zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 29 marca 2024

relacja: "Rock For People 2010", Hradec Kralove 4-6.07.2010

22.07.2010  autor: Verghityax
wystąpili: The Prodigy; Skunk Anansie; Tricky; Coheed and Cambria
miejsce, data: Hradec Kralove, Lotnisko "Vekose", 4.07.2010
wystąpili: Muse; The New Romantiques; Suicidal Tendencies
miejsce, data: Hradec Kralove, Lotnisko "Vekose", 5.07.2010
wystąpili: Morcheeba; Dark Gamballe; Crashpoint; Billy Talent; X-Left To Die
miejsce, data: Hradec Kralove, Lotnisko "Vekose", 6.07.2010

Tym razem bez fabularyzowanych wstępniaków, bo i niniejszy tekst jest swego rodzaju dalszym ciągiem relacji ze słowackiego "Topfestu". Prosto z mieściny Nove Mesto nad Vahom ruszyłem do czeskiego Hradec Kralove, gdzie w dniach od 3 do 6 lipca 2010 r. odbywała się szesnasta już edycja festiwalu "Rock for People". Chwała organizatorom za tak rozsądne dobranie terminu, albowiem 5 i 6 lipca to w tym kraju święta o charakterze ogólnopaństwowym. Pierwsza z tych dat to rocznica przyjęcia przez Czechy chrztu z rąk przybyłych z Bizancjum misjonarzy Cyryla i Metodego, druga zaś służy upamiętnieniu męczeńskiej śmierci reformatora religijnego Jana Husa, którego w 1415 roku spalono na stosie. Dzięki temu, że nasi sąsiedzi zza południowej miedzy cieszyli się przedłużonym o dwa dni weekendem, mieszkańcy Hradec Kralove wraz z uczestnikami imprezy nie zakorkowali miasta - poruszanie się po jego ulicach było fraszką, niezależnie od pory. Samo odnalezienie terenu festu również nie nastręczało żadnych trudności, ponieważ każde większe skrzyżowanie zostało tymczasowo zaopatrzone w znaki wskazujące drogę na lotnisko "Vekose", gdzie "Rock for People" zapuściło swe korzenie.

"Rock For People 2010", Hradec Kralove, materiały prasowe
"Rock For People 2010", Hradec Kralove, materiały prasowe

Na miejscu piękne dziewoje kierowały zmotoryzowanych na parkingi, których przygotowano pod dostatkiem. A stamtąd wystarczyło parę minut spacerem, by znaleźć się w otoczeniu niezliczonej rzeszy fanów brzmień cięższych, lżejszych i alternatywnych. Bo "Rock for People" swoją formułą najbardziej przypomina polski "Heineken Open'er", promując przede wszystkim mainstreamowych przedstawicieli rockowego świata. W tym roku pośród gwiazd znalazły się The Prodigy, Skunk Anansie, Tricky, Alexisonfire, Coheed and Cambria, Muse, Suicidal Tendencies, Juliette Lewis, Archive, Jello Biafra and the Guantanamo School of Medicine, Nofx, Billy Talent, Editors, Morcheeba i The Subways. Headlinerów wspomagało, rzecz jasna, całe mnóstwo mniejszych zespołów, grających łącznie na sześciu różnych scenach. Dwa główne podia rozstawiono na błoniach, kolejne dwa w starych hangarach i ostatnie dwa w namiocie. Brzmienie wszędzie było dobre i selektywne, jedynie w hangarach przetaczające się po półokrągłym suficie echo dawało dziwny pogłos i kiedy przebywało się poza budynkiem, dźwięk był zdecydowanie czystszy. Trzeba również odnotować, iż wszystkie pudła rozmieszczono na tyle blisko siebie, że przemieszczać się z gigu na gig można było bez zbędnej gonitwy. Od strony sanitarnej organizator stanął na wysokości zadania. Szeroka paleta serwowanych potraw też nie dawała podstaw do narzekań. Zdziwiło mnie za to, że nie licząc budy z oficjalnym merchandisem, brakło stoisk z płytami i winylami, jakie zwyczajowo stoją szpalerami na każdym szanującym się festiwalu.

Coheed And Cambria, "Rock For People 2010", Hradec Kralove, fot. Verghityax
Coheed And Cambria, "Rock For People 2010", Hradec Kralove, fot. Verghityax

Pierwszą kapelą, na którą dotaszczyłem się w niedzielę 4 lipca, była prezentująca nurt rocka progresywnego Coheed and Cambria. Na swej obecnej trasie Amerykanie promują swe najnowsze, piąte już wydawnictwo studyjne, pt. "Year of the Black Rainbow". Podobnie jak poprzednie krążki, tak i ten oparty jest na kanwie "The Amory Wars" - spisanej przez wokalistę Claudio Sancheza historii utrzymanej w konwencji science fiction. Przyznaję bez bicia, że twórczości Coheed and Cambria zupełnie nie znałem przed "Rock for People", ale lubię poszerzać swoje horyzonty muzyczne, toteż o wyznaczonej porze stanąłem przy samych barierkach w otoczeniu niezbyt licznej grupki fanów. W dalszej odległości rozsiadło się na murawie znacznie więcej uczestników festu. Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy panowie wyszli na podium. Bez scenografii czy jakichkolwiek bajerów - całkowicie skupieni na muzyce. I muszę przyznać, że ich repertuar zrobił na mnie wielkie wrażenie. Niektóre numery bardzo spokojne i klimatyczne, inne zaś energetyczne i porywające niczym rzeka. Claudio operuje rewelacyjnym wokalem, miejscami przywodzącym na myśl Jamesa LaBrie z Dream Theater. Z kolei na perce zacnie łoił znany fanom core'u Chris Pennie, były bębniarz i współzałożyciel The Dillinger Escape Plan.

Zaraz po Coheed and Cambria ruszyłem pod drugie największe pudło, gdzie swój popis miał lada moment rozpocząć Tricky, brytyjski aktor i muzyk triphopowy. Czarnoskóry artysta wystąpił w asyście kilku instrumentalistów oraz wspomagającej go wokalnie panny. Nie obyło się, rzecz jasna, bez jego standardowych wygibasów i psychodelicznych szeptów. Warto było zobaczyć gościa w akcji, choćby po to, by na własne oczy i uszy przekonać się, jak zręcznie łączy i przeplata z sobą różne gatunki muzyczne. Na setliście znalazły się takie utwory, jak "You Don't Wanna", "Past Mistake", "Puppy Toy", "Christiansands" i ciekawie wykonany cover "Ace of Spades" Motorhead.

Skunk Anansie, "Rock For People 2010", Hradec Kralove, materiały prasowe
Skunk Anansie, "Rock For People 2010", Hradec Kralove, materiały prasowe

Następnie przyszła pora na najbardziej oczekiwany przeze mnie tego dnia zespół, kultowy statek flagowy britrocka - Skunk Anansie, który po rozpadzie w roku 2001 zreformował się rok temu w swym ostatnim składzie i wypuścił kompilację "Smashes and Trashes". O tym, by usłyszeć Skin na żywo marzyłem od dawna. Marzenie to zrealizowałem właśnie na "Rock for People" i nie zawiodłem się ani odrobinę. Obok zestawu perkusyjnego ustawiono dekorację w postaci dużych, metalowych trójkątów i już około wpół do dziesiątej w blasku reflektorów przed publicznością pojawili się Cass, Ace i Mark Richardson. Chwilę później, witana gromkimi owacjami, pomiędzy swych kolegów wparowała charyzmatyczna liderka przyodziana w dziwaczny kaptur i workowate, złote bolero. Na szczęście szybko zrzuciła te cokolwiek festyniarskie gadżety. Mimo iż trwał tylko godzinę, koncert Skunk Anansie był dla mnie jednym z najjaśniejszych punktów festiwalu. Mocny, fantastyczny głos Skin porwał chyba każdego, kto przyszedł pod scenę, a zebrał się wówczas słusznych rozmiarów tłum. Wokalistka co chwilę szczerzyła zęby w demonicznym uśmiechu i kipiała energią jak dynamit. Podczas jednego z końcowych wałków podeszła pod barierki, by stanąć na wyciągniętych dłoniach publiki. Kiedy ludzie pojęli, co się święci, rzucili się szturmem w jej stronę, niemal tratując się nawzajem, co nie zmienia faktu, iż widok był niesamowity. Brytyjczycy zagrali między innymi "Selling Jesus", "Because of You", "I Can Dream", "Weak", "Twisted", "Charity", "Hedonism", "Little Baby Swastikkka" oraz singiel "My Ugly Boy" z nadchodzącego albumu "Wonderlustre".

Będąc już na miejscu, postanowiłem z ciekawości rzucić okiem na The Prodigy. Nigdy nie byłem fanem tej kapeli i nie rozumiałem ich fenomenu. Po przesłuchaniu paru kawałków na żywo wciąż nie pojmuję, co jest w tej formacji takiego wyjątkowego, że zrobiła aż taką karierę. Może po prostu jestem w tym temacie ignorantem, lecz dla mnie to najzwyklejsza dyskoteka. Dla zainteresowanych podrzucam setlistę: "World's on Fire", "Breathe", "Omen", "Poison", "Thunder", "Warrior's Dance", "Firestarter", "Run with the Wolves", "Voodoo People", "Omen Reprise", "Invaders Must Die", "Diesel Power", "Smack My Bitch Up", "Take Me to the Hospital", "Their Law" i "Out of Space".

Suicidal Tendencies, "Rock For People 2010", Hradec Kralove, fot. Verghityax
Suicidal Tendencies, "Rock For People 2010", Hradec Kralove, fot. Verghityax

Drugi dzień festiwalu upłynął mi w zasadzie pod znakiem trzech wykonawców: Suicidal Tendencies, Juliette Lewis i Muse. Na pierwszy ogień poszła grupa Mike'a Muira i Mike'a Clarka. Panowie z Kalifornii dali naprawdę porządny gig, choć musieli kończyć, zanim na dobre zdążyli się rozkręcić, gdyż do swej dyspozycji dostali raptem trzy kwadranse. Cyco Miko jak zawsze śmigał po całym pudle, zakrzywiając palce niby zwierzęce szpony. Reszta muzyków nie pozostawała w tyle, jeśli idzie o kontakt z fanami, a na płycie, ku mojemu zaskoczeniu, wytworzył się srogi - jak na Czeską Republikę - młyn. Giganci crossoveru zagrali w sumie swój najbardziej popularny repertuar, czyli: "You Can't Bring Me Down", "Ain't Gonna Take It", "War Inside My Head", "Send Me Your Money", "Possessed to Skate", "Cyco Vision", "I Saw Your Mommy" i "Pledge Your Allegiance", podczas którego zwyczajowo zaprosili na scenę szalejących przy barierkach cycos.

Juliette Lewis to dla mnie postać szczególna, bowiem od dawna miałem do niej cholerną słabość, a konkretnie od momentu, gdy zobaczyłem ją w "Urodzonych mordercach" Olivera Stone'a. Dlatego też na myśl o spotkaniu z nią na żywo prawie dostałem palpitacji pikawy. A trzeba dodać, że pomimo 37 wiosen na karku, wokalistka wciąż trzyma się świetnie. W zeszłym roku doszło do rozłamu między Juliette and the Licks i w efekcie powstała nowa formacja z aktorką - rockmanką na czele: The New Romantiques. Nie ukrywam, że wolałem twórczość panny Lewis w jej poprzedniej ekipie, aczkolwiek nowi instrumentaliści na żywo wypadli nieźle. Było rockowo, było sympatycznie, ale zabrakło mi w tym drapieżności i pazura. Charakterystyczny głos Juliette przyjemnie pieścił organ słuchu, lecz kompozycje nie rzucały na kolana. Sądzę, że Juliette stać na więcej. Mimo to, uczestnictwa w gigu nie żałuję.

The New Romantiques, "Rock For People 2010", Hradec Kralove, materiały prasowe
The New Romantiques, "Rock For People 2010", Hradec Kralove, materiały prasowe

Późnym wieczorem udałem się na brytyjskie Muse. Wystarczy przez chwilę posłuchać, co panowie wyprawiają na żywo, żeby zrozumieć, dlaczego bywają określani mianem Queen XXI wieku. Inspiracje kapelą Freddy'ego Mercury'ego słychać w ich twórczości bardzo wyraźnie. Matthew Bellamy - wokalista, gitarzysta i klawiszowiec w jednym - mógł się tego dnia poszczycić rewelacyjną formą. Również oprawa wizualna nie brała jeńców - mnóstwo reflektorów, efektów świetlnych i telebimów wyświetlających podkłady filmowe. Krótko mówiąc, show pełną gębą. Muzycy przywalili po uszach prawie dwugodzinnym setem, prezentując: "Uprising", "Supermassive Black Hole", "New Born", "MK Ultra", "Interlude", "Hysteria", "Citizen Erased", "Nishe", "United States of Eurasia", "Undisclosed Desires", "Resistance", "Time Is Running Out", "Starlight", "Stockholm Syndrome", "Plug In Baby" i "Knights of Cydonia". Po takim misterium nie mogło być mowy o niedosycie.

Ostatni dzień "Rock for People" był dla mnie najbardziej eksperymentalny, ponieważ nie znałem prawie żadnej ze znajdujących się w rozpisce kapel. Byłem też w nastroju na coś bardziej brutalnego i agresywnego, więc wpierw zajrzałem do hangaru, gdzie swój popis dawało akurat nu tone'owe X-Left to Die. Bez szału, ale na przyzwoitym poziomie. Potem uderzyłem pod jedną z głównych scen i posłuchałem naprawdę niezłego ni to punku, ni to rocka w wykonaniu brytyjskiego The Subways. Tego dnia zaliczyłem także największą w moim odczuciu porażkę festu, czyli Billy Talent. O tych Kanadyjczykach słyszałem wcześniej parę pozytywnych opinii i miałem ochotę je zweryfikować. Wytrzymałem niecały kwadrans. Jak w przypadku większości niemęskoosobowych zespołów złożonych z wymuskanych chłopczyków, fanki pod barierkami wznieciły nie lada larum. Ciężko mi się dopatrzyć powodu tego entuzjazmu, gdyż ich utworom daleko do jakiejkolwiek świeżości, oryginalności czy chociażby przebojowości. Część instrumentalna była wręcz znośna w porównaniu z piskliwym, irytującym głosikiem frontmana. Może i gdzieś tam był jakiś Billy, ale talentu nie zauważyłem.

Zdegustowany, wykonałem "return to hangar", w którym natknąłem się na czeski Crashpoint. To był zdecydowanie dobry wybór. Chłopakom z Ostrawy należą się duże brawa. Nie tylko zaserwowali solidny, melodyjny metal z core'owymi ciągotami, urywając mi głowę przy miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, ale na dodatek udało im się dokonać sztuki, jakiej w życiu moje oczy nie oglądały. Bo oto Czesi, których zawsze miałem za najbardziej statycznych i mało ruchliwych uczestników tego typu imprez w Europie, pokazali prawdziwą klasę. Ściana śmierci w ich wykonaniu - bezcenne. Tego nie kupi się kartą Mastercard. Koncert i atmosfera spodobały mi się tak bardzo, że zostałem do końca.

"Rock For People 2010", Hradec Kralove, materiały prasowe
"Rock For People 2010", Hradec Kralove, materiały prasowe

Zaraz po Crashpoint podium w hangarze zajęli znani mi już muzycy z Dark Gamballe, widziałem ich, gdy w kwietniu supportowali Oomph! w praskim klubie "Exit Chmelnice" (przeczytaj relację). Podobnie, jak wtedy, tak i teraz zagrali świetny gig, z tą różnicą, że na ich show w Hradec Kralove bawiłem się o niebo lepiej, gdyż zdążyłem już zapoznać się z ich dokonaniami. Wokalista 10 przywdział swój klasyczny kapelusz oraz okulary a' la Bono i panowie ruszyli do boju. To było piękne czterdzieści minut. Mimo iż na głównej scenie grało w tym czasie Nofx, to fanów Dark Gamballe zjawiło się pod dostatkiem. W skład setu weszło między innymi "In-Flagranti", "Na slupkach od bananu", "Zlatonos", "Zarovkar" i "Baletky w hlave".

Ostatnia formacja, na której występ się udałem, okazała się dla mnie wisienką na czubku "Rock for People". Morcheeba, bo o niej tu mowa, łączy w swej muzyce rock, trip hop i klimaty stonerowe. Niedawno, bo w kwietniu tego roku, Skye Edwards (oryginalna wokalistka grupy) po spotkaniu przy wspólnej kolacji postanowiła ponownie połączyć siły z braćmi Paulem i Rossem Godfreyami. Owocem tej współpracy jest album studyjny "Blood Like Lemonade", który Brytyjczycy promują na obecnej trasie. Czarnoskóra liderka z włosami upiętymi w coś, co z braku lepszego określenia nazwałbym hełmem rzymskiego centuriona, wydawała się tak subtelna i zwiewna, że niemal eteryczna. Sprawiała wrażenie, jakby udźwignięcie na barkach całego koncertu było dla niej awykonalne. I wówczas zdarzyło się coś, co w moim przypadku ma miejsce niezwykle rzadko. Zakochałem się już od pierwszego numeru. Głos Skye nie pozostawiał złudzeń. Jakkolwiek krucha nie byłaby jego właścicielka, jej cudowny wokal olśniewał w każdym aspekcie, a grana przez braci Godfreyów muzyka stanowiła dlań doskonałe dopełnienie. Morcheeba odegrała następującą setlistę: "The Sea", "Friction", "Never an Easy Way", "Otherwise", "Even Though", "Blood Like Lemonade", "Crimson", "Trigger Hippie", "Beat of the Drum", "Blindfold", "Be Yourself" i "Rome Wasn't Built in a Day". Dla mnie było to największe muzyczne odkrycie tego festiwalu i z pewnością nie ostatni show tego zespołu, na jaki się wybrałem.

"Rock for People" to jeden z najbardziej profesjonalnych i najlepiej przemyślanych festiwali, na jakich miałem okazję być. Widać, że piętnaście lat doświadczenia robi swoje. Ponadto wydarzenie to wspaniale wpisuje się w charakter Hradec Kralove, które, jakby nie patrzeć, jest jednym z najistotniejszych punktów na mapie kulturalnej Czech.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Słabo
rukil (gość, IP: 109.243.118.*), 2010-08-28 10:22:32 | odpowiedz | zgłoś
A Editors? Fenomenalny koncert! A Blasted Mechanism? Również genialni ;) Sugeruję zmienić nastawienie. PRODIGY jak zawsze fanomenalni. Chociaż w Krakowie było lepiej pod względem set listy ;)
???!!!
Piotrek___ (gość, IP: 77.254.181.*), 2010-07-26 13:55:44 | odpowiedz | zgłoś
Dość niekompetentne sprawozdanie. Oby mniej takich recenzji z fanowskim podejściem.
re: ???!!!
Verghityax (wyślij pw), 2010-07-26 22:53:58 | odpowiedz | zgłoś
Spoko, następnym razem napiszę relację z czegoś, czego nienawidzę, więc problem fanowskiego podejścia zniknie :)

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?