zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 20 kwietnia 2024

relacja: Amorphis, Leprous, Nahemah, Kraków "Kwadrat" 6.11.2011

10.11.2011  autor: Łukasz Sputowski
wystąpili: Amorphis; Leprous; Nahemah
miejsce, data: Kraków, Kwadrat, 6.11.2011

Nasz kraj zawsze uchodził w świecie za niewyczerpane źródło wszelkiej maści death metalu i choć ten rodzaj muzyki cieszy się dalej niesłabnącą u nas popularnością, cieszy fakt, że coraz więcej zespołów z pogranicza metalu i trochę delikatniejszego grania uwzględnia Polskę w swoich planach koncertowych. Nie inaczej było w przypadku Amorphis.

Amorphis, Kraków 6.11.2011, fot. Verghityax
Amorphis, Kraków 6.11.2011, fot. Verghityax

Do klubu "Kwadrat" przybyłem chwilę przed otwarciem bram, które organizator gigu zaplanował na godzinę 18:30. I choć czarna brać zaczęła się wlewać do środka punktualnie, niestety na panów z Nahemah, pierwszego supportującego zespołu, musieliśmy już poczekać ponad planowe pół godzinki. Co prawda obsuwa to nieznaczna, ale mimo wszystko niezbyt dobrze rokuje organizatorom na przyszłość. Hiszpańscy smutni panowie zaczęli swój set dosyć niemrawo i widać było, że bez specjalnego przygotowania. Wchodząc na scenę dopiero stroili instrumenty, podpięli ostatnie efekty, przyjęli teatralne pozy i zaczęli. I tu nastąpiło pewne zaskoczenie. O ile płyta kompletnie mnie nie porwała, o tyle na żywo muzycy Nahemah radzą sobie całkiem nieźle. Na pewno na wyróżnienie zasługuje dość charyzmatyczny wokalista, który pomimo nielicznej jeszcze o tej godzinie publiki dał radę rozbujać całkiem sporą liczbę osób. Ogólnie rzecz biorąc muzyka zespołu to połączenie dość melodyjnego doomowo - gotyckiego grania z blackowo - śpiewnymi wokalami. Przede wszystkim widać, że ich set jest nastawiony na klimat i zaangażowanie emocjonalne podczas występów.

Nahemah, Kraków 6.11.2011, fot. Verghityax
Nahemah, Kraków 6.11.2011, fot. Verghityax

Kolejnym zaskoczeniem okazał się norweski Leprous. Przyznam szczerze, że wcześniej nie bardzo kojarzyłem ten zespół. Być może gdzieś obiło mi się o uszy o kilku zdolnych młodych facetach, grających na żywo w solowym projekcie Ihsahna, ale nie sądziłem, że zobaczę ich właśnie tego wieczoru na deskach krakowskiego "Kwadratu". Jak bym nazwałbym to, co ukazało się moim oczom (i uszom)? Totalne oszołomienie! Bo jak opisać wchodzących na scenę chłopców w dresikach i białych adidaskach? Po lewej basista wyglądający jak największy fan Prince'a. Za garami (a raczej garnuszkami, bo zestaw był stosunkowo niewielki i obniżony do granic możliwości) koleś rodem z młodzieżowego programu dla tępych amerykańskich nastolatek, a na gitarach dwóch synków wyglądających, jakby dopiero co oderwali się od piersi mamy. Chłopcy wchodzą, zakładają gitary i walą mi w twarz riffem, którego nie powstydziliby się weterani z Meshuggah. Chwilę potem zmiana klimatu, uspokojenie, trochę zakręconych klawiszowych wstawek i wokal - i tutaj trzeba przyznać: naprawdę świetny wokal. Kolejny zespół i kolejny charyzmatyczny wokalista. Można by rzec ultra charyzmatyczny, bo to, co wyprawiał ten facet przyprawiało momentami o palpitację serca. Koleś śpiewał, krzyczał, zagadywał publikę, biegał, walał się po scenie. Wszędzie widać było jego latające dready. Technicznie też całkiem nieźle, choć trzeba przyznać, że w natłoku tych pokręconych dźwięków słychać było, że panom gitarzystom przydałby się jakiś delikatny efekt nałożony na czyste gitary, ponieważ miejscami raziły zbyt ostrym, surowym brzmieniem. Norwegowie skupili się głównie na utworach z ich ostatniej płyty, "Bilateral". Poleciały między innymi bardzo fajnie zaśpiewany "Thorn" czy spokojniejszy "Restless". Ciekawy zespół i miłe zaskoczenie. Choć przyznam, że nie wiem, czy wytrzymałbym np. półtoragodzinny koncert tych świrów. Zwłaszcza, że z tego, co zdążyłem nadrobić z ich dorobku muzycznego, na żywo mają dużo konkretniejsze odjazdy.

Leprous, Kraków 6.11.2011, fot. Verghityax
Leprous, Kraków 6.11.2011, fot. Verghityax

Po bardzo pozytywnie przyjętym przez krakowską publiczność Leprous przyszedł czas na gwiazdę wieczoru, która... kazała na siebie dość długo czekać. Prawie godzinna przerwa pomiędzy zakąską a głównym daniem może sprawić, że człowiek się zniecierpliwi. Zwłaszcza, że gdy już się pojawili, zaczęli jakoś tak bez jaja. Brakowało konkretnego uderzenia, które by oznajmiło, że przybył król, że to oni są tutaj najważniejsi tego niedzielnego wieczoru. Troszkę zawiniło też w tej kwestii brzmienie, a właściwie wyważenie instrumentów. No bo jak Amorphis miał zacząć z kopyta, skoro w pierwszej połowie "My Enemy" praktycznie nie słychać było gitar. Wszechobecne klawisze, jak zawsze świetny wokal Tomi Joutsena, ale gitar brak. Na szczęście sytuacja poprawiła się bardzo szybko. Akustyk pomajstrował przy konsolecie i już na "Mermaid", czyli drugim utworze tego wieczoru, mogliśmy cieszyć się pełnią brzmienia. Jeszcze "The Smoke", "Crack In A Stone", "Greed" i w momencie, kiedy pojechało nieśmiertelne "Sampo", publika była już do reszty kupiona. To, co podoba mi się bardzo w głosie Joutsena na żywo, to niesłychanie wierne odtworzenie utworów. Ten facet śpiewa na koncertach dokładnie tak samo, jak na płytach. Mało tego! Numery nagrywane niegdyś z Pasi Koskinenem śpiewa tak, jakby był do nich stworzony, a Pasi zastąpił go raptem na kilku płytach. Chwila na łyk wody i już bawiliśmy się wszyscy przy fantastycznie zagranym singlowym "You I Need" oraz coverze Abhorrence - "Vulgar Necrolatry". Przed tym ostatnim zresztą zespół pozwolił sobie na mały żarcik rozpoczynając go refrenem "Pussy" z repertuaru Rammstein. Bardzo fajnie to wyszło, a i publika załapała momentalnie o co chodzi. Ledwo skończył się "rzeźnicki" akcent, a już w kolejce czekały "Into Hiding", chwytliwy "Sky Is Mine" i niezwykle klimatyczny "Alone", podczas którego krakowska publiczność już bez skrępowania wyśpiewywała wersy charakterystycznego refrenu. Później już tylko "Magic And Mayhem" i zespół znika ze sceny, by za kilka chwil podziękować zgromadzonej publiczności za gromkie skandowanie bisami w postaci "Silver Bridge", "My Kantele" i hiciarskiego "House Of Sleep".

Amorphis, Kraków 6.11.2011, fot. Verghityax
Amorphis, Kraków 6.11.2011, fot. Verghityax

Byłem jednym z tych szczęśliwców, którym udało ustawić się na początku koncertu zaraz obok fosy dla fotoreporterów, także mogłem zaobserwować kilka ciekawostek. Jedną z tych rewelacji był zabawny widok Tommi Koivusaariego, który co jakiś czas zbiegał za kulisy, gdzie czekał na niego technik z przysłowiową fajką w zębach, dając mu ściągnąć kilka machów, żeby chłopak nie padł z uzależnienia. Kolejną ciekawostką był statyw mikrofonowy przygotowany dla Tomi Joutsena. Świetny gadżet wykonany w steam punkowym klimacie - robił niesamowite wrażenie.

Życzyłbym sobie i wam większej ilości tego typu koncertów. Przede wszystkim ze względu na to, że tego typu muzyka fantastycznie sprawdza się na żywo. Zyskuje na sile i przekazie, ale przede wszystkim wpada w ucho i potrafi rozgrzać publiczność do czerwoności. A jeśli o życzeniach mowa, chciałbym też życzyć czegoś panom z Amorphis, głównie reszcie składu odpowiedzialnej za instrumentalną stronę zespołu. Ludzie! Więcej ruchu! Więcej ekspresji na scenie! Żywiołowy wokalista nie odwali za was całej roboty.

Zobacz zdjęcia:

- Amorphis, Leprous, Nahemah - Kraków 6.11
- Amorphis, Leprous, Nahemah - Warszawa 5.11

Komentarze
Dodaj komentarz »
do Rocky
JonathanBlack
JonathanBlack (wyślij pw), 2011-11-11 16:57:22 | odpowiedz | zgłoś
Z tego co rozumiem autorowi chodziło o fakt, że Tomi tak świetnie wgryzł się w zespół, że ma się wrażenie jakby to on był od zawsze głosem Amorphis.
do JonathanBlack
Rocky1410 (wyślij pw), 2011-11-11 19:17:35 | odpowiedz | zgłoś
Dzięki, jakoś nie mogłem przestawić się z rozumowania "o co chodzi" na coś bardziej konstruktywnego :)
Re:Amorphis "Kwadrat" 6.11.2011
Rocky1410 (wyślij pw), 2011-11-11 13:18:54 | odpowiedz | zgłoś
Amorphis (nie licząc Tommiego) jest raczej nieruchliwym zespołem. Nie miałem niestety przyjemności być na tym koncercie (brak kasy, poza tym widziałem ich w tym roku, aczkolwiek Greed bardzo żałuje), ale razi mnie mała ilość starych kawałków.. Jeden kawałek z Elegy to grzech...
PS Nie rozumiem stwierdzenia: "Pasi zastąpił go raptem na kilku płytach", proszę o wyjaśnienie :)

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy Twój komputer jest szybki?