zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

recenzja: Trioxia "Flames Of Prophecy"

7.04.2005  autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Trioxia
Tytuł płyty: "Flames Of Prophecy"
Utwory: Marching With Evil; Battle Of Demons; Ready For Damnation; Deep Inside Your Soul; Heart Of Lucifer; Justice; Hand Of Revenge; In The Eyes Of The End
Wykonawcy: Marco Lampugnani - instrumenty perkusyjne; Alessandro Jacobi - gitara basowa; Alberto Casarotto - gitara; Marco Colonna - gitara; Kron - wokal, gitara akustyczna
Wydawcy: Risestar Promotions
Premiera: 2004
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 3

"Flames Of Prophecy" to debiut pochodzącego z Włoch zespołu Trioxia. Debiut niestety w mojej opinii bardzo nieudany. Styl muzyczny, który upatrzyła sobie kapela to dość niewyszukany miks heavy i power metalu, jednak najgorsze jest to, iż poziom prezentowany przez muzyków jest po prostu bardzo słaby. Rozpoczynające płytę intro "Marching With Evil" robi jeszcze całkiem dobre wrażenie - zgodnie z tytułem jest marszowo i nieco podniośle, a praca perkusisty przypomina nieco "portnoy'owskie" napieprzanie w "Under A Glass Moon" (nagranie z drugiej płyty Dream Theater). Podobnie drugi numer na płycie też trzyma niezły poziom - znów zwraca uwagę świetna gra "fizycznego", a w końcówce ciekawie odzywa się kilkoma "brzdąknięciami" basista. Potem jednak mamy totalny zjazd w dół, płyta już nie wykracza poza słaby poziom, a znacznie częściej na usta ciśnie się zaś słowo "tragedia" - fatalne muzycznie i tekstowo "Ready For Damnation", ekstremalnie nudny "łącznik" fortepianowy "Deep Inside Your Soul", tępe oraz płaskie brzmieniowo "Heart Of Lucifer". Minimalnie lepiej jest w "Justice" - cięte riffy gitar, przyjemne buczenie basu i znów świetne partie perkusji - a potem dalej w dół: skoczna melodia i klawisze podczas wyśpiewywania "Marching On Your Bodies / Watching On You Dying (...)" tworzą koszmarny i pozbawiony smaku miks w "Hand Of Revenge", a zakończenie pod postacią "In The Eyes Of The End" jest co najwyżej znośne. Uff..

Generalnie przebrnięcie przez ten album to niezła męka. Wszystko jest tu niedopracowane, brak jest iskry i dynamiki, a teksty odrzucają. Jedyne jaśniejsze punkty to panowie tworzący sekcję, którzy (szczególnie odpowiedzialny za perkusję Marco Lampugnani) powinni czym prędzej poszukać innej kapeli. A jeśli już zdecydują się zostać i nadal "walczyć" w barwach Trioxii, to niech przynajmniej pozbędą się Krona, który nie dość, że dziwnie dobiera linie melodyczne, to jeszcze fałszuje, co jest po prostu niewybaczalne i irytujące! Jeśli więc komuś mignie przed oczami ta płyta, to niech omija ją jak najszerszym łukiem! No, chyba, że jakaś Wasza antypatia ma właśnie urodziny lub imieniny...;-)

Komentarze
Dodaj komentarz »