zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 4 maja 2024

felieton: Moje spotkania z Wielbłądem, czyli krótka opowieść w czterech odsłonach

17.06.2015  autor: Meloman

strona: 2 z 2


3. Spotkanie drugie

Miejsce, data: Warszawa, Sala Kongresowa, 14 września 2000
Wystąpili: Andrew Latimer - gitara, śpiew; Guy Le Blanc - instrumenty klawiszowe; Colin Bass - gitara basowa; Denis Clement - perkusja

Tym razem na koncert udałem się z córką, która wtedy miała trzynaście wiosen. Siedzieliśmy w bardzo dobrym miejscu, blisko sceny i pośrodku widowni. Widowisko rozpoczęło się od pozycji, których Camel nie prezentował na poprzednim spotkaniu z polską publicznością trzy lata wstecz. W ogóle cały program był odmienny. Trasa odbywała się pod nazwą "Rajaz", czyli tak, jak wydana w 1999 roku płyta. Ale zbyt dużo materiału z tego wydawnictwa nie usłyszeliśmy, bo tylko trzy kawałki: "Three Wishes", "Rajaz" (tak określamy rytm poruszania się wielbłąda) i "Sahara" (instrumentalny). Nagrania z tego krążka zawierają sporo elementów orientalnych, co jeszcze bardziej ubarwiało muzyczny przekaz. W tej części imprezy kapela zagrała także między innymi "Echoes" - lubię ten utwór ze względu na jego melodyjność. Na zakończenie części pierwszej popłynęło "The Hour Candle" z charakterystycznie łkającą gitarą.

Następnie po krótkiej przerwie rozpoczęła się część akustyczna. Wykonawcy usiedli blisko siebie i zagrali wybrany repertuar z krążka "Stationary Traveller", czyli "Refugee" i "Fingertips". Wrócili także do "Portu Łez", bo zabrzmiały jeszcze "Eyes Of Ireland" oraz "Send Home The Slates", co spowodowało, że zrobiło się bardzo swojsko i rodzinnie. Dalej muzycy powrócili do swoich zasadniczych instrumentów i przedstawili jeszcze sześć piosenek niezwykłej urody. Wśród nich fragment płyty "Dust & Dreams" w trzech dynamicznych odsłonach. Bis był tylko jeden i - jak się spodziewałem - przyjął postać "Lady Fantasy" w bardzo żywiołowym wykonaniu. Nie było żadnych wątpliwości, że ekipa ma tylko jednego lidera - Latimera, oczywiście. Brzmienie gitary to jakby jego drugi głos. Ona to właśnie w zależności od kompozycji płacze lub się śmieje, łka, opowiada, smuci się lub złości, a nade wszystko te niezwykłe subtelne i eleganckie dźwięki zapadają człowiekowi bardzo głęboko w pamięci i często wyzwalają wzruszenie.

4. Epilog

Grupa Camel nagrała dotychczas jeszcze jeden kompakt studyjny z nowym materiałem, w 2002 roku, zatytułowany "A Nod And A Wink". Wielbłąd odbył też trasę koncertową po Europie w roku 2003, zapowiadaną jako pożegnalną, lecz niestety do Polski nie zawitał. Należałoby także wspomnieć, że większość tekstów do nagrań pisze żona Latimera - Susan Hoover. Oboje żyją w USA w Kalifornii, gdzie wyemigrowali w latach osiemdziesiątych. Drugi stały członek składu, basista Colin Bass, przebywa w Berlinie. Obecnie działalność zespołu jest zawieszona, lecz prawdopodobnie Latimer z żoną mają zamiar ponownie osiedlić się w Anglii. Niewykluczone więc, że karawana wielbłądów pojedzie jednak dalej w nieznanym nam jeszcze kierunku.

P.S. 1. Niniejszy tekst powstał w marcu 2006 roku. Jego powyżej przedstawiona wersja zawiera niewielkie zmiany, głównie stylistyczne.

P.S. 2. Życie dopisało do tej opowieści ciąg dalszy. Andy Latimer po ciężkiej, kilkuletniej chorobie, podczas której przeszedł przeszczep szpiku kostnego, powrócił do zdrowia w roku 2010. Aktualnie zamieszkuje w Anglii. Obecnie Camel nagrywa i koncertuje. W 2015 roku formacja ma odwiedzić Polskę po raz trzeci, występując 19 lipca w Poznaniu oraz 20 lipca w Krakowie.

2
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Moje spotkania z Wielbłądem, czyli krótka opowieść w czterech odsłonach
jarema37 (wyślij pw), 2017-05-02 16:21:54 | odpowiedz | zgłoś
Byłem na wszystkich trzech koncertach Wielbłąda w Polsce. Ostatnio w Poznaniu (lipiec 2015) widać juz było u Latmera wiek i przebyta chorobę. Ale kiedy grał na gitarze (on wlasciwie gra całym ciałem) to wrażenie znikało. Młodniał o kilkadziesiąt lat.
Tak mnie jakos naszło na poczytanie o Camel przy okazji rezygnacji z kupowania TR, ktory zamienił sie w betonową kupę gowna (twarde z miękkim jak widać sie nie gryzie). Siła przyzwyczajenia jest wielka, ale zdania nie zmienię chiciaż w ostatnim numerze jest sporo o Harbour of Tears wlasnie (moim ulubionym Camelowym dziele)
re: Moje spotkania z Wielbłądem, czyli krótka opowieść w czterech odsłonach
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2015-06-17 21:03:50 | odpowiedz | zgłoś
Dobry wstęp do nadchodzących koncertów. Szkoda jednak, że przez moją nową arbeit, zakrawa na cud, abym na którymś się pojawił.

P.S. Trzynaście lat w 2000 roku? Skąd ja to znam ;)
re: Moje spotkania z Wielbłądem, czyli krótka opowieść w czterech odsłonach
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2015-06-17 22:40:36 | odpowiedz | zgłoś
młokosy :D