zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

relacja: Dżem, Puławy "Błonia Miejskie" 27.08.2006

30.08.2006  autor: slan
wystąpili: Dżem
miejsce, data: Puławy, Błonia Puławskie, 27.08.2006

Dżem jest żywą legendą. Kapelą nietuzinkową, oryginalną i niezwykłą. Może i są zespoły bardziej twórcze, odkrywające więcej nowych horyzontów. Ale zespołu, który z taką płynnością łączy tak wiele gatunków muzycznych - blues, hard rock, reggae, country, boogie - chyba nie ma. Ja odkryłem Dżem rok temu. Oczywiście wielokrotnie słyszałem różne utwory z ich repertuaru, jednakże taka przypadkowa styczność z zespołem nie obfitowała w zachwyty nad jego muzyką. Sam nie wiem jak i kiedy, ale przesłuchując płytę "Detox" zrozumiałem, że Dżem to fenomen na skalę światową. A jeśli nie Dżem, to na pewno Ryszard Riedel. Największy poeta polskiego bluesa tworzył proste, przejmujące i szczere teksty, które połączone z solidnym podkładem muzycznym stanowią o fenomenie grupy. Ekspresja wokalna i charyzma Riedla porywała dusze milionów słuchaczy.

Ale R.R. nie żyje od 1994 roku. A Dżem gra dalej. Już z trzecim wokalistą. To był mój pierwszy koncert Dżemu w życiu. Jechałem na niego pełen niepokoju o to, jakie odniosę wrażenia. Słyszałem już płytę "2004" nagraną z Maciejem Balcarem. Niestety, kompozytorsko ani tekstowo nie porywa. Powiedziałbym, że zwłaszcza tekstowo. Bo gdzie lirykom z "Gorszego dnia", "Drogi 66" czy nawet "W drodze do nieba" do "Wehikułu czasu", "Autsajdera" albo "Snu o Victorii". Niebezpiecznie zbliżają się do granicy pomiędzy banałem a emocją. Niestety, zdecydowanie bliżej tego pierwszego. Melodie są przyjemne, ale można do nich odnieść podobne relacje do tych, jakie przypisałem tekstom.

Kilka minut po 20 usłyszałem pierwsze takty znanego z "Absolutely Live 86" utworu "Wiem, na pewno wiem - nie, nie kocham Cię", później równie dobre "Powiał boczny wiatr" i "Magazyn mód". Kondycja muzyków nadal prezentuje się wyśmienicie. Mimo nienajlepszego nagłośnienia, lekko i przyjemnie brzmiały gitary Jurka Styczyńskiego i Adama Otręby. Pełen wigoru Beno Otręba grał na gitarze basowej, Zbyszek Szczerbiński i Janusz Borzucki solidnie wypełniali swoje role perkusisty i klawiszowca. No i wreszcie wokalista. Ubrany w dżinsowe spodnie i kurtkę, długowłosy Maciek Balcar. Dysponujący czystym i pełnym zadziorności głosem. Bawiący się i tańczący na scenie, konwersujący z publicznością. Wolny od narkotykowego nałogu, pełen życia.

Następną piosenką był "Gorszy dzień". Chyba najbardziej chwytliwy z nowych utworów. Widać, szczególnie po wokaliście, że wykonywanie tego kawałka sprawia dżemowcom wielką radość. Podobnie jak kolejne utwory z najnowszej płyty. Niestety, publiczność nie podzielała ich entuzjazmu. Stojąc na wzniesieniu, bardzo blisko sceny, widziałem ogromny tłum słuchaczy. Słuchaczy, którym obce były "W drodze do nieba" czy "Diabelski żart". Podobnie jak nowy, mający raptem miesiąc utwór, którego melodii, tekstu ani nawet tytułu nie zapamiętałem. Niestety, te piosenki nie mają siły przebicia choćby zbliżonej do dawnych hitów Dżemu.

Od tej zasady wyłamuje się jednak "Do kołyski". Przejmujący tekst, świetna melodia i naprawdę dobry, niemal stworzony do tego utworu, głos Maćka Balcara. Scena utonęła w niebieskiej poświacie, wielokątne wzory oświetlały oczarowaną publiczność. Dżemowa magia zaczęła działać. Solo gitarowe przeniosło te kilka tysięcy ludzi niemal w inny wymiar. Atmosfera była naprawdę wspaniała. Jednak nie da się ukryć, że inne utwory z płyt po 1994 roku już nie miały w sobie niczego z "Do kołyski". Publiczność w przerwach pomiędzy piosenkami skandowała "Wehikuł czasu". Styczyński improwizował solówkę, budując napięcie widzów, którzy domyślali się, co nastąpi już niedługo. Pierwsze dźwięki "Wehikułu czasu" rozpoznał każdy. Ogromny krzyk wstrząsnął zgromadzonym tłumem. Maciek mógł w zasadzie zupełnie oddać głos publice, która dokładnie wyśpiewywała wszystkie słowa tej chyba najpopularniejszej piosenki Dżemu. Należy jednak powiedzieć, że Balcar kreuje w tym zespole siebie. Nie kopiuje Ryśka, tworzy własny, młodzieńczy styl.

Podobna reakcja publiczności towarzyszyła "Poznałem go po czarnym kapeluszu" czy "Harley mój". Ludzie byli głodni starego, dobrego Dżemu i kilkukrotnie wyciągali zespół na bis. Gdy tylko Styczyński dotknął gitary akustycznej i rozległy się pierwsze akordy "Autsajdera", wśród publiki podniósł się gromki okrzyk. Znów wszyscy wyśpiewywali ostatnią prawdziwą piosenkę Ryśka Riedla. Śpiewał również i Maciek Balcar. Jakby ku czci swojego wielkiego poprzednika, bez usilnego wcielania się w jego historię. Po pewnym czasie zeskoczył ze sceny i przeszedł się wzdłuż barierek. Widziałem go, witającego się z fanami, pełnego emocji i radości życia. Kogoś innego, niż bohater dwóch ostatnich utworów. Ale czy to źle...?

Na ostatni bis Dżem zagrał "Czerwony jak cegła", swój sztandarowy utwór. Kiwające głowy, ludzie wykrzykujący "Rozgrzany jak piec". Zupełnie jak w Spodku 1991 roku. Gdy Maciek przedstawił wszystkich Dżemowców, Beno podszedł do mikrofonu i dodał: "Rysiek i Paweł dalej są z nami". Myślę, że to prawda. Wszystko się zmienia. Nie powstaną już dawne hity, świat nie będzie miał drugiego Ryszarda Riedla. Ale ważne jest, że jego pragnienie śpiewania do ludzi żyje w Maćku Balcarze. I niech tak zostanie.

Idź własną drogą, bo w tym cały sens istnienia,
żeby umieć żyć,
bez znieczulenia, bez niepotrzebnych niespełnienia,
myśli złych

"Do kołyski"

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

- Dżem

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!