zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

relacja: Damn.Phase, Kobieta Roku, Costa Del Sol, Braintrust, Fat In Front, Warszawa "DK Imielin" 29.09.2000

27.10.2000  autor: Fuckir
wystąpili: Damn.Phase; Kobieta Roku; Costa del Sol; Braintrust; Fat In Front
miejsce, data: Warszawa, Dom Kultury "Imielin", 29.09.2000

Siedząc w domu w piątkowe popołudnie, doszedłem do wniosku, że coś trzeba zrobić z niedługo rozpoczynającym się wieczorem. I zrobiłem. Mając dwanaście złociszy w kieszeni, postanowiłem się z nimi pożegnać. Zatankowałem parę piw, i ruszyłem na koncert do Domu Kultury na Imielinie przy Dereniowej 6. Mieli zagrać Fat In Front, Braintrust (gotyk), Costa Del Sol (o którym słyszałem dużo dobrego), Kobieta Roku oraz Damn.Phase. Spotkałem naprawdę masę kumpli, którzy zaryzykowali dwanaście zyla by się niechybnie rozerwać, w rytmie ostrego czadu.

Początek był zaskakujący. Fat in Front to kapelka bluesrockowa, więc nie było za ostro, ale z jajem. Niestety nie wróżę im szybkiej kariery, lecz kiedy człowiek się bawi, to nie zwraca uwagi na technikę grania. Aranżacje większości utworów, mocny, lecz nie szkolony, śpiew korpulentnego solisty wymagają dopracowania. Ruch sceniczny pozostawia wiele do życzenia. Dlaczego? Bo go w ogóle nie było. Końcówka ciekawa i bardzo dynamiczna.

Następny był Braintrust, który znam z Domu Kultury z Zacisza, zagrał dobrze, we własnym swoistym stylu. To połączenie ostrych riffów typowych dla kapel grających gotyk oraz plątanina zagrywek charakterystycznych dla The Rollins Band i Black Sabbath z żeńskim wokalem. Widać było, że zespół jest zgrany i świetnie daje sobie radę na scenie (pod względem muzycznym). Niestety nie mogę się powstrzymać od słowa krytyki. Mam wredną naturę, lecz cóż zrobić. Strasznie anemiczny występ. Brakowało w spektaklu ognia, agresji, przekazu mocy. Muzyka prezentowana przez Braintrust nie oszołomiła mnie, choć była naprawdę dobra. Jednak wokal potrafił swym brzmieniem i barwą doprowadzić do ekstazy. Oby tak dalej.

Wreszcie tak długo oczekiwany występ kapeli, o której słyszałem dużo dobrego i od widowni, i od kilku ludzi zajmujących się profesjonalnie muzyką. Costa Del Sol. Nareszcie! Wyszło siedmiu niepozornych gości. Jednak okazało, że dwóch kolesi grających na jumbach to ich kumple, nie związani z grupą. Pierwszy numer powalił mnie na kolana. Potężne ciężko brzmiące wiosło, bas doprowadzający do histerii (w dobrym tego słowa znaczeniu), beczki rozsadzające bębenki w uszach, klawisze wypełniające tło, potężny surowy wokal oraz gościnne jumbka. Klimat, jaki muzycy tworzą, to było to, co chciałem zobaczyć. Zamurowało mnie. Nie wiedziałem czy mam się bawić, czy słuchać. Moc, jaką muzycy przekazują, udziela się każdemu i w każdym momencie. Brooklińskie, hardcorowe riffy, sfuzzowany bas (tylko czasami, a szkoda), bardzo mistycznie brzmiące klawisze z pogranicza transu i industrialu, rootsowe jumba, agresywny wokal, to naprawdę było coś oryginalnego i nieprzyziemnego. Nie słyszałem czegoś takiego nigdy w życiu. Jedynie mogę to określić jako artcore. Chociaż nie wiem czy tę muzykę można tak szufladkować. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Zakończyli naprawdę świetnie przerobionym, bardzo starym coverem S.O.D. "United Forces". To nie lada gradka dla starych wyjadaczy, słuchających metalu i crossover. Czuć było fascynację indiańskimi i latynowskimi rytmami w każdym z zaprezentowanych numerów. Występ mnie nie rozczarował, warto było wydać te dwanaście blach żeby ich zobaczyć. Nie mogłem jedynie w to uwierzyć, że Costa Del Sol to zespół grający w podziemiu. Profesjonalizm, jaki tryskał z estrady, temu zaprzeczał.

Po pierwszych dźwiękach kolejnego zespołu, pomyślałem, że trzeba się przejść i napić browca. Słychać było, że głos wokalistki jest ciepły i profesjonalnie ukształtowany, miły dla ucha, natomiast muza odbiegała od charakteru całego koncertu. Nazwa kapeli, Kobieta Roku, brzmiała dla mnie dość punkowo. Okazało się, że zespół prezentuje muzykę rockową zagraną na wysokim poziomie, ciekawe aranżacje, wybijający się śpiew dziewczyny - mogą się podobać. Ciężko mi jest ich sztukę przyrównać do jakiegoś konkretnego zespołu. Byli dosyć ciekawą grupą, lecz byli również tacy, którzy woleli doładować baterie i wyskoczyć na piwko.

Czas na ostatnią kapelę. Damn.Phase. To czterech gostków z Warszawy. Typowy korno pochodny mutant. Jedyną rzeczą, która może wpłynąć na czyjąś ocenę to przyzwoity wokal i mocny bas. Szpanerskie ciuchy i tatuaże nie robią na mnie żadnego wrażenia. Choć lubię Korna, to patrząc na kolejny korno pochodny twór zaczynam się zastanawiać, czy to wszystko, na co stać naszych undergrundowych muzyków. Neometal wykonywany przez chłopaków może się podobać, lecz niestety takich kapel jest w ch... (bardzo dużo)! Łamiące się perkusiście pałki, przerywanie z tego powodu koncertu, to fatalny brak profesjonalnego podejścia do grania. Zauważyłem, że basista Damn.Phase gra również w Costa Del Sol (który jest na dobrej drodze do zrobienia kariery). Zbaraniałem!

Pomimo kilku wpadek niektórych zespołów, wyszedłem naprawdę usatysfakcjonowany. Uważam, że dwanaście złotych to sporo forsy, lecz występ Costa Del Sol wynagrodził mi niedosyt, jaki pozostać mógł po występach Kobiety Roku, Fat in Front oraz Damn.Phase. Cieszę się, że nasza scena undergrundowa rozwija się tak dynamicznie i są ludzie, którzy organizują takie koncerty. Chwała im za to. Szkoda, że nasz rynek muzyczny zdominowany jest przez pop, bo posiadamy naprawdę wiele kapel, które zrobiłyby karierę na rynkach zachodnich.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o drobnym szczególe. Drodzy organizatorzy, przemyślcie jakie kapele mają grać na koncercie. Jestem konserwatystą i wychodzę z założenie, że takie imprezy powinny jednak być nieco ujednolicone.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy Twój komputer jest szybki?