zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

relacja: Soulfly, Glassjaw, Warszawa "Stodoła" 19.11.2000

28.11.2000  autor: Tomasz Szubert
wystąpili: Soulfly; Glassjaw
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 19.11.2000

Zawsze, kiedy mam jechać do Warszawy na jakikolwiek koncert, jestem chory. Nie ze względu na jakiekolwiek uprzedzenia do tego miasta, czy ludzi tam mieszkających, nic z tych rzeczy. Chodzi o to, że między największymi miastami Polski nie ma w nocy żadnego połączenia kolejowego. Tragedia. Nocować na dworcu też mi się nie uśmiecha, a jazda z Poznania do Warszawy dziesięcioletnim Polonezem byłaby dla mnie finansowym morderstwem (ceny paliwa!)... Ale takich okazji się nie przepuszcza, nie zdarzają się one bowiem często. Ja nie mogłem sobie odmówić takiej przyjemności, mimo tego, że moi kumple znów odpadli z gry i musiałem jechać sam.

Do stolicy przyjechałem dosć wcześnie, bo już o 10 rano. Poszwędawszy się trochę i wypiwszy parę browarów tu i ówdzie dotarłem pod Stodołę w okolicach godziny osiemnastej. Kłębił się tam już spory tłumek. Wpuszczać zaczęto tuż przed 19:00 i nie wyglądało to imponująco: wpuszczano pojedyńczo i dokładnie przeszukiwano... Brakowało jeszcze pana z alkomatem :). Jeszcze tylko foto-nalepka "To God the Most High - Soulfly" przy wejsciu i przywitały mnie wreszcie miłe wnętrza Stodoły, dysponujące dwoma okazałymi bufetami wzorowo zaopatrzonymi w alkohol, przy których można było mile spędzić czas oczekując na początek koncertu.

I wreszcie się zaczęło, kilka minut po 20:00... Do tej pory znałem tylko jeden numer Glassjaw, na który natknąłem się kiedyś gdzieś w otchłaniach internetowych - "Siberian Kiss". Mogłem go również usłyszeć podczas tego setu. Żywiołowa muzyka nowojorskiego kwartetu, przypominająca momentami twórczosć Korna, wspaniale spełniła swoje zadanie przygotowując, publiczność do występu gwiazdy wieczoru. Ale nawet najlepszy support nie może grać w nieskończoność. Parę minut przerwy. Zniecierpliwiona widownia w wypełnionej po brzegi Stodole krzyczała "k..wa mać ile mamy stać!".

Wybiła godzina 21:10 - na scenie pojawili się długo oczekiwani Max i spółka: Soulfly. "Back To the Primitive" z najnowszego albumu na dobry początek. Głośna, ale wyrazista muzyka - tego mi było właśnie trzeba tego wieczoru. Nagłośnienie niemal perfekcyjne, do tego wspaniała gra świateł sterowanych komputerowo i ten niepowtarzalny ryk Maxa. Następny utwór "No Hope, No Fear". Cavalera zdjął swój granatowy ortalion i pokazał się w koszulce w naszych barwach narodowych z orzełkiem na piersiach. Atmosfera robiła się coraz gorętsza, nie tylko w przenośni ale i całkiem dosłownie. Nareszcie coś ze starej, dobrej Sepultury "Roots Bloody Roots". To doprowadziło całą salę do wrzenia. Wszyscy skaczą. Co kawałek płynie niesiony rękoma innych jakiś do połowy rozebrany gość. Gorąco było już do samego końca. Usłyszeć można było jeszcze kilka nowych kawałków, kilka starszych i odrobinę Sepultury (jak dla mnie zbyt mało, ale w końcu był to koncert Soulfly, a nie Sepultury). Jeszcze zbiorowe bębnienie na rytualnych tam-tamach - wyczuwalny rytm brazylijskiej samby i na sam koniec "Pain" zaśpiewany z wokalistą Glassjaw. Koniec misterium. Jak dla mnie zbyt krótkiego. Zagrali niewiele ponad godzinę. Ale każda minuta przynosiła dawkę perfekcynie wykonanego czadu. To był niewątpliwie jeden z najlepszych koncertów ostatnich lat, jaki miałem okazję obejrzeć w naszym kraju... Ufff, jak gorąco...

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Zobacz inną relację

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!