zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 27 kwietnia 2024

relacja: Deep Purple, Gotthard, Lipsk (Niemcy) "Arena" 31.10.2008

4.11.2008  autor: Jan Wieczorek
wystąpili: Deep Purple; Gotthard
miejsce, data: Lipsk, Arena, 31.10.2008

"You're never too old to rock'n'roll if you're too young to die" - ten cytat z piosenki Jethro Tull jest najlepszym komentarzem koncertu Deep Purple, który miał miejsce 31 października 2008 roku na deskach hali "Arena" w Lipsku.

Bez zbędnych słów, truizmów, banałów... - Deep Purple wciąż należy do czołówki hard rocka i nic nie wskazuje na to, żeby miało być inaczej, chociaż... ale o tym później. Purpurowi mistrzowie ruszyli w trasę koncertową, by obwieścić światu, że czterdzieści lat minęło (trochę dziwne, że nie zawitają do Polski, którą mają zwyczaj odwiedzać podczas niemal każdego tournee). A bywało różnie - konflikty, przetasowania, na szczęście bez szkody dla klasy zespołu, czego dowodem był koncert, na którym miałem szczęście być.

Panowie weszli na deski przed dziesiątą wieczorem, zaczęli mocnym kopniakiem - "Pictures of Home" z płyty "Machine Head". Co do mistrzostwa lokomotywy rytmicznej Paice - Glover nie miałem wątpliwości - jak zwykle czarowali swingując, riffując, groove'ując w wirtuozerski sposób. Również klasa Steve'a Morse'a była dla mnie oczywista, choć po tym występie stała się jeszcze oczywistsza! Z większą ciekawością przypatrywałem się poczynaniom Dona Airey'a, który jest relatywnie nowym nabytkiem Deep Purple. Czy będzie potrafił zgrać się z sekcją rytmiczną w ten magiczny sposób, który owocował takimi standardami, jak "Hush"? Jednak charakter Rainbow czy Jethro Tull wymagał od niego nieco innych umiejętności. Również praca w studiu (dwie ostatnie płyty Deep Purple: "Bananas" i "Rapture of the Deep") to nie to samo, co występ na żywo. Dość szybko okazało się jednak, że klawiszowiec wpasował się w miejsce Lorda idealnie. Hammondy dołączały do sekcji rytmicznej płynnie, sola kwieciste, a improwizacje wyjątkowo błyskotliwe i zgodne z linią zespołu. Tylko się cieszyć! Nie mniejszą uwagą obdarzyłem Iana Gilliana. Zastanawiałem się, czy usłyszę 63 lata balastu. I muszę przyznać, że usłyszałem. Niestety... O ile Gillian rewelacyjnie spisuje się w studiu, o tyle na żywo miewa już słabsze chwile. Mimo rewelacyjnej akustyki hali, jego wokal bywał niesłyszalny w trudniejszych partiach "Strange Kind of Woman" czy "Hush". Momentami można było odnieść wrażenie, że wokalista zawiesza głos. W wywiadzie dla niemieckiego "Rock Hard" sam Gillian wyznał, że musiał zrezygnować ze śpiewania najambitniejszych wokalnie utworów, przede wszystkim "Child in Time". Na szczęście najwidoczniej wszystkie piosenki, które tłum zgromadzony w "Arenie" chciał usłyszeć, zaliczały się do grupy tych "łatwiejszych", w związku z czym dało się odczuć, że poziom usatysfakcjonowania fanów sięgnął zenitu. Krótkie chwile niemocy wokalisty pewnie zostały szybko zapomniane, zresztą - mogą zdarzyć się one każdemu i w żaden sposób nie mogły przysłonić rewelacyjnej formy Deep Purple.

Koncert nie zaskoczył specjalnie setlistą. Dominowały utwory, które od czterdziestu lat towarzyszą wszystkim fanom hard rocka: "Strange Kind of Woman", "Space Truckin'", "Ted the Mechanic", "Perfect Strangers", "Highway Star". Oprócz tego fragmenty nowszych płyt - "Rapture of the Deep" i pierwsza niespodzianka: "Contact Lost" z "Bananas". Ta piękna kompozycja gitarowa została w specyficzny sposób rozbudowana przez Steve'a Morse'a do kilkuminutowej improwizacji z całym zespołem. Muszę wyjaśnić, że przed odegraniem tego utworu Gillian (dość patetycznie) zadedykował go pamięci kogoś, "kto mieszkał w tym mieście, kogo bardzo dobrze znamy i już z nami nie ma" (w końcu był to wieczór Halloween). Dość szybko okazało się, że tego typu harmonie i frazy mogły być nawiązaniem do twórczości tylko jednego kompozytora - Jana Sebastiana Bacha (Lipsk cały rok żyje twórczością Bacha, mieszkał tu i tworzył 27 lat). Magia chwili z niejednego oka wycisnęła w tym momencie łzę, zrobiło się bardzo lirycznie... Tym bardziej, że zaraz później przyszedł czas na balladowy "Sometimes I Feel Like Screaming", który znów podrasowany został krótką improwizacją. Kolejny numer, "Well Dressed Guitar", stanowił popis zgrania Paice'a i Glovera z pięknymi solami Morse'a i Airey'a. Jeśli chodzi o sola, to następne też nawiązywało do Wielkiego Kompozytora: tym razem to Don Airey oczarowywał nas swoją wersją Fugi. Podstawowa setlista kończyła się "Smoke on the Water", o którym nie będzie tu zbyt wiele, bo chyba nic nowego się napisać nie da.

Na bis dostaliśmy "Hush" - zdecydowanie najmocniejszy fragment koncertu. Paice w idealnej formie, odgrywający solo na perkusji najpierw dwoma pałeczkami, potem jedną. Glover nie pozostawał koledze dłużny i odwdzięczył się elegancką solówką. Utwór rozrósł się do co najmniej dziewięciu minut (potem przestałem sprawdzać) i nie chciał się skończyć... dość płynnie przeszedł w "Black Night", które zakończyło występ Deep Purple.

Po tych wszystkich atrakcjach zespołowi można życzyć jeszcze kolejnych 40 lat na scenie! Wierzę, że są do tego zdolni. Moje wcześniejsze psioczenie na głos Gilliana wydaje mi się teraz nieco przesadzone... może to jednak akustyka? Chciałbym, aby tak było!

Jeszcze dwa słowa na temat supportu. Był nim szwajcarski Gotthard. Ciekawy zespół, który zdecydowanie sprawdził się jako rozgrzewacz przed Mistrzami. Kapela jest bardzo znana w krajach niemieckojęzycznych, na youtubie możemy obejrzeć rozmaite nagrania koncertowe, na których stadiony są pełne widzów. Zazwyczaj grają jako headliner i widać to po lekkości z jaką występowali i tym, jak ujęli publiczność (szczególnie polecam utwór "Sister Moon"). Bardziej "rozmowny" - dzięki tutejszemu wyśmienitemu piwu Gose - basista zespołu, spotkany po koncercie, w prywatnej rozmowie stwierdził, że jakkolwiek szanuje Gilliana i nie wyobraża sobie Deep Purple bez niego, to szczerze mówiąc każdy z nich (z Gotthard) może teraz zaśpiewać większość przebojów lepiej niż on. Potwierdził tym samym to, że niezadowalający stan głosu wokalisty Deep Purple jest permanentny. Polecił mi cover "Hush" w wykonaniu swojego zespołu, a ja niniejszym polecam go czytelnikom. Trochę szkoda, że dopiero teraz mogłem ich usłyszeć pierwszy raz.

Na koniec mała wskazówka dla odwiedzających lipską "Arenę". Z tyłu hali znajduje się podjazd ciężarówek i autobusów. Bez trudu można tam podejść i, wykazując się odrobiną cierpliwości, zdobyć autograf od występujących wcześniej gwiazd. Co autor osobiście uczynił.

Komentarze
Dodaj komentarz »
deep
gillan (gość, IP: 83.8.156.*), 2008-12-18 18:22:04 | odpowiedz | zgłoś
Contact Lost zadedykowali Klausowi Porzii, nadwornemu fotografowi Purple, który niedawno zmarł.

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!