tyle nielicznego i niezdefiniowanego, że nawet przynależenie do niego nie kłóci się z oryginalnością. Chyba że Autor recenzji rzeczywiście miał na myśli "ciężką melancholię", która jest tak szerokim pojęciem, że niezbyt nadaje się do opisu czegokolwiek.

Gdy w recenzji pojawia się porównanie nieco sztampowe (wokal Anneke) i jednocześnie zbyt dalekie (takty Smashing Pumpkins) można odnieść wrażenie, że opisywane rejony muzyczne są zbyt odległe, co wpłynęło na zaniżenie oceny. Wrażenie to potęgują zdania o przynudzaniu i początkowe osadzenie zespołu w bliżej nieokreślonej masie, a może też niejednoznaczny epitet o "obowiązkowej dawce" (nielubianych?) dołów, choć nie chcę się czepiać, bo może i lubianych ;-)

Co do porównań, wspomnienie o The Gathering jest oczywiście zasadne, choć wokalistce nieco bliżej jest do norweskiego Pale Forest (bardziej triprockowe brzmienie), szwedzkiej liderki z popularnego Beseech (mniej wibracji w głosie i mieszane wokale). Natomiast instrumentalnie bardzo blisko jest do (również skandynwskiego) Paatos. Wokalnie zresztą też. Tego porównania brakuje tu najbardziej. Pod względem ciężaru i klimatu niedaleko do Katatonii (nieprzypadkiem - Szwecja).
Porównania te wskazują na brzmienie całego regionu, więc są cenną informacją, której moim zdaniem zabrakło. Warto wspomnieć o typowym dla Szwedów, profesjonalnym warsztacie muzycznym i niebanalnych kompozycjach.

Określenia: odhumanizowany, sterylny, wyobcowany - są przesadzone, nie brakuje tu emocji i wpadających w ucho melodii, choć utwory są dynamiczne a tempo jest w miarę równe. Tym trudniej jest zaszufladkować The Provenance np. do progresywnego metalu/rocka z żeńskim/mieszanym wokalem - półki ciekawej, choć (niestety dla mnie) niewielkiej.

Podsumowując, opis jest trochę krzywdzący, a płytę naprawdę warto przesłuchać.
Ale i tak dzięki za recenzję.