zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 29 marca 2024

relacja: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013

1.07.2013  autor: Mikele Janicjusz
wystąpili: Testament; Napalm Death; Ogotay
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 26.06.2013

Zastanawiając się, co może skutecznie popsuć koncert, zasugerowawszy się aktualną sondą, doszedłem do wniosku, że to na pewno nie komary, ani towarzystwo, ani organizacja; zatrzymałbym się przy pogodzie i nagłośnieniu. Najpierw pogoda, bo choć był to koncert klubowy, to jednak chłosta, jaka od rana towarzyszyła nam w drodze ze stolicy południowo-zachodniej Wielkopolski do stolicy Mazowsza, pomieszała trochę humory, a perspektywa moknięcia i czekania, aż ochroniarze łaskawie wpuszczą nas do środka, nie napawała optymizmem. W Warszawie jednak już nie lało. Nagłośnienie może skutecznie popsuć odbiór koncertu, ale tym razem małe niedociągnięcia, jakie pojawiały się na początku występu Testamentów, można puścić w niepamięć. A zatem szczęśliwie się udało, że czynniki wpływające negatywnie na konsumpcję uczty muzycznej, tym razem nie wystąpiły.

Pod "Progresją" byliśmy prawie dwie godziny przed koncertem - prawie sami. I ta sytuacja trwała niemalże do chwili, kiedy otwarto bramy warszawskiego klubu. Czterdzieści osób spokojnie i bez przepychanek wtoczyło się do środka, by tam chwilkę poczekać, aż wpuszczą nas na salę. Organizacyjna wtopa polegała na tym, że na biletach podano godzinę 18:00 jako moment otwarcia drzwi. W rzeczywistości zrobiono to pół godziny później. Za to pierwszy zespół zaczął grać wcześniej niż w rozpisze, bo jeszcze przed 19:00. Kiedy Ogotay szarpnął struny, na sali było tak pusto, że wszyscy zmieścili się w jednym rzędzie pod barierkami, a kilka osób podpierało boczne ściany. Kapela z Trójmiasta była bardzo zadowolona z udziału w "Metalfest Afterparty", czego wyraz dał kilkukrotnie Śvierszcz, wokalista zespołu. Sformowana w 2011 roku grupa Ogotay wydała do tej pory jeden album - "Eye of the Last Day" (2012), a w zanadrzu ma singiel "Bastards and Orphans" (2013). Muzycy uraczyli nas tą nowością, a na pozostały czas, jaki zakontraktowali - całe 30 minut - składały się kawałki z pierwszej płyty. Problem z taką zwartą i intensywną muzyką polega na tym, że jeśli nie zna się repertuaru, to dupa blada. Muszę jednak przyznać, że Ogotay pozostawił po sobie dobre wrażenie, jego death metal brzmiał dość selektywnie, na pewno nie była to muzyka prosta, widać było kombinacje na gitarach i sceniczne obycie. W końcu to nie są nowicjusze: Śvierszcz wcześniej grał w Yattering, Pieczar gra już od jakiegoś czasu na gitarze w Fulcrum, Gufi - w mało znanym Mess Age, a perkusista Simon grzał w Pandemonium.

Po bardzo długiej przerwie, która zaczęła mnie w końcu irytować (ileż to razy można oglądać techników, którzy w kółko robili to samo), na scenę wyszli przedstawiciele grindcore'a, czyli Napalm Death. W życiu ich wcześniej nie widziałem i też nie bardzo orientuję się w ich dorobku, ale doceniam wkład w cały ten nurt ciężkiej muzyki. Wiem, że stali się inspiracją dla wielu kapel i z chęcią, a nawet sympatią obejrzałem ich występ. Zagrali dokładnie tak, jak się spodziewałem, czyli intensywnie i krótko. Krótko? Nie pilnowałem czasu, ale wykonali chyba sto kawałków, co trwało... 40 minut? 50 minut? Godzinę? Ja w każdym razie poczułem sytość. A tak poważnie - w setliście było 27 utworów i ponoć dominowały kawałki z nowych płyt. Mogę podać tytuły, które wyłowiłem z innych relacji: ze starych kawałków były "Siege of Power", "Scum" i seria krótkich numerów z tej płyty, m.in. "The Kill", zakończona jednosekundowym "You Suffer"; a także "From Enslavement To Obliteration", "Suffer The Children" i cover Dead Kennedys "Nazi Punks Fuck Off". Ponadto wybrzmiały: "Pride Assasin" i "Lowpoint". Jak to na takich koncertach bywa, znalazła się grupa podekscytowanych fanów, którzy "próbowali" robić młyn przez cały czas trwania koncertu. Co mnie jednak zdziwiło niepomiernie, to fakt, że spodziewałem się totalnego gnoju, rozpiździaju, agresji i demolki, a było - jak na standardy Napalmów - dość lajtowo; no kurwa nawet się nie spociłem, a przecież stałem pod samą sceną, trochę z lewej strony (kumpel spacerował wzdłuż desek jak po sopockim molo!). Jeśli ktoś brzydzi się na koncertach złym towarzystwem, to tu mógł takie znaleźć. Zdarzył się bowiem incydent, który na pewno zapadnie w pamięć ochroniarzom. Stoję sobie spokojnie i słucham kulturalnej sieczki Napalmów, aż tu nagle patrzę - ochroniarze odskakują na boki, ludziska się rozsuwają. Patrzę, co się stało, a tu koleś stojący dwa metry dalej rzyga w chuj. No mówię wam, pod sceną w fosie paw jak kałuża. Ochroniarze patrzą po sobie i nie wiedzą, co począć. A gość usnął pod sceną. W końcu jakoś go tam wydostali, przyszedł sprzątacz, wymiótł mopem ten bajzel i zabawa trwa dalej. Myślę: no teraz to rozumiem, to się nazywa Napalm.

Hałas, jaki generowała to angielska grupa, to nie wszystko. Liczy się też przekaz wizualny, a ten był taki sobie. To znaczy Barney biegał po scenie, potrząsał głową przed każdą partią tekstu, machał mikrofonem niczym Thor młotem, Mitch Harris kroczył jakby w przyspieszonym tempie w swoich o trzy numery za dużych butach a'la Chaplin i co chwila podkręcał struny w swej gitarce, a perkusista miał naprawdę co robić. Jednakże sama postawa zespołu trochę mnie rozczarowała - mieli bardzo mizerny kontakt z publicznością. Ja wiem, że to nie oni byli gwiazdą wieczoru, ale żeby nic nie powiedzieć do ludzi? Parę zdawkowych tekstów i opatrzenie niektórych kawałków tytułami, to trochę za mało. No mnie nie kupili, w takim razie ja nie kupię ich płyty.

Testament nie kazał na siebie długo czekać. Technikom wystarczyło 20 minut, by posprzątać rupiecie po Napalm Death i nastroić instrumenty Gene Hoglana, Alexa Skolnicka, Grega Christiana i Erica Petersona oraz przetestować działanie mikrofonów. Scena nie była tak ascetyczna, jak podczas występu Napalmów. Piece częściowo zakryte były plandekami imitującymi kamienny murek, perkusja na delikatnym podwyższeniu, a za nią banner z okładką z najnowszej płyty - "Dark Roots of Earth" (2012). Panowie wyszli na scenę przy dźwiękach intro, w oparach dymu i smugach czerwonej poświaty. I jak zawsze - kiedy gra tak legendarny zespół, to publiczność od pierwszej minuty jest zawładnięta do reszty. Rozpoczęli od "Rise Up" z nowego krążka, co było wyborem dość przewidywalnym, zważywszy, że każdy zespół chce pokazać, co nowe i dobre w jego twórczości. Potem chwilowy krok w tył za sprawą "More Than Meets the Eye" i kolejna propozycja z "Dark Roots of Earth", czyli "Native Blood". Oczywiście nie muszę mówić, że ludzie od razu się ożywili i ruszyli do srogiego boju. Jakże inaczej wyglądał przebieg tego koncertu niż występ Napalmów. Nie było żadnego dystansu zespołu do publiczności i nawet ta umowna granica w postaci barierek czasem pękała, kiedy Alex mocniej wychylał się ze swoją gitarą, a Chuck przybijał piątki. Kolejne kawałki też były z nowego wydawnictwa - "True American Hate" i "Dark Roots of Earth". Ale potem już klasyka, z której nie mogło zabraknąć szybkiego "Into The Pit". Skandowaliśmy refren, ile sił było w gardłach, co chyba podobało się Amerykanom.

"Practice What You Preach" to jedyny reprezentant z trzeciej płyty Testament. Mnie jednak najbardziej cieszyły kawałki z debiutu, bo są po prostu doskonałe. Były trzy i to zaraz obok siebie: "The Haunting", "Alone In The Dark" oraz otwieracz "Over the Wall". Był też numer tytułowy z płyty "The New Order" (1988). Prawdziwą masakrę jednak zespół zostawił na koniec. Nie od dziś wiadomo, że album "The Gathering" (1999) śmiało wkracza na tereny eksplorowane przez death metal, a numery z niego kopią dupsko niemiłosiernie. Kiedy pierdolnęło "D.N.R.", a następnie "Three Days of Darkness" z tymi chóralnymi zaśpiewami w refrenie, to klub dosłownie zafalował. Ostatnim utworem w podstawowym czasie był długaśny "The Formation of Damnation".

Czekając na bisy... nie doczekałem się ich. Jak to? Nie ma bisów? Co za jaja? Kiedy technicy zaczęli rozmontowywać sprzęt, uwierzyłem że to prawda. Ale to było nie w porządku. Bardzo nie w porządku! W końcu my daliśmy z siebie wszystko i po prostu należała się nam jeszcze jedna piosenka. Ja wiem, że koncert był wspaniały, ale żeby tak go zakończyć? To był najgorszy moment wieczoru. Okazało się bowiem, że Testament grał przez 70 minut, co jednak jest dużym niedosytem.

Biorąc jednak wszystkie niedociągnięcia pod uwagę, a potem zalety koncertu, uważam, że nie ma co narzekać. Było dobrze. Każdy zespół pozostawił po sobie dobre wrażenie (Napalm Death mimo wszystko też), nagłośnienie było w porząsiu, zdobyłem dwie kostki, na bilecie mam autografy od Alexa i Chucka, kumple porobili sobie zdjęcia z Napalmami i Testamentami, komarów nie było... Pełna radocha. Warto wspomnieć o oświetleniu koncertu Testament: bardzo często używali bardzo jasnych, oślepiających wręcz reflektorów, które nie pozwalały czegokolwiek zobaczyć na scenie. Fajne, ale trochę nadużywane. Cała reszta doskonale uzupełniała wrażenia muzyczne.

Jeśli ktoś zastanawiał się, gdzie warto pójść na jakieś afterparty, to chyba dobrze zrobił, wybierając imprezę zorganizowaną po "Metalfeście" przez Knock Out Productions. Pomysł, jak dla mnie, warty kontynuowania - szczególnie w kwestii biletów, bo ci, którzy wybrali się na festiwal, otrzymali prawo kupna biletów na Testament za 7 dych. Pozostali też nie musieli płacić wygórowanej ceny, bo 100 zł jest do przyjęcia. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało za rok...

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
Yunnan (gość, IP: 89.167.31.*), 2013-07-04 19:52:14 | odpowiedz | zgłoś
Widzę, że rockmetal.pl nie chce być już przez nikogo poważnego traktowany poważnie, skoro wpuszcza na swoje łamy tego typu relacje. Człowiek nie zna ani Ogotay, ani Napalm Death, wymyśla sobie niezagrane przez Testament utwory i co? I nic.
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
MrB (gość, IP: 89.73.125.*), 2013-07-03 21:54:53 | odpowiedz | zgłoś
Cudownie, że o koncercie dowiedziałem się tydzień po fakcie. Wybierałem się w marcu do Krakowa, niestety ostatecznie się nie udało a teraz we własnym mieście przegapiłem i jestem delikatnie mówiąc gigantycznie rozczarowany i wku$@#$^y. Kiedyś istniało coś takiego jak plakaty reklamujące koncert... Szkoda, że Organizator nie zainwestował kilkuset PLN w kilka plakatów na większych ulicach w każdej dzielnicy. Za to składam Organizatorowi gratulacje. Mam nadzieję, że mimo wszystko frekwencja dopisała.
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
Mikele (gość, IP: 192.168.7.*), 2013-07-04 08:44:27 | odpowiedz | zgłoś
No to szkoda, ze Cię nie było. Ale pierdol plakaty. Na tymże portalu masz terminy koncertów i jak raz w miesiącu zajrzysz tam, to nie powinieneś niczego przegapić. Pozdrawiam
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
balboa (gość, IP: 94.42.137.*), 2013-07-03 13:16:28 | odpowiedz | zgłoś
co nagłośnienia to niestety było słabe zwłaszcza na Napalm'ach. Generalnie koncert bardzo fajny: ruch przed sceną był, członkowie zespołów (zwłaszcza Testament) wyglądali na zadowolonych z odbioru. Tym bardziej raził brak bisów mimo długiego wywoływania i dość krótki set Testamentu (o skróconym występie Napalm Death nie wspominając)
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
ktoś (gość, IP: 178.36.57.*), 2013-07-03 12:08:06 | odpowiedz | zgłoś
Mikele twój główny bląd polega na tym że zamiast uważać na koncercie sugerujesz się setlistą z której niestety wszystkiego nie zagrali

Napalm Death sam nie wiem dokładnie co grali bo przez brzmienie nie poznałem kilku kawalków (ale to co napisałeś by się zgadzało) ale Testament zapewno nie zagrał Alone In The Dark ani Formation
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
Mikele (gość, IP: 192.168.7.*), 2013-07-04 08:57:46 | odpowiedz | zgłoś
Mam ten przywilej, że nie jestem profesjonalnym dziennikarzem i mogę iść schlany pod samą scenę, gdzie raczej przeżywa się koncert niż słucha. Nie siedzę więc z ołówkiem i nie notuję, co grają. Odtwarzam potem to z pamięci i podpieram się setlistą papierową (jeśli mam) lub krążącą w internecie lub sięgam do innych relacji. Staram się jednak rzetelnie podchodzić do tematu i nie wypisywać bzdur. Jeśli nie mam o czymś pojęcia, to staram się do tego przyznać. Jeśli komuś nie odpowiada, jak piszę i co piszę, to po prostu następnym razem nie czyta relacji sygnowanych moim konterfektem.

Ps. Jestem pewien, że zagrali te dwa sporne kawałki, ale jeśli nie zagrali ich - oj to trzeba będzie pójść do doktora co by zrobił mi porządek z głową. A tak nawiasem mówiąc, to co zagrali, jeśli nie Alone i Formation? Bo chyba mi nie powiesz, że zagrali tylko 12 utworów?
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
ktoś (gość, IP: 178.36.57.*), 2013-07-04 12:58:02 | odpowiedz | zgłoś
niestety zagrali 12 kawałków :(
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
coroner33 (gość, IP: 83.21.40.*), 2013-07-02 20:34:56 | odpowiedz | zgłoś
Recenzja raczej ch....a. I co kogo obchodzi o której kto przyjechał i ile czekał na set... Co do kawałków to potwierdzam- był Alone...Formation też !!!
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
Mikele (gość, IP: 10.0.2.*), 2013-07-03 09:37:00 | odpowiedz | zgłoś
No dobrze, to może byś powiedział, o czym następnym razem mam pisać, żeby wszystkich to obchodziło. I na przyszłość: tekst o wydarzeniu to relacja, a nie recenzja. Skoro już chcesz się czepiać. A jeśli chcesz się czepiać, to dodaj swoją opowieść - będzie przynajmniej różnorodnie.
re: Testament, Napalm Death, Ogotay, Warszawa "Progresja" 26.06.2013
ktoś (gość, IP: 83.24.186.*), 2013-07-02 17:27:37 | odpowiedz | zgłoś
na koncercie Napalm Death też chyba nie był bo by wiedział że z planowanych 27 kawałków zagrali o wiele mniej przez opóźnienie
« Nowsze
1

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?