zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

wywiad: Sweet Noise

6.11.2003  autor: bayer

Wykonawca:  Glaca - Sweet Noise (wokal)

strona: 1 z 1

rockmetal.pl: Dzieciństwo...

Glaca: W dzieciństwie często bawiłem się ze swoją siostrą. Ona jest ode mnie dwa lata młodsza. Naturalnym więc było, że traktowała mnie jak kumpla. Nasze zabawy wiązały się głównie z "męskimi" sprawami. Wczuwaliśmy się np. w rolę kierowców rajdowych. Pamiętam, że bardzo długo chciałem zostać takim kierowcą. Choć muszę przyznać, że w pewnym momencie mojego życia mocno interesowałem się motocrossem. Później trenowałem sztuki walki. I to się stało moją fascynacją. Myślę, ze gdyby nie muzyka pewnie poszedł bym w kierunku boksu czy tego typu sportów. Bardzo szybko jednak moje marzenia zostały sprecyzowane i ukierunkowane na muzykę, na chęć bycia artystą.

Pomiędzy Polską a Sudanem...

Przez wiele lat nie miałem w ogóle czasu na analizę samego siebie. Tak naprawdę teraz dopiero do tego dochodzę. Nie potrafiłem zrozumieć skąd się wzięły u mnie pokłady frustracji. Dlaczego popadłem w alkoholizm, a moja sztuka wygląda tak a nie inaczej. Szukałem przyczyny pierwotnej tego wszystkiego. Kiedy żyjesz w oparach wódki, nie masz czasu się zastanawiać. Jesteś jak Pershing - niszczysz wszystko na swojej drodze. I właśnie teraz dopiero nad tym wszystkim pochylam się głębiej. Wydaję mi się, że owa przyczyna pierwotna tkwi właśnie w rozdarciu między Polską a Sudanem, między kulturą arabską a europejską. Będąc w Polsce tęskniłem za rzeczami, które znałem z Sudanu, i analogicznie będąc tam tęskniłem za Polską.

Sudan...

Ludzie tam są niesamowicie gościnni. Panują bardzo bliskie i mocne więzy rodzinne.. Zawsze wiesz, że w sytuacji kryzysowej możesz liczyć na bliskich. Np. duży nacisk położony jest zjedzenie wspólne posiłku wieczornego. Ludzie po prostu żyją bardzo blisko z sobą. Oczywiście były tematy tabu, o których się nie mówiło - i to jest normalne dla tamtego rejonu. Jednak będąc tam, czułem o wiele mniej zakłamania. Cenię sobie tam wolność, przestrzeń i dużo wolniejszy i bardziej spokojny tryb życia. Tam wszystko odbywa się zgodnie z naturą. To naprawdę jest super.

Polska...

Będąc w Sudanie tęskniłem za tym co polskie. Za rozrywką, muzyką, ostrymi zabawi, tym wszystkim, co jest zakazane, nieznane. Byłem również rozdarty między dwoma wielkimi religiami, chrześcijaństwem i islamem. Choć muszę przyznać, że dość szybko znalazłem rozwiązanie dla tej kwestii. Temat "religii" w moim życiu dawno temu został zepchnięty na dalszy plan. Stanąłem gdzieś pośrodku bez przymusu wybierania. Świat religii nic mi nie dał.

Wyjście z rozdarcia...

Na pewno wyjściem z rozdarcia stała się dla mnie muzyka. Mając osiemnaście lat wróciłem na stałe do Polski. Chciałem skończyć liceum i pójść na studia. Niestety za notoryczne awantury, pijaństwo i bójki zostałem relegowany ze szkoły. Wtedy to "wylądowałem" na poznańskim rynku wśród tamtejszych załóg punkowych, metalowych. Zacząłem szukać swojej drogi. Odnalazłem ją w klubach muzycznych podczas koncertów. Muza była dla mnie jedynym logicznym wyjściem, aby nie pójść na dno. Chciałem się wypowiadać, chciałem aby ludzie liczyli się ze mną. Czułem, że mam energię, która może ich porazić. Teraz jest to bardziej zdefiniowane. Kiedyś był to brudny, dziki, nieokiełznany punkowy rock'n'roll, który porażał mocą. To była wielka pasja. Wtedy nie chodziło o umiejętności, warsztat muzyczny czy płyty. Wtedy musiałeś wyjść na scenę w małym klubie i dać z siebie max. Musiałeś dać im tą pasję i zdobyć ich serca. To był dla mnie ratunek po wyrzuceniu mnie z liceum.

Bunt...

Nigdy nie buntowałem się przeciwko rodzicom. Mama była i jest bardzo liberalną osobą. Na pewno wiele rzeczy ją niepokoiło i martwiło, ale zawsze pozwalała nam na bycie sobą. Mój bunt cały czas jest bliski temu co czułem wtedy jako nastolatek. Wiąże się to z ogromną niesprawiedliwością społeczną. I tak naprawdę nie wiem do końca skąd to wynika. Może dlatego, że będąc w Sudanie nauczyłem się być ze zwykłymi ludźmi, ludźmi ulicy. Tam generalnie wszystko jest "ulicą". Możesz rozmawiać z każdym, z nauczycielem, sklepikarzem czy poganiaczem bydła. To tworzy swoistego rodzaju klimat pewnej wspólnoty - symbiozy. Nie ma pogardy dla ludzi, którzy robią gorsze rzeczy, którzy mniej zarabiają, są biedniejsi. I nagle przyjeżdżam do kraju, gdzie wchodziłem do knajpy gorzej ubrany niż obowiązujące konwenanse i od razu patrzyli na mnie źle. Nie mogłem zaakceptować tak wielkiej pogardy dla innych osób. Byłem facetem oczytanym, który wiele przeżył i zobaczył. I tu nagle okazało się, że kolor skóry, to, z kim się zadajesz, kogo nie lubisz itd., miało szalony wpływ na to jak cię postrzegają w środowisku. I to był mój bunt. Bardzo szybko zacząłem się domagać aby ludzie traktowali mnie jak człowieka. I to przez pryzmat tego, co mam do powiedzenia, jak i przez to jakie czułem wibracje czy emocje. Nie mogłem się pogodzić, że pieniądz decyduje o tym, kim jesteś. Szybko zacząłem prowokować różne sytuacje. Chodziłem to drogich hoteli czy lokali i upijałem się. Prowokowałem, do różnych kontaktów, panienki z dobrych domów, kolesi w garniturach. Często okazywało się, że to oni nie prezentują żadnego poziomu. Mimo, że zewnętrznie pasowali to jakiś tam schematów, to wewnątrz byli puści. Od początku był to bunt ukierunkowany. Buntowałem się również przeciwko różnego rodzaju instytucjom. Nie konkretnie przeciwko danemu nauczycielowi czy księdzu, ale przeciwko szkole i kościołowi. Zawsze jednak robiłem z tego jakiś performance. To musiał być bunt zauważalny. Jeśli robiłem akcje to moje działanie musiało mieć charakter publiczny. Musiało wyzwalać jakieś emocje. Wtedy wszystko było bardzo spontaniczne, chwilowe, impulsywne. Teraz wiem jakich środków użyć by wywołać taką czy inną reakcję. Wtedy nie mając ani zaplecza technicznego, ani warsztatu muzycznego, ani dobrego klubu wychodziłem na scenę i robiłem sztukę. Chciałem przekazywać jakąś myśl. Byłem outsiderem i chciałem uświadomić, że ja też mogę przekazać ludziom mocny ładunek emocji.

Życie na full - życie na krawędzi...

Poza zespołem nie miałem praktycznie przyjaciół. Ludzie nie potrafili wchodzić w moje działania na 100%. Nie potrafili żyć tak intensywnie jak ja. We wszystkim co robię spalam się doszczętnie. To zawsze jest max. Zero taryfy ulgowej. Ludzie, którzy pojawiali się w moim życiu po prostu nie wytrzymywali tempa, jakie im narzucałem. Jak była impreza trzy dniowa to zawsze byłem tam bite trzy dni. Granie na full, picie na full. Nie było przebacz. W pewnym momencie, będąc na "urwanym filmie" targnąłem się na moją mamę. I kto wie, co mogło się wtedy stać? Na szczęście nie stało się nic złego. Nie spękałem nawet, kiedy na dworcu w Poznaniu czterdziestu wkurwionych skinheadów chciało mnie po prostu zabić. Ja sam na nich ruszyłem. Na szczęście, ktoś z nich mnie znał i powiedział, żeby mnie nie ruszać. Zdarzało się też, że budziłem się pod ławką na Dworcu Centralnym. Takie przeżycia wywołują skrajne emocje. Żyłem na krawędzi, niebezpiecznie na niej balansowałem. Morrison czy Cobain żyli na full. Przez to się przękręcili. Nikt w odpowiednim momencie nie powiedział im "stop". Tak samo jak muzą żyli narkotykami. Zawsze na 100%.

Zero kompromisu...

Nigdy nie chciałem wchodzić w jakiekolwiek układy. Brzydziłem się tym. Nie chciałem zawdzięczać komukolwiek, cokolwiek. Chciałem zebrać taką ekipę zatraceńców i świrów jak ja, która doprowadzi w Polskim showbusinessie do rewolucji, będąc ludźmi z nikąd. Czułem, że mam w sobie moc aby to zrobić. Zaraziłem nią Magika, który jest ze Sweet Noise od samego początku. Poczułem, że ten facet ma w sobie totalną dzikość. Ma jaja aby wyjść na scenę przed nieznany tłum i zagrać na gitarze akustycznej tak, że wszyscy gubią szczęki. To jest czysty geniusz gitary. Tu nie ma miejsca na kompromis.

Branża...

Czułem, że Sweet Noise znaczył dużo od samego początku. Natomiast w Polsce rzadko słyszeliśmy, że jesteśmy dobrzy czy zajebiści. Teraz, kiedy Sweet Noise jest większy, kiedy robimy spektakularne akcje, takie rzeczy się zdarzają, ale sporadycznie. Tzw. "branża" nas olewa. Media mają w dupie. Dlaczego na rozdanie nagród MTV jedzie jakiś średni artysta, ze średnią płytą, ze średnim teledyskiem, a nie Sweet Noise, który co najmniej od trzech płyt zasłużył na takie wyróżnienie? I tu rodzi się konflikt. Z jednej strony nie potrzebuje ich pochwał, z drugiej jak każdy człowiek chciałbym być doceniony. Tu nie chodzi o pochlebstwa. Chciałbym aby ludzie widzieli i cenili to, że robią sztukę na najwyższym poziomie, ze 100% zaangażowaniem, że wkładam w to całe swoje życie. Wiesz, że nie wzięto nas pod uwagę w tegorocznym "Yachu"? Stworzyliśmy klip jakiego się nie robi w Polsce. Włożyliśmy w to dwa miesiące pracy, użyliśmy najlepszego sprzętu, najlepszych ludzi i co? Powiedzieli nam, że jakoś nas nie zauważono. To jest kurwa oszustwo. Oni zaniżają poziom. Dlaczego nas olano? Bo jesteśmy niezależni? Bo nie należymy do "wielkiej piątki"? Nie dziw się, że się buntuję przeciw temu. Wkurwia mnie, że cały czas promuje się miernotę. Że nie widać rozwoju, że się ludzi okłamuje, serwując im gnioty, mówiąc, że to jest wielka sztuka. Jestem w tym biznesie taką osobą, której najchętniej by się pozbyto. Napatrzyłem się na to wystarczająco dużo. I stwierdziłem, że nigdy nie chce taki, kurwa być. Nawet jeśli miałoby to zostać okupione totalną rewolucją.

Rzeczywistość...

Ludzi traktuje się w tym kraju jak brud uliczny, który można kopnąć, naszczać na niego. Następnego dnia umiejętnie nim manipulować, zdobyć jego głos, zostać prezydentem. Nie mogło mi się w głowie pomieścić, że Kwaśniewski jednego dnia stoi najebany nad grobami, w miejscu tak wymagającym szacunku i skupienia, a drugiego dnia wszystko jest mydlone. Myślałem wtedy, że media to opiszą i po kolesiu. Niech spierdala. Zasłużył na to. I co? Nic się takiego nie stało. To budzi moje oburzenie.

Sweet Noise...

Nigdy nie czułem się gwiazdą. Jestem kimś, kto wywalczył sobie prawo do istnienia, do wypowiadania się. Mam również mało czasu na skonsumowanie popularności. Codziennie zapierdalam po kilkanaście godzin. Moi współpracownicy mówią czasem żebym coś odpuścił. Nie ma takiej opcji. W tej chwili dotarliśmy ze Sweet Noise do szczytu tego co można muzycznie osiągnąć w Polsce pod względem brzmienia, koncertów, kręcenia klipów. Teraz musimy wyjść szerzej. Zrobić "Revoltę". Powiedziałem Pei (hiphopowiec, jeden z gości nowego projektu Sweet Noise - red.), że on jak i my teraz jesteśmy na szczycie. Że przejdziemy do historii. Połączymy hip-hop z rockiem. Zrobimy to z klasą i będzie to coś wielkiego. Mam nadzieję, że tak się stanie. Moim celem nie jest pojawienie się "na chwilę". Chce mówić do ludzi. Chcę, żeby Sweet Noise miał moc. Ale, żeby tak się stało, to musimy mieć pozycję. Pieniądze nigdy nie były moim głównym celem. One są mi potrzebne. Mam żonę, dziecko - muszę o nich dbać. Ale z drugiej strony nigdy nie kombinowałem. Nie zakładałem fundacji, nie oszukiwałem na podatku VAT, nie pchałem się na jakieś duże festyny. Gram w tą grę, a kasa jest mi potrzebna abym mógł się rozwijać. I dla mnie najważniejsze jest dawanie mocy ludziom.

Koncerty...

Kluby nie są przygotowane na nasze występy. W Polsce możesz wymienić dosłownie parę miejsc, gdzie Sweet Noise mógłby zagrać z pełnym show. Z drugiej strony mówi się o tzw. "undergroundzie". Ale tego, kurwa, nie ma. Organizatorzy są oszustami, gwałcą prawa artystów, poniżają ich. Nie znaczysz nic i każdy może cię wydymać w każdej chwili. I ja powiedziałem: nie wracam tam. Robiliśmy tak przez dziewięć lat. Oszukiwano nas, nie wypłacano kasy itd. Teraz łączę w sobie muzyka, performera i producenta. I gramy na swoich zasadach.

Autorytety...

Nie jestem autorytetem. Ja mogę komuś dać dobrą radę, coś podpowiedzieć. Ja jestem tym artystą , który przeżył swoją muzykę do bólu. Ona jest moją radością i moim cierpieniem. I nie chce podawać siebie np. jako przykład dla innych artystów. To mi wisi. Chcę zwrócić naszym fanom uwagę na to, że ja jestem przesiąknięty swoją ideą, Sweet Noise, że to jest moje życie i tu się odnajduję. Żyję sztuką do końca. Jestem artystą totalnym. I pod tym kątem ktoś może się przyglądać mojemu życiu i wyciągać jakieś wnioski. Nie czuję się jednak autorytetem. Zbyt dużo popełniam błędów.

Słowo - przesłanie...

Nigdy nie propagowałem przemocy, dragów. Głośno mówię o tym, że nie piję. Nie należę do żadnego ruchu. Po prostu alkohol mnie zabijał i krzywdził moich bliskich. Pozostawiam sobie duży zakres wolności twórczej. Nie pozwalam zapanować fanom nade mną czy Sweet Noise. Nie jestem tu po to, aby spełniać czyjeś oczekiwania. Jestem po to, aby realizować swoje wizje, które są kontrowersyjne. Czułem, że chcemy tak działać. Zburzyć schematy. Połączyć hip-hop z metalem z muzą elektroniczną, popem czy jazzem. Natomiast nie ma w tym nic, co mogło by kogoś sprowadzić na manowce czy zrobić krzywdę. Nasz nowy projekt "Revolta" właśnie taki jest. Chcę rozłupać polską skostniałą rzeczywistość na pół.

Szczerość...

Glaca jest takim kolesiem, którego możesz spotkać na ulicy. Jest kolesiem, który może uargumentować każdy swój ruch., który wszystko co robi planuje bardzo skrupulatnie do spółki z Magikiem. I to daje absolutną wiarygodność tego, co robimy. Stoję za tymi projektami. Cały czas mam coś ludziom do powiedzenia, cały czas ich słucham. Długo się uczyłem sztuki przetrwania. Obecnie gram w bardzo trudną grę. Występuje przeciw skorumpowanym politykom, rozliczam nieuczciwych ludzi itd. Myślę, że to widać. Chcę czuć i czuję to samo podniecenie, kiedy wychodziłem na scenie w '91 roku, jak i teraz na Woodstock. Staram się być poza czasem, poza ograniczeniami. Będę słuchał tego co mi się podoba, i to samo dotyczy mojej sztuki. Idea zawsze jest ta sama. Ludzie dość pochopnie wydają osądy. Skrytykowali z miejsca mój projekt z Peją. To mnie boli. Ci sami ludzie, którzy nas wspierali teraz po nas jeżdżą. Kiedy zobaczyli, że może coś jednak wyjdzie z tego fajnego już zaczynają zmieniać zdanie. To jest dla mnie policzek od osób, u których spodziewałbym się jakiegoś kredytu zaufania w tym, co robię, że nie zrobiłbym kichy. To zawsze jestem ja.

Godność...

Zawsze chodziło o człowieczeństwo. Dostrzegam je w mojej córce. Dzieciaki mają w sobie pierwotną, czystą godność, odwagę, ciekawość świata. Wiem, że niedługo moje dziecko będzie musiało zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. I walka o tą godność zaczyna się już w szkole. Wpadasz już w pierwszej klasie w ten wir. Musisz walczyć. Ktoś cię kopie w dupę, ktoś tobą gardzi, ktoś jest starszy. Musisz, kurwa, szybko wbić się w życie. I to mnie boli, bo wiem, że Sara (córka Glacy - red.), też przez to przejdzie. Boję się momentu, kiedy ona się zacznie bać. Boję się, kiedy zostanie zhańbiona, skurwiona i oszukana. Ale takie jest życie.

O szkole...

Bycie nauczycielem to artyzm. To jest misja. Wydaję mi się, że zarówno nauczyciele jak i dzieciaki są zagubieni w tym wszystkim co się dzieje. Szkoła to walka. Ale ja zawsze powtarzam: edukuj się. Nie ważne w czym, ale się ucz. Zdobywaj doświadczenie. Widza jest potencjałem. Dzięki temu możesz zdobyć niezależność. Pokazać się w sposób jaki ty chcesz. Brak edukacji, słabość ludzi jest porażką systemu. Szkoła jawi mi się jako coś zesztywniałego. Dzieciaki są jak białe kartki - jak je zapiszesz takie są. Spędzają w szkole masę czasu. Nie wierzę, żeby w domu uczono ich jak napierdalać nauczyciela. Dlatego uważam, że szkoła też jest winna temu, jacy są młodzi ludzie. Choć myślę, że są tacy nauczyciele, którzy potrafią rozkochać dzieciaki w sobie. Ale jak wszędzie i w szkole jest dużo miernoty.

Happy End?

Istnieje szansa na happy end w naszej rzeczywistości. Zostawiam sobie taką możliwość i dlatego walczę, robię to, co sobie założyłem. Wszystkie zmiany "na plus" powiązane z tym, co robię dają mi satysfakcje. Może ktoś pójdzie w naszą stronę. Zmieni się.

Ostatnie zdanie...

Jesteś człowiekiem i mam nadzieję, że ja dla ciebie też byłem człowiekiem. Godność swoją ceń.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Czy Twój komputer jest szybki?