zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

relacja: Jon Lord, Warszawa "Sala Kongresowa" 10.11.2010

13.11.2010  autor: Meloman
wystąpili: Jon Lord
miejsce, data: Warszawa, Sala Kongresowa, 10.11.2010

Jona Lorda wraz z orkiestrą symfoniczną widziałem już w Płocku dwa lata temu. Jeżeli ktoś ma ochotę przeczytać, jak wyglądał ten występ, to zapraszam tutaj. Tym razem mistrz zawitał do warszawskiej "Sali Kongresowej". Myślę, że jest to bardzo dobre miejsce, aby zaprezentować koncert na grupę i orkiestrę, a także pozostałe utwory autorstwa Lorda, zarówno z jego twórczości solowej, jak i z okresu działalności w Deep Purple. Do koncertu w Warszawie szykowała się Orkiestra Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego w Zamościu pod dyrekcją Tadeusza Wicherka. Dwoje wokalistów: Kasia Łaska i Steve Balsamo oraz grupa rockowa: Damian Kurasz - gitara, Michał Grott - bas, Jan Młynarski - perkusja. Jeden z zapowiadanych artystów nie wystąpił, ale o tym za chwilę.

Jon Lord, Warszawa 2010, fot. W. Dobrogojski
Jon Lord, Warszawa 2010, fot. W. Dobrogojski

O godzinie 19:10 przy mikrofonie pojawił się konferansjer z informacją, że poczekamy jeszcze chwilę na rozpoczęcie, bo stanęło metro i niektórzy dopiero docierają na widownię. Jednak już po pięciu minutach usłyszeliścmy zapowiedź, z której dowiedzieliśmy się, że zamiast Steve'a Balsamo wystąpi inny wokalista - Jakob Samuel, śpiewający w szwedzkim zespole The Poodles. Potem rozpoczęło się wywoływanie solistów. Najpierw Kasi (dwukrotnie), a później Jakoba, ale nikt nie wychodził. Muszę stwierdzić, że wśród publiczności zapanowała w tym momencie lekka konsternacja. Ktoś wyszedł zza kulis i podpowiedział prowadzącemu, który po oznajmieniu: "zmieniło się" wywołał Jona Lorda. A gdy ten pojawił się na scenie, cała sala wstała i rozległy się wielkie brawa. Niecodzienny początek. Artysta usiadł przy organach Hammonda i rozpoczęło się widowisko.

"Concerto for Group and Orchestra" muzycy zaprezentowali w pełnej trzyczęściowej wersji. Pierwsza odsłona to przede wszystkim brzmienie symfoniczne z dwiema krótkimi wstawkami zespołu bez wokalu. Przy jednej z solówek gitarowych Damian Kurasz otrzymał gromkie oklaski. Do drugiej części wyszli obydwoje wokaliści, ale główne partie przypadały tu Samuelowi przy akompaniamencie grupy rockowej. Wreszcie trzecia instrumentalna odsłona to współbrzmienie klasyki i rocka w wyśmienitym wydaniu. Tym razem oddzielne brawa otrzymał Jan Młynarski za doskonałe, długie solo perkusyjne. Kompozycja trwała równo pięćdziesiąt minut, a po jej wybrzmieniu nastąpiło drugie powstanie widowni i owacja na stojąco. Tymczasem ogłoszono piętnastominutową przerwę, która jak to bywa na tego typu imprezach, przeciągnęła się o kolejne dziesięć minut.

Jon Lord, Warszawa 2010, fot. W. Dobrogojski
Jon Lord, Warszawa 2010, fot. W. Dobrogojski

Po pauzie zmiana nastroju za sprawą "Pictures of Home" z bluesrockowym klimatem gitary i wokalem Jakoba Samuela, który posiada typowy rockowy głos. Następnie Lord zaanonsował wyjście Kasi Łaski, sam zasiadł przy fortepianie i popłynęła piosenka "The Sun Will Shine Again". W wersji studyjnej śpiewa ją Frida (tak, właśnie ta, znana z formacji ABBA), ale Kasia wykonała ją równie pięknie. Zespolenie orkiestry i grupy widoczne było przy następnym kawałku, czyli w "Bourree".

Dalej kompletne zaskoczenie, bo do kolejnego numeru z wokalem, czyli "Pictures Within" wyszła Łaska, a jest to kompozycja tradycyjnie wykonywana przez wokalistów (na płycie przez Millera Andersona). Przypuszczam, że miał ją śpiewać Balsamo, lecz pod jego nieobecność przypisano tę partię naszej wokalistce i wybrnęła ona z tego zadania bardzo dobrze i przekonująco. Kolejne zjednoczenie sił orkiestrowych i rockowych miało miejsce w tanecznej barokowej propozycji pod tytułem "The Telemann Experiment". Cały czas poruszamy się po solowej twórczości maestro Jona i słyszymy kolejno "Wait a While" z wokalistką Katarzyną - wykonane pięknie, subtelnie i z wdziękiem (w oryginale studyjnym Sam Brown). Później instrumentalne "Gigue", podczas którego przy rozbujanej orkiestrze Lord na przemian zasiadał do partii solowych na fortepianie i na organach. A na Hammondzie przedstawił popisowe improwizacje, jak na wirtuoza przystało. Mieliśmy także kolejną solówkę perkusyjną.

Jon Lord, Warszawa 2010, fot. W. Dobrogojski
Jon Lord, Warszawa 2010, fot. W. Dobrogojski

I wreszcie przyszedł moment na zapowiadane tu i ówdzie wielkie przeboje Deep Purple. Najpierw "Perfect Strangers" z doskonałym duetem wokalnym obydwojga śpiewaków (Kasia przebrana odpowiednio do bardziej rozrywkowego nastroju tej części występu). W czasie tego numeru na sali zapanowało niesamowite ożywienie, a po jego zakończeniu miało miejsce trzecie "powstanie" publiczności bijącej brawa. Wyśmienicie zaprezentował się Jakob oraz grupa rockowa w balladzie "Soldier of Fortune" w wersji bardzo zbliżonej do oryginału, w którym głosu udzielał przed laty David Coverdale. Po tej pozycji, Jon Lord dokonał prezentacji zespołu, solistów oraz dyrygenta orkiestry, pożegnał się z nami, usiadł przy organach i rozległy się charakterystyczne akordy rozpoczynające "Child in Time". Kompozycja wykonana oczywiście z orkiestrową aranżacją, duetem wokalnym, solówkami gitary i organów mogła powalić swoją mocą i magicznością.

Jon Lord, Warszawa 2010, fot. W. Dobrogojski
Jon Lord, Warszawa 2010, fot. W. Dobrogojski

Teraz należy odpowiedzieć na pytanie: czy był bis tego wieczoru w "Kongresowej"? Bo nie zostało to wyraźnie zaznaczone na estradzie. Tak, gdyż właśnie "Child in Time" stanowiło bis. Publiczność długo nie mogła pogodzić się z faktem, że to już koniec i zgotowała wykonawcom kolejne (czwarte) brawa na stojąco. Na koniec na scenę wniesiono cztery bukiety kwiatów, które wręczono wokalistom, mistrzowi i dyrygentowi. A później na scenie zawitały kolejne pojedyncze kwiaty i wiązanki. Piękna muzyka i piękny wieczór.

Lista utworów:

(czas trwania całego koncertu łącznie z przerwą i owacjami: 180 minut, czas trwania muzycznej części: 135 minut)

1. Concerto for Group and Orchestra I-III, Concerto for Group and Orchestra, 1969

(owacja: 5 minut, przerwa: 25 minut)

2. Pictures of Home, Machine Head, 1972
3. The Sun Will Shine Again, Beyond the Notes, 2004
4. Bouree, Sarabande, 1976
5. Pictured Within, Pictured Within, 1999
6. The Telemann Experiment, Beyond the Notes, 2004
7. Wait a While, Pictured Within, 1999
8. Gigue, Sarabande, 1976
9. Perfect Strangers, Perfect Strangers, 1984
10. Soldier of Fortune, Stormbringer, 1974

(przedstawienie zespołu)

11. Child in Time, Deep Purple in a Rock, 1970

(owacja: 10 minut)

Zobacz: zdjęcia z koncertu Jona Lorda.
Przeczytaj: relacja Marcina Karskiego.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Brawo dla autora tekstu za spostrzegawczość !!
ReC (gość, IP: 80.120.170.*), 2010-11-16 11:13:33 | odpowiedz | zgłoś
Autor napisał:
"Teraz należy odpowiedzieć na pytanie: czy był bis tego wieczoru w "Kongresowej"? Bo nie zostało to wyraźnie zaznaczone na estradzie. Tak, gdyż właśnie "Child in Time" stanowiło bis."

Jest Pan jedyną dotąd publicznie wypowiadającą się osobą, która to zauważyła :-) Brawo!
re: Brawo dla autora tekstu za spostrzegawczość !!
Meloman (gość, IP: 83.18.195.*), 2010-11-16 19:36:49 | odpowiedz | zgłoś
Dziękuję za komentarz.Pozdrawiam.
Wielki koncert
Pedro (gość, IP: 178.36.35.*), 2010-11-14 16:36:39 | odpowiedz | zgłoś
Tak. To był wspaniały, wielki koncert. Wymieniłbym trzy powody tej entuzjastycznej opinii.

1. Muzyka. Jon Lord był prekursorem łączenia rocka z orkiestrową muzyką symfoniczną. Na przestrzeni ponad 40 lat stworzył na tym polu wiele dzieł bardziej lub mniej udanych. Na koncercie w Warszawie zaprezentował w całości (Concerto for Group and Orchestra) lub części (np. Sarabande) najlepsze z nich. Porywająca muzyka!
2. Perfekcja wykonawców. Jon Lord jest wirtuozem rockowych klawiszy. Jego mistrzostwo jest bezdyskusyjne i nie wymaga dalszych wyjaśnień. Natomiast warto pochylić się nad wiruozerią orkiestry symfonicznej z Zamościa (czy ktoś wiedział, że Zamość ma własną orkiestrę symfoniczną?) i perfekcją młodych muzyków tworzących zespół rockowy. To było naprawdę wielkie przeżycie słuchać tak znakomitych warsztatowo, tak wyczuwających klimat muzyki, i tak zgranych muzyków.
3. Nagłośnienie. Przyzwyczailiśmy się, że na koncertach rockowych słyszymy jazgotliwą ścianę dźwięku, z której pojedyncze instrumenty nie mają szansy się przebić. Niektórzy to lubią - ja nie. Inaczej było na koncercie Jona Lorda. Tutaj nagłośnienie było perfekcyjne, a jakość dźwięku - audiofilska. Nikt nikogo nie zagłuszał; każdy z instrumentów był słyszalny i rozpoznawalny. Gdy jakiś instrument grał solówkę, to pozostałe schodziły na drugi plan eksponując solistę. I mam tu na myśli nie tylko solówki na organach hammonda, gitarze czy perkusji, ale także na oboju, fagocie, wilonczeli czy flecie. To była wielka uczta dźwiękowa (niezależnie od wspaniałej uczty muzycznej).

Materiały dotyczące zespołu

Zobacz inną relację

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!