zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

relacja: Metalmania '99, Katowice "Hala Baildon" 15.05.1999

20.05.1999  autor: Padre
wystąpili: Samael; Grip Inc.; Anathema; Lacuna Coil; Turbo; Vader; Christ Agony; Artrosis; Tower; Evemaster; Pik; Dominium
miejsce, data: Katowice, Hala sportowa huty "Baildon", 15.05.1999

I.

Najpierw miało jej nie być w ogóle. Na szczęście plotka nie sprawdziła się i pojawiły się informacje, że jednak się odbędzie. Niedługo później w sklepach były już bilety, a na mieście plakaty. Gdy tylko zebrałem kasę, udałem się po bilet. Będąc już jego szczęśliwym posiadaczem, oczekiwałem dnia, kiedy będę mógł z niego skorzystać. W międzyczasie, jak to zwykle z Metalmanią bywa, zaczęły docierać różne pogłoski, co do zespołów mających na niej wystąpić. Najpierw z radością ujrzałem plakat z wielkim napisem Samael. Później ukazał się majowy MH, w którym ta informacja została też potwierdzona. Z niecierpliwością oczekiwałem końca ostatniego tygodnia, gdy dowiedziałem się, że Death odwołał całą swoją Europejską trasę. Zaraz potem dotarła wiadomość, że festiwal został odwołany. Na szczęście okazała się ona nieprawdziwa - tak przynajmniej twierdziło MMP. Z duszą na ramieniu i głową bolącą jeszcze po zakończonych dzień wcześniej juwenaliach, udaliśmy się do hali Baildonu, gdzie w tym roku miała się odbyć Metalmania. Tam zastaliśmy już spory tłumek "długowłosych, ubranych w czarne 'mundury' wielbicieli najmroczniejszego gatunku muzyki", a także wywieszki potwierdzające odwołanie występu Death. Organizatorom, którzy - aby uniknąć ścisku przy wejściu - zachęcali do wcześniejszego przybycia, nie udało się na czas otworzyć hali, więc przed wejściem jak zwykle panowała anarchia.

II.

Zaraz po kontroli oczom naszym ukazały się dwa stoiska, na których można było znaleźć wiele ciekawych rzeczy po całkiem przystępnych cenach. Niestety, nie będąc szczęśliwymi posiadaczami większej gotówki, udaliśmy się na salę. A tam - na scenie - właśnie kończyło swój występ

Dominium

Nie zrażeni tym, że ominęło nas pierwsze przedstawienie, zajęliśmy miejsce na trybunach, aby spokojnie podziwiać występy, zbytnio się nie przemęczać i oszczędzać siły na to, co miało nas czekać później. Pierwszy (a właściwie już drugi) wystąpił

PIK

Zespół dał całkiem niezłe przedstawienie, lecz nie rozbawił publiczności, która dopiero wlewała się do hali, zajmowała miejsca lub stała w kolejce do jednego z dwóch bufetów, w których można było kupić coś na ząb, a także zimne i ciepłe napoje. Tylko garstka zapaleńców skakała na płycie przed sceną. Następnym zespołem był fiński

Evemaster,

który podarował nam niezłą dawkę melodycznego black metalu. Tu już płyta się trochę zapełniła, a najbardziej rzucały się w oczy grupki uprawiające headbanging. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że jak na taki festiwal, to zespoły rozgrzewające publiczność brzmiały całkiem nieźle, co nie zawsze ma miejsce, gdy sprzęt jest przygotowany dla głównych gwiazd, a support brzmi bardzo źle. Tu należy się organizatorom pochwała. Po zejściu ze sceny Finów pojawił się na niej polski

Tower

Jak i poprzednim razem w tej hali (przed koncertem Dickinsona), zespół dał niezłe, brzmiące dużo ciężej niż na albumie, przedstawienie, przy którym ruszyliśmy na płytę i trochę poszaleliśmy. Ciekawy jestem, jak będzie brzmiała ich nowa płyta, mam nadzieję, że będzie w tym klimacie, który usłyszeliśmy na koncercie. Następnym wykonawcą było

Artrosis

Moim zdaniem był to najgorszy z występów na tegorocznej Metalmanii. Pomijając kłopoty ze sprzętem, nawet wtedy, kiedy wszystko było w porządku, zespół brzmiał fatalnie. Artrosis było jedynym zespołem, który występował bez perkusisty, za to pięknie wyglądał klawiszowiec, męczący się nad sprzętem, z którego nie dochodziły żadne dźwięki. Po nieudanym występie polskiej "gwiazdy", na scenie zaczął instalować się Christ Agony, a z głośników popłynęły dwa utwory z nowej płyty Behemotha, który pomimo zapowiedzi nie pojawił się na festiwalu, jako że jest teraz w szczątkowym składzie. Tymczasem

Christ Agony

zakończyło przygotowania i zaczęło swój występ. Chłopcy grali całkiem nieźle, a ludek przed sceną powoli zaczął się rozkręcać, lecz znów zaczęły się kłopoty ze sprzętem. Co jakiś czas słychać było trzask, a z głośników przestawały dobiegać dźwięki. Jak powiedzieli później organizatorzy, podobno ktoś ciągle przecinał kable. Po ich wymianie, zespół dokończył występ, a następnie "na scenie pojawiła się legenda polskiej metalowej sceny"

Turbo

Zespół ten powrócił na festiwal po ponad dziesięciu latach i dał jeden z najlepszych występów na tegorocznej Metalmanii. Tu znów udaliśmy się na płytę, aby poskakać w rytm tradycyjnego heavy metalu, prezentowanego przez tę grupę. Muszę się przyznać, że pomimo chęci, nie słyszałem żadnej ich płyty i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony ich występem. Na szczęście skończyły się kłopoty ze sprzętem i ich występ przebiegł bez zakłóceń. Kolejnym wykonawcą był

Vader,

którego fanów - przynajmniej sądząc po koszulkach - było na sali najwięcej. Jednak jak na ironię na płycie zrobiło się luźniej, więc trochę pomachaliśmy włosami, po czym udaliśmy się w kuluary, aby odpocząć. Vader młócił sobie na scenie, a my tymczasem ustawiliśmy się w dosyć długiej kolejeczce do bufetu. Po powrocie usiedliśmy na widowni i popijając kawkę, obejrzeliśmy do końca występ "najbardziej znanego na świecie polskiego zespołu metalowego", a także męczarnie włoskiej grupy

Lacuna Coil

Zespół ten nie należy do moich ulubionych, a przedstawienie, które dali na tegorocznej Metalmanii, też nie należało do najlepszych, co zresztą było widać na płycie, na której przerzedziło się jeszcze bardziej. W spokoju dopiliśmy kawkę, wsłuchując się w zawodzenia pary wokalistów, którzy skutecznie zagłuszali resztę muzyków.

III.

Wreszcie nadszedł czas na to, co tygryski lubią najbardziej. Włosi zeszli ze sceny, a ekipa techniczna zaczęła przygotowywać sprzęt dla pierwszej z prawdziwych gwiazd tegorocznej Metalmanii. Po krótkim czasie na scenie pojawili się muzycy z brytyjskiego zespołu

Anathema

W pewnym momencie zaczęli grać "Fade To Black", zaskoczeni szybko udaliśmy się na płytę, lecz po paru taktach muzyka ucichła, a chłopcy wrócili do strojenia sprzętu. Na szczęście nie był to koniec niespodzianek, gdyż po krótkiej zapowiedzi, zespół zaczął swój występ od "Oriona", także z repertuaru Metalliki. Dopiero w tym momencie zaczęła się dla nas tak naprawdę tegoroczna Metalmania. Później grali już same swoje kawałki, w tym też z nowej płyty, która ukaże się dopiero za jakiś czas, lecz sądząc z tego, co usłyszeliśmy, zapowiada się bardzo ciekawie. Parę razy poleciały też w stronę publiczności puszki Żywca, które niewątpliwie pomagały zwilżyć wyschnięte od krzyku i skakania usta. Moim zdaniem był to najlepszy z występów na tegorocznej Metalmanii. Zespół brzmiał świetnie, a publiczność bawiła się wyśmienicie, co chwilę ktoś wyskakiwał w górę, po czym przepływał na rękach do przodu "prosto w czułe objęcia ochroniarzy". Po Brytyjczykach znów nastąpiła dłuższa przerwa, bowiem trzeba było ustawić perkusję dla jej wirtuoza, który miał pojawić się na scenie za chwilę. Przerwa ta dała nam czas na ochłonięcie po występie Anathemy i uzupełnienie płynów.

Tymczasem na scenę wkroczyła druga z tegorocznych gwiazd czyli

Grip Inc.

Grupa Dave'a Lombardo, byłego perkusisty Slayera, zagrała to, czego się po nich spodziewaliśmy. "Niesamowite bębny, poparte przez ostro i szybko grające gitary, i wokalista Gus Chambers pokazali publiczności, co to jest naprawdę czadowa muzyka". Jedyną rzeczą trochę psującą idealny obraz całości było nienajlepsze zestrojenie. Słychać było prawie tylko śpiew (a właściwie krzyk) i perkusję (a może to było zamierzone?). Muszę przyznać, że pomimo tych mankamentów, występ był udany, a wokalista potrafił rozruszać widownię. Pod koniec występu przeżyliśmy chwile grozy, gdy kilkanaście centymetrów nad naszymi głowami przeleciał statyw mikrofonu rzucony przez niego w publiczność. Po tej porcji szybkiego i ciężkiego heavy metalu nadszedł czas na ostatni występ tegorocznego festiwalu. Na scenę wkroczył szwajcarski

Samael

W ciemnościach, które w międzyczasie zapadły, rozległy się pierwsze dźwięki muzyki, a na scenie pojawili się muzycy. Rozpoczął się niesamowity występ, może muzyka nie dorównywała tej, którą usłyszeliśmy podczas występu Anathemy, jednak klimat był niesamowity. Od pierwszych taktów rozpoczął się rytualny taniec. Na szczęście tu nie było problemów ze złym zestrojeniem i muzyka brzmiała świetnie. Po dwóch szybkich utworach, zespół zaprezentował nam nagrania z ostatniej płyty, lecz widząc reakcję niezadowolonej publiczności, która w większości stała i gwizdała, już do niej nie wrócił (a może taki był po prostu rozkład?). "To, co pokazali, często przypominało tajemne obrzędy z wykorzystaniem świateł, płomieni i muzyki". Zespół zaprezentował wiele znanych utworów, a publiczność na płycie bawiła się znakomicie. Niestety występ trwał dosyć krótko i muzycy opuścili scenę. Na szczęście po krótkich oklaskach i skandowaniu nazwy zespołu, kapela wróciła i jako jedyna tego wieczoru dała bis. Znowu zobaczyliśmy show z pochodniami i pluciem ogniem, a potem zużyliśmy resztki sił na skakanie i kręcenie włosami przy pozostałych utworach. Żegnani brawami muzycy ostatecznie opuścili scenę, zapaliły się światła, a ochrona zaczęła zganiać wszystkich do wyjścia.

IV.

Tegoroczna Metalmania była, pomimo kilku niedociągnięć, imprezą udaną. Pomimo narzekań niektórych widzów uważam, że hala Baildonu nie jest wcale taka zła. Mnie osobiście przeszkadzał tylko brak zasłon w oknach, tak że dopiero podczas przedostatniego występu powoli się ściemniło, no może mogłoby jeszcze być więcej bufetów, bo kolejki do tych dwóch były zdecydowanie za długie. A nam pozostaje tylko czekać na przyszłoroczną - jubileuszową - piętnastą edycję tego festiwalu.

Wszystkie cytaty pochądzą z artykułu "Baildon wytrzymał!" z katowickiego dodatku do Gazety Wyborczej z dnia 17 maja 1999.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!