zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 20 kwietnia 2024

relacja: Exodus, Warszawa "Progresja" 16.07.2012

18.07.2012  autor: Robert "Sierpiniak" Sierpiński
wystąpili: Exodus; Suicidal Angels; Bullet Belt
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 16.07.2012

Zawsze żałowałem, że nigdy nie zobaczę na żywo prawdziwego thrashmetalowego koncertu, jakie odbywały się w amerykańskich klubach w latach osiemdziesiątych. Takiego chaosu, agresji, emocji i ilości rozbitych, krwawiących nosów oraz łuków brwiowych nie widuje się na dzisiejszych imprezach - szczególnie na stadionach i w halach. Dzięki Exodus doświadczyłem i zdałem sobie sprawę, jak kiedyś mogły wyglądać takie koncerty.

Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni
Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni

Exodus zalicza się do czołówki thrash metalu. Jednak, w przeciwieństwie do zespołów Wielkiej Czwórki, grupa ta pod względem muzycznym jakby zatrzymała się w latach osiemdziesiątych. Odbija się to na jej popularności, ale jednocześnie stanowi jej siłę i zapewnia rzesze oddanych fanów. Wątpię jednak, czy udałoby im się wypełnić katowicki "Spodek" czy warszawski "Torwar". Wypełnili jednak klub - warszawską "Progresję", czyli miejsce, do którego Exodus pasuje najlepiej.

Przed wejściem do sali w oczy rzucał się tłumek fanów oczekujących na koncert. Wyglądali jak żywcem wzięci z Bay Area. Wszyscy panowie z długimi włosami, w glanach lub adidasach za kostkę, oczywiście w koszulkach ulubionych zespołów. Szczególnie jednak wyróżniały ich oldschoolowe, jeansowe kamizelki bez rękawów z naszywkami m.in. Exodus, Slayer, Sodom, Venom czy Motorhead. Przyznam szczerze, że niektórzy mieli nawet jakieś undergroundowe nazwy, których nie znałem. To szczególnie ciekawe ze względu na fakt, że zdecydowaną większość fanów stanowiła młodzież w wieku licealnym. Spodziewałem się bardziej ludzi pod trzydziestkę. Fajnie widzieć, że młodsi również słuchają starych zespołów. Fajniej też widzieć na metalowym koncercie dziewczyny, a o dziwo na Exodusie ich nie brakowało. Panie były podobnie poubierane, co panowie, co w niektórych przypadkach, szczególnie ludzi z długimi włosami i o szczupłej budowie ciała, mogło wprowadzić niektórych w konsternację - "czy ta osoba, stojąca do mnie tyłem, to koleś czy panna?".

Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni
Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni

Klub był wypełniony prawie w całości. Po koncercie supportów (Bullet Belt i Suicidal Angels) atmosfera była już dosyć gorąca - i to dosłownie - było duszno i już od progu każdy się robił spocony. Nie wspominając o wszechobecnym zapachu... ale o to chodzi na takich koncertach - ma być pot, smród oraz emocje. Możecie mi wierzyć, że były.
Exodus wszedł na scenę z lekkim opóźnieniem paręnaście minut po 21. Należy wspomnieć, że Gary'ego Holta, który wspomaga obecnie w trasie Slayera pod nieobecność Jeffa Hannemana, zastąpił Rick Hunolt, który m.in. grał na "Bonded By Blood", "Pleasures Of The Flesh" oraz "Fabulous Disaster". To on właśnie swego czasu zastąpił Kirka Hammetta, który opuścił Exodus po to, by grać w Metallice. Akurat na rękę Hunoltowi setlista całego koncertu opierała się głównie na tych płytach. W porównaniu do lidera grupy - Roba Dukesa, który swoją fizjonomią i zachowaniem na scenie przypomina rzeźnika ze średniowiecza - Hunolt prezentuje się niepozornie. Niski, trochę łysawy, chudy pan z rozbieganym wzrokiem szaleńca. Jak później się okazało, oczy naprawdę są zwierciadłem duszy, bo Hunolt sam wspomniał, iż na ostatnim koncercie tak szalał, że spadł ze sceny i połamał sobie żebra. Dlatego w Warszawie był trochę spokojniejszy.

Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni
Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni

Exodus zaczął oczywiście od "The Last Act Of Defiance". W tym momencie nastąpiło mocne uderzenie. Perkusja i ściana gitar tworzyły potężny huk, przez który jakimś cudem przedzierał się wokal Dukesa. Ciężko jednak było wyłapać poszczególne słowa oraz bardziej wysublimowane zagrywki gitarzystów. Brzmienie pozostawiało trochę do życzenia, ale na sali nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy znali słowa, linie gitary prowadzącej, basu i perkusji. Poza tym fani w większości byli zajęci naprawdę ostrym moshowaniem. Osoby stojące z boku i po prostu słuchające grzecznie muzyki stanowiły ułamek publiki.

Zespół przeplatał setlistę trochę nowszymi utworami, najwięcej miejsca przeznaczając jednak na klasykę. Po pierwszym utworze wykonał więc "Iconoclasm", "Piranha" oraz "Shroud Of Urine". Po tym ostatnim grupa skupiła się na płycie, z której pochodzi "Piranha", czyli na "Bonded By Blood". Panowie zagrali z niej większość utworów: "Metal Command", "And Then There Were None", "A Lesson In Violence", a później oczywiście utwór tytułowy i na zakończenie "Strike Of The Beast". Muzycy grali równo i z wielkim zaangażowaniem. Naprawdę poza nagłośnieniem nie można się było do niczego przyczepić. Poza tym widać było radość z występowania - gitarzyści popisywali się solówkami, a Dukes - mimo swojej wagi - latał cały czas po scenie i podkręcał już i tak wysoką temperaturę, uskuteczniając headbanging i zachęcając publikę charakterystycznym ruchem ręki do tworzenia mosh pitu.

Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni
Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni

Warto się na chwilę zatrzymać przy tym moshowaniu. Mosh pit robił naprawdę duże wrażenie. Ciężko to opisać słowami - wszyscy biegali jak szaleni, krzycząc, śpiewając w nieprzerwanym i nieustającym kręgu. Kto do niego wpadł, dawał się całkowicie porwać tej piekielnej karuzeli, a jeżeli jakimś cudem udało mu się wyjść, to tylko na chwilę, żeby złapać oddech, po czym jak zahipnotyzowany wracał z powrotem. Klaustrofobiczne, ciemne pomieszczenie, oszczędne oświetlenie sceny oraz muzyka Exodus przywodziły na myśl sceny z "Czasu Apokalipsy" Coppoli. Uczestnicy mosh pitu zasługują na uznanie. Krąg się nie zatrzymał, z każdym kolejnym utworem rósł - po to, żeby na samym końcu zmienić się w Ścianę Śmierci, kiedy to sala podzieliła się na dwie części, które runęły na siebie jak banda dzikusów głodnych krwi. Takiego czegoś można doświadczyć wyłącznie na koncercie klubowym. To było niesamowite, zupełnie jakbym się znalazł na koncercie sprzed 30 lat. Nawet Dukes był po wrażeniem i często między kawałkami wspominał, że publika jest niesamowita i głównie dlatego lubi przyjeżdżać do Polski (drugim argumentem były piękne polskie dziewczyny - niektóre z nich nie były głuche na komplementy wokalisty i odwdzięczyły się pokazując piersi). True metal!

Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni
Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni

Zespół zagrał również "Blacklist", "Pleasures Of The Flesh" (tutaj nastąpiło chyba apogeum moshu, prawdopodobnie dzięki nastrojowemu intro, które podgrzało atmosferę), "Scar Spangled Banner" oraz "Impaler", w którym swoje palce maczał jeszcze w 1982 roku Kirk Hammet. Potem po "Bonded By Blood" wykonamy został "War Is My Sheppard", bardzo agresywny i świetnie sprawdzający się na żywo kawałek. Tutaj Exodus zaskoczył i zagrał w samym środku trzy inne utwory - przyznam, że zaciekawił mnie klucz ich doboru, bo wykonane zostały w częściach: "You Like A Hurricane" (Scorpions), "Man On The Silver Mountain" (Rainbow) oraz "Motorbreath" (Metallica). Potem panowie wrócili do głównego kawałka i zakończyli koncert grając "The Toxic Waltz" i "Strike Of The Beast". Nie muszę chyba dopisywać, że mosh pit trwał i nie zmniejszał się do ostatniej nuty...

Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni
Exodus, Warszawa 16.07.2012, fot. Lazarroni

Kto nie był, niech żałuje - chociaż akurat Exodus jest częstym gościem w naszym kraju, więc na pewno będzie okazja naprawić ten błąd. Koncert był świetny, dobrze zagrany, a zespół dawał z siebie wszystko. Jednak atmosferę wydarzenia, oprócz doskonałej muzyki, tworzyła publika. Jeżeli tak wyglądały wszystkie koncerty w latach osiemdziesiątych, to każdy fan metalu może żałować, że w nich nie uczestniczył. Całe szczęście jest jeszcze Exodus, który przypomina najlepsze czasy autentycznego thrash metalu.

Zobacz zdjęcia z koncertu: Exodus (część 1), Exodus (część 2), Suicidal Angels.

Komentarze
Dodaj komentarz »
bajer
pik (gość, IP: 79.163.53.*), 2012-07-21 12:06:32 | odpowiedz | zgłoś
monachium? leverkusem? nigdy w życiu- tylko Bayer Full !!! ;P
;)
asior (gość, IP: 89.74.198.*), 2012-07-21 09:21:36 | odpowiedz | zgłoś
A moim zdaniem Bayern Monachium
A co to?
WTF co to (gość, IP: 46.170.26.*), 2012-07-19 15:07:52 | odpowiedz | zgłoś
Co to jest Bay Arena?
re: A co to?
sierpiniak (wyślij pw), 2012-07-19 16:28:50 | odpowiedz | zgłoś
sorry literówka - powinno być oczywiście Bay Area
re: A co to?
ksdos (gość, IP: 80.54.47.*), 2012-07-20 18:27:07 | odpowiedz | zgłoś
Bay Arena to nazwa stadionu na ktorym gra Bayer Leverkusen
P.S.
zaskoczony (gość, IP: 83.143.142.*), 2012-07-19 09:22:33 | odpowiedz | zgłoś
i jeszcze to zaproszenie na scenę chłopca do zagrania na gitarze...są wielcy

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy Twój komputer jest szybki?