dodałem ostatni punkt - bo pytanie denne - dla mnie jest ważna chwila (atmozfera) ta obecna w czasie występu dla 20 - 50 osób czy tysięcy i lizy sie =zawsze całość -całość grupy bzfdetnie zadanepytanie - chyba że dla popkulturowców oni wizarze maja pond przekaz .

To jest badanie, jak najlepiej manipulować tłumem ;)

warto rzec co jest fajne, nie na, a po koncercie; zaś jak drużyna schodzi do ludu i bez gwiazdorzenia i nadymania się podpisuje płyty, przybija piątki, trzy słowa z każdym zaintersowanym konwersacją zamieni; wiadomo w przypadku stadionowców z przyczyn technicznych to jest nierealna, ale w przypadku klubowców jak sie chce to można, co dobitnie i wzorowo pokazali w tym roku chłopaki z Pronga na krakowskim gigu...

Mnie zawsze cieszą zaskakujące i niespodziewane intra/rozpoczęcia koncertów. A także niewymuszone dośpiewywanie przez ludzi refrenów już po zakończonym właśnie utworze, aby jeszcze podtrzymać jego trwanie.

jak byłem nastolatkiem to skoki ze sceny, obecnie to głównie popisy muzyków i czasami bisy (a szczególnie wtedy jak się drę, by zagrali jakiś wcale niepopularny, nieszlagierowy utwór, jeden z moich ulubionych a zespół gra, to strasznie mi sie micha cieszy - bo przyznam się, że kilka razy udało mi się przewidzieć albo po prostu chyba wymusiłem to na muzykach)

wreszcie jedna z lepszych sond na tym portalu i do tego na temat:)

Vader i Mardook, no i komedianci z Deicide, koncert bez olewactwa i humoru Bentona to koncert stracony, hehe. Podoba mi się jak dziad pierdoli do sitka jak mu to wszystko koło chuja lata, a potem z ziewnięciem i pierdnięciem ryczy open the door jehova you white tak że jaja się ścinają. Wokal wszechczasów.

yebana autokorekta, you whore.....

Schodzenie muzyków do fosy i przybijanie piątek, a najlepiej od razu wchodzenie między widzów w trakcie utworów (Moja Adrenalina robiła to po mistrzowsku).
Rzucanie kostek i pałeczek.
Zapraszanie widzów na scenę (z polskich wykonawców to np. coś z Aumanem, chyba Totem).
Wspólne śpiewanie (podobało mi się, jak się z publicznością bawił Freddie Mercury).

Musisz pojechać na Wacken! Niemcy to ostatnio dziwnie spokojny naród i łatwo bez ofiar w ludziach dostać się pod scenę, gdzie wydarzają się historie transcendentne. Ja np. zostałem od łba do ogona oblany przez Ozzy'ego pianą ze szlaucha, kiedy indziej znowu pochwyciłem (drewnianą!) laskę Alice'a Coopera. Wiem, że to niby nic specjalnego, ale miłe wspomnienia. Nietrudno o trofea, jeśli tylko nie pada, bo wtedy grunt zmienia się w gnój po łydki i nie znajdzie się nawet własnych podeszew.
Z innej beczki, fajne są też rampy wychodzące wgłąb płyty dla publiczności, takie jak na AC/DC na Bemowie.

Ciekawą historię słyszałem na temat Rammsteina - podobno gdzieś kazali wywalić golden circle, bo inaczej nie zagrają. Nie wiem, czy to prawdziwa opowieść, ja ich nie śledzę, ale taka akcja byłaby dla mnie super powodem do entuzjazmu, gdyż nie trawię dyskryminacji finansowej na koncertach.