zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 5 maja 2024

relacja: M'era Luna Festival 2000, Niemcy, Hilsheim, 12 - 13.08.2000

3.09.2000  autor: SlavusCo
wystąpili: VNV Nation; Velvet Acid Christ; Funker Vogt; Aenima; Evil's Toy; Diary Of Dreams; Estampie; Mila Mar; Nera Dark
miejsce, data: Hildesheim, 13.08.2000

Tym, którzy choć trochę interesują się muzyką gotycką, rockiem i pokrewnymi gatunkami, nie trzeba przekonywać, że powyższy skład festiwalu ścina z nóg i na takiej imprezie koniecznie trzeba być. Dobrze, że tak samo jak i ja pomyśleli ludzie z Black Flames i zorganizowali wyjazd autokarem do Hildesheim. W piątkową noc poprzedzającą widowisko wyruszyliśmy z Poznania w stronę granicy (Świecko), podróż umilając sobie oglądaniem komedii "Miś". W autobusie zrobiło się wesoło i nic nie zapowiadało komplikacji. Niestety na granicy "rodzi się taka świecka" :o) tradycja :o), że trzeba odstać swoje, aby wjechać do lepszego świata. My staliśmy prawie 6 godzin :o(((. Z tego powodu ledwo zdążyliśmy na początek festiwalu albo raczej nie zdążyliśmy, bo pierwszą kapelę słyszeliśmy z odległości uniemożliwiającej precyzyjną ocenę (choć rytmy były całkiem, całkiem), natomiast druga musiała skapitulować przed moją ciekawością świata (tzn. poszedłem oglądać stoiska).

Teraz coś więcej o miejscu i organizacji festiwalu. Koncerty odbywały się na lotnisku, gdzie zbudowano potężną scenę (wielkości 4 piętrowego budynku) i w sąsiadującym z nią hangarze. Oprócz oglądania samych występów można było np. także zdobyć autografy swoich ulubionych wykonawców, nie tylko tych występujących na koncertach, ale także specjalnie zaproszonych (np. Clan Of Xymox). Na terenie obok scen wystawiali się sprzedawcy dóbr wszelakich: począwszy od jedzenia (mała bagietka z rybą - 5 DM!, piwo Beck's 0,3 l - 4,5 DM!!! - tak, tak, prawie 10 złotych polskich), poprzez wszelkiego rodzaju gotyckie ciuchy, a skończywszy na płytach CD (średnio 25-30 DM za płytę). Za terenem koncertowym rozciągało się pole namiotowe, gdzie w tym roku na oko przyjechało z 20 tysięcy ludzi. Sam bilet na 2 dni występów kosztował poniżej 100 marek, więc chyba niezbyt dużo, zważywszy ilość, a głównie jakość zespołów. Atmosfera panującą na koncercie była bardzo luźna. Niemcy (bo głównie oni stanowili widownie) ubierają się znacznie bardziej fantazyjnie i śmiało niż polska publiczność, co na pewno wpływa na koloryt imprezy. Natomiast reakcja na koncertach jest znacznie mniej spontaniczna niż u nas, może dlatego że nasi zachodni sąsiedzi potrafią się bawić bez nadmiernej ilości alkoholu we krwi :o). Jeszcze jedna rzecz, która mnie zastanowiła. Na terenie imprezy nie zauważyłem ani jednego policjanta, natomiast ochrona (bardzo kulturalna) ograniczała swoją obecność do bramek wejściowych i zabezpieczania sceny.

Wróćmy do zespołów, których jak największą liczbę chciałem na M'era Lunie obejrzeć. Pierwszym, którego mi się udało, był The House Of Usher. Jedyne co mi utkwiło w pamięci z tego koncertu, to flaga zespołu, z która nie rozstawał się wokalista. Muzyka - nic nadzwyczajnego. Wpadłem na chwilę do hangaru, aby zobaczyć Lithium i z powrotem poszedłem na dużą scenę podziwiać The Godsfathers. Ten zespół jednak nie wystąpił, przez 40 minut bawiła nas portugalska Aenima z muzyką i wokalistką (głosowo) podobną do wcześniejszych płyt The Gathering. Całkiem sympatyczne, choć na mój gust za dużo było wokaliz, a za mało prawdziwego śpiewania. Aenima jako jedyna zagrała drugi koncert w drugim dniu festiwalu (wg planu: w hangarze), ale jej brzmienie było tam znacznie gorsze, niż na otwartej przestrzeni. A propos hangaru, grające tu Suicide Commando dało świetny występ, agresywny industrial w połączeniu z przesterowanym, charczącym śpiewem wokalisty dawały naprawdę interesujący efekt. Zdecydowanie dobry występ duetu z Belgii, moim zdaniem jeden z najciekawszych koncertów pierwszego dnia. W czasie tego show na dużej scenie pojawili się barbarzyńcy z Tanzwut, ale mimo dobrego przyjęcia publiczności mi się nie spodobali. Co prawda instrumentarium interesujące - kobzy, fujarki, itp., ale mierny poziom artystyczny (vide XIII Stoleti). Ciekawostkę stanowił cover... "Ody do radości", czyli hymnu zjednoczonej Europy (fe, jakież to niegotyckie ;o). Następnie znowu bawiłem się w oscylator :o), biegając od dużej sceny do małej: plus dla L'Ame Immortelle (elektronika + damski i męski wokal), minus dla Marca Almonda, którego repertuar był tak potwornie nudny, że poszedłem wcześniej do hangaru poczekać na Umbra Et Imago. Zespół, który zafascynował mnie swoją ostatnią płytą, powalił mnie także swoim występem na M'Era Lunie. Już samo wejście dwóch tancerek odzianych w czarne skórzane uniformy (które w czasie występu często i gęsto ściągały), trzymających długie świeczniki, spowodowało entuzjazm wśród publiczności, który utrzymywał się jeszcze długo po zakończeniu występu :o). Dodam jeszcze, że były ognie, krzyżowanie, wyczyny akrobatyczne Mozarta na rusztowaniach i wzajemne lizanie... czyli perwersja muzyczno-wizualna. Najbardziej podobały mi się oczywiście utwory z najnowszej płyty: "Machina Mundi", "Alles Schwarz" (ależ szwarne te siostry ;o) i "Milch" (oj, mleko się lało, aż było miło :o). Na koniec Umbra zagrała utwór Falco "Amadeus" i koncert niestety skończył się :o(. Skoczyłem na chwilę na dwór na pierwszą gwiazdę The Mission, ale wróciłem zaraz z powrotem na Haggard. To był chyba najcięższy ze wszystkich zaproszonych do Hildesheim zespołów. Dziwny ten ich metal, linia melodyczna non stop łamana, używają jakiś nie metalowych instrumentów i kto to widział - 9 osób na scenie? Wśród Niemców takie granie nie ma chyba wielu zwolenników (hangar był pustawy), ale dla mnie był to miły odpoczynek od elektroniki. Ponieważ w hangarze dalej pogrywały zespoły metalizujące, zostałem na Anathemie i muszę powiedzieć, że koncert był bardzo, bardzo udany. Mimo braku jednego gitarzysty, zespół stanął na wysokości zadania, tak że gdy zabrzmiało "Fragile Dreams", byłem już całkowicie wniebowzięty. Tak świetna atmosfera pozwoliła mi na dobrą zabawę nawet na koncercie Tiamatu, który od płyty "Skeleton Skeletron" do moich ulubieńców nie należy. Dzień skończyłem przysłuchując się legendzie gotyku, czyli Sisters Of Mercy. Mimo, że w dużej mierze pojechałem do Niemiec po to, aby tą grupę zobaczyć, muszę przyznać, że się zawiodłem. Koncert był monotonny, Eldrich śpiewał jakieś piosenki, których nie znałem, hity zostawiając na koniec i bisy ("Dominion/Mother Russia", "Flood II", "This Corrosion"). Eee... żałuję, że nie zostałem dłużej w hangarze, tak samo jak i tego, że nie przysłuchałem się dobrze HIMowi, bo że to ciekawa muzyka, stwierdziłem dopiero niedawno, niestety po fakcie :o(. Mimo, że muzycznie pierwszy dzień się skończył, do krainy Morfeusza trafiłem dopiero o 6 nad ranem dnia następnego, a to z powodu wspólnej imprezy na polu namiotowym.

Ale co tam, o 8 byłem już na nogach i w jednej z nielicznych łazienek-natrysków, gdzie dyżurujący Murzyn zwrócił mi uwagę: "Keep the toilet clean!". Nie żebym był rasistą, ale żeby mi tak powiedzieć, świątyni cnót wszelakich (także czystości fizycznej i moralnej :o). Wstyd Murzynie, wstyd! :o). Potem tak długo dopalałem się Covenantem na CD, aż straciłem rachubę czasu i spóźniłem się na występy pierwszych zespołów. Stromkern - w programie słusznie napisano: Raw Power! Mieszanka industrialu i EBM wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, ale już musiałem lecieć na Mila Mar. Tak jak Umbra Et Imago pierwszego dnia, tak i ten zespół dał moim zdaniem, koncert dnia. Jeśli mam porównywać wartości artystyczne i jakość wykonania to Mila Mar najbliżej do włoskiej Ataraxii. Występ był po prostu piękny. Podobało się nie tylko mnie - aplauz był prawie taki jak na Ataraxii w Bolkowie. Następnie w hangarze występował jeszcze jeden zespół obracający się w podobnej stylistyce - Estampie. Zaczęli bardzo widowiskowo od utworu tylko na bębny, z czasem przechodząc do bardziej urozmaiconego instrumentarium, jednakże ich występ nie dorównywał poprzednikowi. Po tym poplątałem się trochę po terenie koncertu, ale zaraz wymiękłem, z powodu żaru lejącego się z nieba. Dobrze, że pomysłowi Niemcy zainstalowali rurę do moczeń :o), czyli urządzenie do skrapiania spoconych i skurzonych ciał uczestników spędu. Bez tej ochłody pewno trup słałby się gęsto, bo temperatura była iście piekielna. Wpadłem do w miarę chłodnego hangaru na Diary of Dreams, jak dla mnie zbyt mało urozmaicone, i na Aenimę, którą widziałem dzień wcześniej. Następne cztery zespoły występujące na małej scenie to ulubiona muzyka niemieckich fanów, czyli electro. Muszę przyznać, że także ja się znacznie lepiej bawiłem w hangarze, niż na formacjach z dużej sceny: Annie Clark & Band, Phillip Boa & The Voodoo Club, Filds Of The Nephilim i Project Pitchwork. Electro-popowy Evil's Toy z tancerkami mógł się podobać :o) (tancerek nie widziałem, opieram się na opowieści z pierwszej linii frontu), tak samo jak i Funker Vogt w kombinezonach a'la nasze pomarańczowe brygady i antywojennym przesłaniem na ustach (to był chyba najgłośniejszy występ na tym festiwalu, hałas był ogłuszający). Oglądając frontmana Velvet Acid Christ byłem przekonany, że za chwilę usłyszę jakiś goth-punk-rock :o), a tu taka niespodzianka, jak napisano w programie: elektro-industrial ze świeżymi elementami trip-hopu i goa-trance (cokolwiek ma to znaczyć :o). Faktycznie muzyka była transowa i hipnotyczna, więc coś w tym chyba jest. Grający na zakończenie VNV Nation już poruszył totalnie publiczność, która zaczęła rytmicznie tańczyć w rytm muzyki i sekwencji video wyświetlanych na ekranie na scenie. Anglicy musieli wychodzić na bisy dwa razy, tak bardzo byli oklaskiwani. Jeszcze chwila z Project Pictwork i umęczony, ale szczęśliwy wróciłem do autokaru. Tam od razu straciłem świadomość, taki byłem zmordowany ponad dziesięcioma godzinami muzyki na żywo.

Po południu byłem już w domu wraz z oficjalną koszulką i składanką "Dark Summer - Best Of Goth Open Airs 2000". Jak zostanę dziadkiem będę miał przynajmniej co opowiadać i pokazywać wnukom!

Komentarze
Dodaj komentarz »

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!