zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

relacja: Primal Fear, Turbo, Tim "Ripper" Owens, Crimes of Passion ("Turbo Celebration"), Warszawa "Progresja" 18.09.2010

26.09.2010  autor: Verghityax
wystąpili: Primal Fear; Turbo; Tim "Ripper" Owens; Crimes Of Passion
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 18.09.2010

Po "Krushfeście", w sobotę rano (18 września 2010 r.) czekała nas kolejna podróż, tym razem do Warszawy - na "Turbo Celebration", które miał uatrakcyjnić swym popisem Tim "Ripper" Owens. W końcu obejrzeć go w akcji nie raz, a dwa razy, to jest różnica.

Turbo, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Turbo, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

O ile trasa do Jasła najeżona była przeszkodami jak tor dla monster trucków, o tyle do stolicy jechało nam się gładko jak po maśle, bez przygód i problemów. Podobnie jak "Krushfest", warszawską imprezę, uroczystą i poważną niczym Straż Jej Królewskiej Mości przed Pałacem Buckingham, także dotknęły braki kadrowe. Norweski Thunderbolt wyleciał z listy płac ze względu na sprawy osobiste jednego z członków formacji. Spośród supportów zniknął też nasz rodzimy Privateer - przyczyną miały być ponoć przetasowania w składzie. Na szczęście organizator stanął na wysokości zadania i żeby nikt nie miał powodów do narzekań, postarał się o przedłużenie setów występujących zespołów.

Jasielska hala MOSiRu pozostawiała sporo do życzenia w kwestii akustyki, dźwięk w niej zamiast rozpływać się, jak należy, częstokroć uderzał widza po uszach niby obuch siekiery. Dlatego wrażenie słuchowe, jakie zaserwowano mi w "Progresji", jawiły się jako nektar i ambrozja, tudzież cud, miód i orzeszki. Przebyte dzień wcześniej doświadczenia nauczyły mnie doceniać stołeczny klub. Zarówno jakość brzmienia, jak i jego selektywność sprawiły, że z niekłamaną radością uczestniczyłem w gigu otwieracza, która to rola przypadła brytyjskiemu Crimes of Passion. Dzięki lepszym warunkom nagłośnieniowym, panowie uderzyli ze znacznie większą siłą niż w Jaśle. Start nastąpił z mniej niż półgodzinnym opóźnieniem, czyli bez dramatu. Wokalista Dale Radcliff ponownie biegał po scenie w koszulce glamowego Strypera, a pozostali muzycy łoili, że aż miło. Choć setlista była identyczna ("Pretty in Blood" jako jedyny numer z debiutanckiego albumu, pt. "R.I.P.", oraz "Dare You to Try", "I Can't Stop Killing You", "Love Is to Die for", "Let the Punishment Fit the Crime", "Save You" i "Blackened Heart" z nadchodzącego, studyjnego długograja; w charakterze wisienki na torcie sympatyczny cover "Holy Diver" Dio), to jednak materiał ów wydawał się już mniej obcy i ciekawszy w odbiorze. Jak na drugie przesłuchanie, to całkiem nieźle. Reakcje publiczności, przybyłej zresztą liczniej niż na Podkarpaciu (choć nie nazwałbym tego frekwencją marzeń), Crimes of Passion miało nieporównywalnie zacniejszą.

Crimes Of Passion, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Crimes Of Passion, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

Jakieś piętnaście minut po opuszczeniu pudła przez Brytyjczyków, stałem już z niecierpliwością nieopodal barierek. W głowie odtwarzałem sobie intro do "Painkillera", wiedząc że dosłownie za chwilę dynamiczne łupanie w gary przeszyje powietrze. Bębniarz Rippera spełnił moje oczekiwania co do joty, traktując swój zestaw perkusyjny pieczołowicie i z precyzją godną szwajcarskich zegarmistrzów. Gdybym nie wiedział, że stanowisko to piastuje sesyjny muzyk Paula Di'Anno, powiedziałbym iż Scott Travis wpadł na gościnny występ. Kiedy werble poczęły zwalniać, spośród oparów dymu, jak zza gęstej zasłony londyńskiej mgły, wyłonił się Rozpruwacz. Czubek głowy znów wieńczyła mu czarna dżokejka z trzema pionowymi, zielonymi paskami, przypominającymi ślad po szponach drapieżnika - krechy tworzyły literę M, będącą logo ulubionego napoju energetyzującego Tima, Monster Energy Drink. Czyste, świdrujące wokalizy Owensa kopały po uszach bez pardonu, udowadniając, iż były frontman Judas Priest wciąż może się poszczycić fantastyczną formą. Kiedy się zastanowić, to właśnie z Ripperem polska publika powinna być lepiej osłuchana na żywo. Wszak na obu koncertach, które Priest zagrało w naszym kraju (28 marca 1998 roku w "Spodku" na trasie promującej krążek "Jugulator" oraz 17 marca 2002 roku, również w katowickiej hali, w ramach tournee "Demolition"), za mikrofonem stał Owens. Jedyny gig, jaki Judasi mieli wykonać u nas z Robem Halfordem, 6 kwietnia 2005 roku w stolicy Górnego Śląska, mimo wyprzedania biletów nie odbył się - ze względu na żałobę narodową ogłoszoną po śmierci Jana Pawła II.

Tim "Ripper" Owens, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Tim "Ripper" Owens, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

Warszawska setlista Rippera niczym nie różniła się od repertuaru z Jasła, pomijając drobną zmianę kolejności utworów. Do tego setu muszę się trochę przyczepić, gdyż w moim odczuciu był nazbyt zdominowany przez wałki, jakie Judas Priest zarejestrowało z Halfordem. Rozumiem, że Tim stara się głównie zadowolić wiernych fanów kapeli, dzięki której stał się rozpoznawalny, lecz osobiście z dziką chęcią powitałbym kilka ciosów z "Jugulator" i "Demolition", jak choćby "Blood Stained", "Cathedral Spires", "Hell Is Home", "Jekyll and Hyde", "In Between" czy "Subterfuge" - wystarczyłoby wywalić zamulające "Desert Plains", oklepane do bólu "Hell Bent for Leather" czy kompletnie niepotrzebny cover maidenowskiego "Wrathchild".

Dalsza cześć popisu potoczyła się bez niespodzianek. Przed następującą po "Painkiller" piosenką "The Ripper", Owens zapytał publiczności: "What's my name?", zaś przystępując do coveru "Children of the Sea" Black Sabbath wezwał wszystkich obecnych do wzniesienia w górę "rogów" dla Ronniego Jamesa Dio. Choć doskonale znałem rozkład jazdy, to jednak na warszawskim show Tima bawiłem się o wiele lepiej, bo też i publika dopisała. Więcej osób znało teksty, więcej osób szalało pod podium. Gdy pomiędzy numerami fani krzyczeli "Ripper", czego w Jaśle nie dało się uświadczyć, wokalista - złakniony mocy płynącej ze skandowania imienia - wyciągał ręce, jakby chciał objąć ten wyjątkowy moment w posiadanie. Rzecz jasna, Owens nie pozostał tłumowi dłużny, przybijając piątkę z każdym, kto zdołał dosięgnąć jego ręki.

Z czasów pobytu w obozie Bogów Metalu z Black Country Tim standardowo wygrzebał "Burn in Hell" i "One on One", co uzupełnił o trzy bardziej kojarzone z nim kawałki, czyli "Scream Machine" Beyond Fear" oraz "It Is Me" i "Starting Over" z solowego "Play My Game". Do tygla dorzucił cover "Gates of Babylon" Rainbow, zaś spotkanie zakończył nieśmiertelnymi hitami Priest: "Breaking the Law", "Hell Bent for Leather", w którym wspomógł go wokalnie Tomasz Struszczyk, "Electric Eye" i "Living After Midnight". Obecnemu gardłowemu Turbo wypadł ten udział strasznie blado i mało wyraziście, co okazało się proroczą zapowiedzią nadchodzących dwóch godzin... nudy.

Turbo, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Turbo, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

Jako specjalista od wygłaszania niepopularnych poglądów, z góry oznajmiam, iż wielkim fanem Turbo nie jestem i nigdy nie byłem. Rzecz jasna, szanuję ich niepodlegający dyskusji wkład w polską muzykę metalową, lecz ze wszystkich grup tego wieczoru, to właśnie Turbo dało najsłabszy koncert. Wiem, że sporo ludzi się ze mną nie zgodzi, ale po zdjęciu różowych okularów i spojrzeniu na swych idoli z dystansem, sami winni spostrzec, iż solenizanci zagrali gig do bólu przeciętny, pozbawiony życia, statyczny i wyzuty z wszelkiej radości płynącej z muzykowania. Moim zdaniem panowie sami strzelili sobie w stopę, ponieważ usadowili się na pudle pomiędzy dwoma istnymi wulkanami energii, czyli Ripperem Owensem i Primal Fear. Ba, nawet Crimes of Passion pozamiataliby ich tego dnia w pojedynku. Moje największe zastrzeżenia wzbudził Tomasz Struszczyk, który totalnie nie przypadł mi do gustu. Sorry, ale ta część publiczności, która skandowała "nie ma Turbo bez Kupczyka!", mimo iż uważam ich zachowanie za skandaliczne i żenujące, ma niestety rację. Niby się Tomek starał coś zrobić, lecz był przy tym tak śmiertelnie poważny, jakby wybrał się na pogrzeb, a nie na jubileusz swojej ekipy. W dodatku jego wokal, delikatnie mówiąc, brzmi w niektórych numerach Turbo jak pomyłka. Muzycy, zamiast obrócić zaczepki fanów w żart, strzelili focha i odpierali ataki, mówiąc, że "Grześka nikt z zespołu nie usuwał" i "jak chcecie sobie obejrzeć Grześka, to idźcie na koncert CETI". Ogólne wrażenia zdecydowanie na minus. Dla porządku podaję setlistę: "Na progu życia", "Niebezpieczny taniec", "Paranoja", "Otwarte drzwi do miasta", "Awatar", "Armia", "Scum", "Enola Gay", "Salvator Mundi", "Miecz Beruda", "Kawaleria Szatana cz. I", "Kawaleria Szatana cz. II", "Jaki był ten dzień", "Czy mnie nie ma", "Mówili kiedyś", "Toczy się po linie" i "Dorosłe Dzieci".

Primal Fear, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Primal Fear, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

Odetchnąłem z niewysłowioną ulgą, widząc muzyków Primal Fear wchodzących na podium, bo po dwóch godzinach katorgi teraz wreszcie zaczęło się dziać. Niemieckie orły już raz odwiedziły nasz kraj, podczas "Mystic Festival" dzielili scenę między innymi z Iron Maiden i Nightwish. Po sobotnim wieczorze w "Progresji" nie mam już wątpliwości, że Primalom klubowe sztuki wychodzą znacznie lepiej, niż grane na wolnym powietrzu. Duża w tym zasługa Ralfa Scheepersa, gardłowego Gamma Ray z trzech pierwszych albumów studyjnych. Fenomenalny głos tego gościa tak niesamowicie świdruje uszy, że można by nim rozbijać diamenty. Co zabawne, był on jednym z głównych kandydatów branych pod uwagę na stanowisko frontmana Judas Priest po odejściu Halforda, ale - jak wiadomo z historii - ostatecznie to Tim "Ripper" Owens dostał robotę. Parę tygodni przed rozpoczęciem trasy promującej najnowsze wydawnictwo, pt. "16.6 (Before the Devil Knows You're Dead)", szeregi Pierwotnego Strachu opuścił gitarzysta Henny Wolter. Fakt ten był dla wielu fanów niemałą niespodzianką, gdyż Niemcy bardzo długo trzymali tę informację w tajemnicy, chcąc uniknąć niepotrzebnego szumu. Schedę po Hennym przejął Alexander Beyrodt, który już raz wszedł w buty Woltera po jego poprzednim odejściu, toteż wszystko zostało w rodzinie.

Zauważyłem, że po wątpliwym popisie Turbo w "Progresji" nieco się przerzedziło. Ci, którzy uznali, iż nie ma sensu zostawać na powerowym Primal Fear, nie mają pojęcia, co stracili. Do teraz sam nie wiem, kto zabrzmiał mocarniej, oni czy Ripper. Tak czy owak, oba uderzenia wyrwały mnie z butów. Załoga Scheepersa zaprezentowała całkiem przekrojowy set: "Sign of Fear", "Chainbreaker", "Killbound", "Rollercoaster", "Seven Seals", "Nuclear Fire", "Six Times Dead", konkretne solo perkusyjne Randyego Blacka, byłego pałkera Annihilatora, "Blood on Your Hands", piękne, balladowe "Fighting the Darkness", epickie "Riding the Eagle", "Final Embrace", stadionowy hymn w postaci "Metal Is Forever" i "Angel in Black". Cudownym finałem tego nieziemskiego koncertu było wspólne wykonanie "Metal Gods" Judas Priest przez Ralfa i Tima Owensa. Panowie wprost prześcigali się we wchodzeniu na wysokie rejestry, dając niepodważalne świadectwo swych możliwości wokalnych. Absolutne cudo i wisienka na czubku niezwykle smakowitego tortu.

Primal Fear, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Primal Fear, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

Impreza udała się bez dwóch zdań fantastycznie, a jedynym cieniem i ponurym akcentem był show polskiej kapeli. Przewrotnie można by stwierdzić, że trzydzieste urodziny Turbo wypadłyby lepiej bez obecności na nich samych solenizantów.

Zobacz zdjęcia z "Turbo Celebration": Primal Fear, Turbo, Tim "Ripper" Owens, Crimes of Passion.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Jeśli chodzi o Turbo...
kugar (gość, IP: 188.147.105.*), 2010-09-28 11:49:47 | odpowiedz | zgłoś
ja mam niezbite wrażenie że to właśnie teraz wpisał sie jakiś nawiedzeniec , jeden z kilku który ma misję beatyfikacji byłego wokalisty :-)skąd to zacietrzewienie? Dziwne że nikt nie pisze że cała sala śpiewała ,,sto lat" że krzyczała ,, to jest Turbo!" tylko wałkuje sie jakiś zakichany incydent i wzdycha za wokalistą który chyba 3 lata temu olał zespół,zabrał zabawki i sobe poszedł.czegoś tu nie rozumiem.Chyba to ta typowo polska przypadłość: zawiść . A dla mnie koncert bomba i kto nie był ten trąba
re: Jeśli chodzi o Turbo...
YXZ (gość, IP: 85.221.173.*), 2010-09-28 12:58:14 | odpowiedz | zgłoś
Kupczyk wszedzie o tym mkowil i mowi - nie olal zespolu tylko dal mozliwosc wyboru "MMP albo Ja". Kogo wybrano....? Wszyscy wiemy. Mozna to przeczytac w dziesiatkach wywiadow, skad takie wiesci? Od panow z turbo? Zacietrzewienie??? Nie, sluch moj drogi forumowiczu. Nowy wokalista przypomina meduze ktora chce byc rekinem. Nie jestem mlodziencem w twoim mniemaniu, wiem czego od muzy oczekuje. A sam fakt ze wydarzylo sie to podczas najwazniejszej imprezy tego zespolu mowi wszystko. I jeszcze jedno, pod scena moze krzyczaly dwie osoby ale na srodku sali bylo okolo 20 osob dracych sie na opor za Kupczykiem. A i frekwencja jak na taka impreze i taki jubileusz byla delikatnie mowiac slaba.
re: Jeśli chodzi o Turbo...
fxwpr (gość, IP: 178.56.14.*), 2010-09-28 13:10:46 | odpowiedz | zgłoś
To trochę śmieszne, w sumie ja mam wrażenie że ciągle jak tylko jest jakiś mniej lub bardziej udany koncert Turbo znajduję od razu kupa obrońców, którzy usiłują zatrzeć wrażenie że król jest nagi, to nie była uroczystość to była żenada , zespół w obecnym składzie ma 3 lata a nie 30,a po 3 od odejścia Kupczyka ciągle o nim się mówi, to chyba wszyscy fani Turbo mają jakiś kompleks Kupczyka - co mnie nie dziwi, bo nikt nie jest w stanie zastąpić kogoś kogo się zastąpić nie da, nawet jakby udowadniać to nie wiem jaką z kolei " beatyfikacją" nowego wokalisty !!!
re: Jeśli chodzi o Turbo...
paulatc
paulatc (wyślij pw), 2010-09-29 10:35:56 | odpowiedz | zgłoś
chwila, moment, ze niby cała sala śpiewała "sto lat"? hehehehe, nie no, byłam tam i niestety wystep Turbo był przecietny i po prostu nudny, ale tak jak wspomniano wczesniej nie powinni byli wystepować po Ripperze, który zmiótł wszystkich - Owens to prawdziwa energia na scenie i co z tego, ze jak to ktoś ujął to "cover band", bo niby jakie to ma znaczenie? hehehe,to koncert i idąc na niego czegoś jednak tam oczekujemy i 1000 x bardziej wole usłyszeć cover Judasów w genialnym wykonaniu Rippera, niż "klasyki" Turbo i... szczerze, nie mam zdania co do Struszczyka ani co do Kupczyka, koncert Turbo odebrałam jako całość, bardzo dłużącą się i nudną całość i pewnie mi się chyba przysnęło na moment skoro jakos tego "sto lat" śpiewanego przez całą salę nie usłyszałam :) - musieli cicho spiewac hehehehe. A relacja - super! dokładnie oddała klimat jaki panował podczas wszystkich wystepów i w sumie genialnie, ze na koniec było Primal Fear bo uratowało ogólne wrażenia z całej imprezy heheheeh, tego dnia były 2 wspaniałe koncerty na 1 scenie z dwugodzinnym przerywnikiem :)
re: Jeśli chodzi o Turbo...
paulatc
paulatc (wyślij pw), 2010-09-29 17:14:26 | odpowiedz | zgłoś
ha! przypomniało mi sie jak to było z tym "sto lat" :), zaraz na samym poczatku jak Turbo wyszło na scenę fani sami z siebie zaczeli im śpiewać, co bylo bardzo fajne i spontaniczne, ale Struszczyk od razu ich pohamowal, ze nie teraz, będzie jeszcze czas, no chwila, od kiedy to gasi sie takie spontaniczne i mile zachowania własnych fanów? co to "programowe" odśpiewanie "stu lat" mialo być? hehehehe i ostatecznie nie było "programowo", bo w ktoryms tam momencie, mieli na scenie klopoty techniczne i wówczas z "niezwyklą gracją" Struszczyk zachęcił do odspiewania "pieśni", nooo... żałosne i jeszcze stwierdził wtedy, ze bedzie to taki "wypełniacz", dobrze, ze nie ujął tego kolokwialniej i nie nazwał "zapchajdziurą" ;/...., a jeszcze wracajac do tematu fochu, jaki zespół strzelil na hasła "nie ma Turbo bez...." to w zyciu na zadnym koncercie nie spotkalam się z takim potraktowaniem publicznosci, fanów, az sie przykro zrobiło, zawsze ktos cos tam krzyczy na koncercie w tlumie czasem z wiekszym, czasem z mniejszym sensem, standard, ale tym razem zachowanie zespolu i ich teksty ze sceny (przytoczone w relacji,wiec nie będę powtarzać) - przykre! - Hoffman i reszta potraktowali was fanow jak najzwyklejszych gowniarzy, pouczajac i zwracajac uwage jak to sie powinniscie zachowywać na koncercie..... i nie ma znaczenia ile lat mieli ci co krzyczeli... Nie jestem fanem Turbo, ale chciałam zobaczyc ich koncert, poznac bliżej muze, bo na zywo zespol z rególy brzmi lepiej, ale niestety... nie dość, ze do bolu przecietnie, to jeszcze wytworzyli kwasny klimat i przykro mi, ale z koncertu samego Turbo wlasnie to zapamietam....
re: Jeśli chodzi o Turbo...
-Krusejder (gość, IP: 91.209.141.*), 2010-09-28 12:54:55 | odpowiedz | zgłoś
Byłem z kumplami, weteranami. Nie widzieliśmy Turbo od przynajmniej 9 lat i ten koncert był znacznie lepszy od trasy Avatarowej. Wszystkim nam bardzo się spodobał nowy wokal. Jest sobą, nikogo nie udaje. Nie jest drugim Davidem Lee Rothem, ale kto powiedział, że być musi ?

Nic do Grzegorza nie mam, zawsze go bardzo lubiłem i szanowałem. Ale co twórczego stworzył w ostatnich 15 latach ? Tomek pisze od niego znacznie lepsze teksty, współtworzy klimat. Turbo nie nagrało tak dobrej płyty jak Strażnik Światła od dobrych 20 lat.
re: Jeśli chodzi o Turbo...
YXZ (gość, IP: 85.221.173.*), 2010-09-28 14:10:07 | odpowiedz | zgłoś
Kupczyk nie pisal tektow juz od Tozsamosci a wlasciwie od ang wersji Awatara. Pisali za niego inni, on tylko podawal motywy. Np na TozsamoscC ang pisal Bart Gabriel, Na Awatar niejaki (a) Umbra (wiadomoswci z pism i portali) wiec nie wiem do czego sie czepiacie? Sami fani Turbo twierdza cos zupelnie innego, pisza ze Kupczyk to swiezosc. Kupczyk nie chcial pisac tekstow - zmuszono go (wywiad z maja 2007 Interia). Nie byliscie 9 lat na Turbo i wypowiadacie sie na temat o ktorym niewiele wiecie. To tak jak Polusy w USA, siedza tam 20 lat,maja spokoj a domagaja sie mozliwosci uczestniczenia w wyborach w Polsce - smiech!!
re: Jeśli chodzi o Turbo...
YXZ (gość, IP: 85.221.173.*), 2010-09-29 13:09:06 | odpowiedz | zgłoś
I jeszcze jedno, najwyrazniej nie jestescie w temacie. Nic odkrywczego?? A "Schadow of the Angel"? A "Akordy slow", A "Prefecto undo"??? Proponuje kupic i posluchac, nikt do tej pory takich rzeczy w polskim roku nie stworzyl. A trasa Awatar to byla pierwsza kleska Turbo, wiec nie ma co ruszac tego tematu
re: Jeśli chodzi o Turbo...
SzalonyIkar (gość, IP: 83.143.99.*), 2010-10-22 17:46:36 | odpowiedz | zgłoś
Wszystkie teksty na Shadow Of The Angel oraz Perfecto Mundo także napisał Bart Gabriel... :-)
re: Jeśli chodzi o Turbo...
avatarius (gość, IP: 79.162.108.*), 2010-09-29 14:31:23 | odpowiedz | zgłoś
jak się koś zamyka w uwielbieniu i poza Turbo nie widzi nic, to nie wie ile nowych rzeczy i twórczych robi Kupczyk nie wypowiadajcie się jak nie wiecie, a może to Turbo ma koncert z orkiestrą symfoniczną ?Kiedyś chcieli to zrobić, ale nie doprowadzili sprawy do końca jak wielu innych spraw, które zawalili całkiem choć mogli osiągnąć wiele, ostatni koncert w jakims waznym miejscu Turbo miało jeszcze z Kupczykiem, to chyba o czymś świadczy, a teraz co ciagle kogos saportuja - legenda bez honoru. Widziałem nowy klip Kupczyka bardzo mi się podoba i jak ktoś powie że to nic i gówno to już zakłamie się na śmierć. Nie porównujcie Kupczyka ze Struszykiem , Kupczyk to klasa i wielkość a Struszyk jest przeciętny wokalistą którego zachowanie na scenie przypomina występy amatorskie.

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!