zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 23 kwietnia 2024

recenzja: Tool "Lateralus"

7.11.2001  autor: Tomasz Kwiatkowski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Tool
Tytuł płyty: "Lateralus"
Utwory: The Grudge; Eon Blue Apocalypse; The Patient; Mantra; Schism; Parabol; Parabola; Ticks and Leeches; Lateralus; Disposition; Reflection; Triad; Faaip de Oiad
Wydawcy: Pomaton EMI
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Niezwykle trudno pisać o płycie, którą - jak wiadomo - zachwycił się ostatnio cały metalowy i rockowy świat. Zespół Tool, którego - gwarantuję - 95% naszego społeczeństwa nie zna nawet z nazwy, w pierwszym tygodniu sprzedaży wspiął się swoim nowym albumem na szczyty list przebojów na całym świecie. Również w Polsce. I to wcale nie wykonując muzyki przystępnej i łatwej. Wręcz przeciwnie - często wiele wymagającej od słuchacza, zmuszającej do uważnego, kilkakrotnego przesłuchania. Trudno, gdyż napisano o "Lateralus" już chyba wszystko.

Jak wiedzą wtajemniczeni, płyta ta jest następczynią niezwykle udanego albumu "Aenima", wydanego pięć lat temu. Pięć lat przerwy to w tej branży dość długi okres, przez który panowie trochę pokoncertowali, popracowali nad innymi projektami (wokalista Maynard James Keenan i jego grupa A Perfect Circle). W końcu zebrali się do nagrania płyty i efekt, jak wiemy, przeszedł chyba ich najśmielsze oczekiwania.

"Lateralus" nie jest płytą łatwą w odbiorze. Myślę, że jej prawdziwą, wysoką wartość poznaje się dopiero po kilkunastu przesłuchaniach. Co nie znaczy wcale, że nie można się nią zachwycić od razu. Panowie z grupy Tool stawiają przede wszystkim na klimat, atmosferę. Na kontrasty między fragmentami spokojniejszymi, kontemplacyjnymi wręcz, a partiami pełnymi jakiejś pierwotnej, mocnej energii. A także na psychodelię. Podczas słuchania tej płyty, gdy próbowałem znaleźć w tej muzyce jakieś punkty odniesienia, na myśl przyszły mi dwa zespoły. Współczesny i trochę już zapomniany. Ten pierwszy to Radiohead. Drugi to wczesny Pink Floyd. Od pierwszych wzięli niezwykła łatwość poruszania się w klimatach bardzo niekiedy od siebie oddalonych, a także pewną pogardę dla tego, co w dzisiejszej muzyce pop określa się mianem "potencjału komercyjnego". Od drugich natomiast umiejętność wykreowania za pomocą prostych niekiedy środków niezwykłej, psychodelicznej atmosfery. Wszystko to ubrali w ciężkie, raz melancholijne, raz pełne energii, metalowe środki wyrazu i stworzyli dzieło wybitne.

Myślę, że akurat w tym przypadku nie ma sensu rozpisywać się o poszczególnych utworach. Z wyjątkiem tradycyjnych u Toola krótkich przerywników są one wszystkie długie, przeważnie oparte na schemacie powolne rozwinięcie - kulminacja - wariacje (w sensie muzycznym oczywiście, nie psychicznym). Wyróżnić warto na pewno swoiste misterium dźwięków, jakim jest "The Grudge", przestrzenny "The Patient" oraz singlowy "Schism" czy też "Ticks & Leeches", ale jestem pewien, że innej osobie mogłyby się spodobać bardziej zupełnie inne utwory. To już zależy od preferencji. Jednak najlepiej płyta ta smakuje jako całość i choć jest to porcja muzyki całkiem obfita (79 minut), to o niestrawność raczej nie ma obawy.

Komentarze
Dodaj komentarz »