zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

relacja: Tim "Ripper" Owens, Crimes of Passion, Wrocław "Alibi" 19.09.2010

21.09.2010  autor: Paweł Domino
wystąpili: Tim "Ripper" Owens; Crimes Of Passion
miejsce, data: Wrocław, Alibi, 19.09.2010

Czy poszedłbym na koncert Rippera, gdyby nie grał we Wrocławiu? Pewnie nie, więc tym bardziej cieszę się, że miasto to znalazło się w planie polskiej części trasy, jako jeden z trzech koncertów. W końcu ile razy w "Alibi" wystąpił Judas Priest? A tak właśnie należało rozpatrywać ten właśnie koncert.

Ale nie uprzedzając (za bardzo) faktów - zanim na scenę wyszedł Tim z kumplami przyszło się jeszcze zmierzyć nielicznie, niestety, zgromadzonej publiczności z supportem w postaci brytyjskiej grupy Crimes of Passion. Zespół ma na koncie jak na razie tylko jeden album, "RIP", wydany nakładem Vigilante Music i wygląda to na firmę własną. Tym bardziej, że ceny tego, co mieli na swoim stoisku na sprzedaż, były wyjątkowo przystępne.

Crimes Of Passion, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Crimes Of Passion, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

Wydawać by się mogło, że będąc zespołem praktycznie nieznanym będą promować zawartość tego właśnie albumu. Ale tu od razu niespodzianka, bo na 7 kompozycji, które tego wieczoru zaprezentowali, z "RIP" pochodziła tylko jedna - "Pretty in Blood". W dodatku ze wszystkich zaprezentowanych okazała się ona być najbardziej heavy - rockowa. Koszulka Styper na piersi wokalisty Dale'a Radcliffa nie wzięła się znikąd. Choć w pierwszej chwili miałem wrażenie, że zerwał się ze złotych lat Bay Area, to wrażenia wizualne mocno odbiegały od słuchowych, bo wokal miał wycelowany bardziej w obszary power - epicko - heavymetalowe, a jego fascynacja Brucem Dickinsonem nie mogła ujść niczyjej uwadze. Ale mimo młodego wieku nie wykazywał żadnej tremy i choć jeszcze trochę brak doświadczenia, to rzucał się na tematy ze swobodą Warrela Dane'a z Sanctuary. Jedno i drugie wyraźnie słyszalne było zwłaszcza w zamykającym występ coverze Dio "Holy Diver". Inna sprawa, że na początku koncertu brzmienie było ustawione fatalnie i przez pierwsze dwa utwory nie bardzo wiedziałem o co im chodzi, bo frazy gitar mocno przytłoczyło dudnienie bębnów. Choć od razu można było zaryzykować twierdzenie, że ulubionymi kapelami Crimes of Passion są Iron Maiden i Savage Grace. Dopiero od balladowego wstępu do "Love Is To Die For" wszystko zaczęło się układać w sensowną całość. Tym bardziej, że ów nastrojowy wstęp rozwinął się w niemal epicki utwór, który zapewne spodobałby się fanom Manilla Road. Inna sprawa, że spora część niecałej setki zgromadzonych tego dnia słuchaczy reagowała od początku bardzo pozytywnie, a niektórzy już paradowali w zapewne nabytych wcześniej na stoisku koszulkach zespołu. Późniejsze utwory - poza wspomnianym już "Pretty in Blood" - "I Think I Can Save You" oraz "Blackened Heart" wykazały wyraźne ciągoty w kierunku okołothrashowym. Szczególnie wstęp do tego ostatniego opierał się na ostro łupiącym perkusiście. A cover, jak to cover, przyjął się dobrze, tym bardziej, że Ronniemu chyba rośnie następca, bo Dale wyciągał bardzo przyzwoicie. Celowo niewiele piszę o pozostałych członkach zespołu, bo pomijając fragmenty stanowili świetne tło do bardzo rozrywkowego wokalisty, który mimo niedostatku miejsca starał się stworzyć jakiś ruch sceniczny i kontakt z publicznością. Zatem wrażenia zdecydowanie pozytywne.

Kolejnym elementem wieczoru miał być występ norweskiego Thunderbolt, który z nieznanych mi przyczyn się nie pojawił. Może i lepiej, bo ta nazwa kojarzy mi się jednoznacznie z ekipą Paimona, który teraz pomieszkuje w Norwegii.

Tim "Ripper" Owens, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Tim "Ripper" Owens, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

Oczekując na ich występ dałem się zaskoczyć wejściu Tima "Rippera" Owensa, choć kanonada otwierająca "Painkiller" od razu wyjaśniła mi sytuację. I cóż ja mogę powiedzieć? Tyle, że od pierwszych sekund miałem wrażenie, że we Wrocławiu wystąpił Judas Priest. Tima do składu nie wybrali w końcu przypadkiem. I nawet gitarzysta, wyglądający jak brat Boba Vigny z Immolation, nie odbiegał za bardzo poziomem od Glenna Tiptona. Dlatego Owens już od pierwszych chwil miał publiczność w garści, co ujawniło się od razu, kiedy tylko zapytał widownię, jak to on się nazywa. Odpowiedź była jedna, a nagrodą za nią był oczywiście stosowny utwór, perła albumu "Sad Wings of Destiny", dzięki któremu Tim Owens dostał szansę wejścia w buty Roba Halforda i stania się Ripperem. Ale pamiętał też, by zagrać coś z własnego repertuaru, czyli płyt, które nagrał z Judas Priest, czego pierwszym znakiem był pamiętny "Burn in Hell". Potężny, posępny i motoryczny utwór nie mógł nie wstrząsnąć zgromadzonymi. Po czym zespół sięgnął do utworu kolejnego zespołu, w którym Tim maczał swoje struny głosowe - Beyond Fear, czyli "Scream Machine". Nie zabrakło oczywiście i innych hiciorów z dorobku Judas Priest. Co ciekawe, swoje dokonania z Iced Earth pominął milczeniem. Czyżby nie pozwolili mu ich wykonywać? Ale w końcu co metalowcy lubią najbardziej, oczywiście poza piciem piwa? Oczywiście covery ulubionych zespołów, które gra kto żyw i dobrze, że tak jest! W końcu dla wszystkich muzyków, włącznie z samym Timem, granie utworów pokroju "Running Wild" jest czymś pokrewnym działalności The Australian Pink Floyd czy innych znanych grup, opierających swój pomysł na odtwarzaniu dorobku sławniejszych kolegów. Nie można było tego powiedzieć w przypadku jedynego(!) utworu, jaki Tim zaprezentował ze swojej płyty solowej. Ale sądzę, że "It Is Me" jako wręcz manifest miał reprezentować całość tego krążka.

Tim, podobnie jak jego młodsi koledzy z Crimes of Passion, pokusił się także o złożenie hołdu Ronniemu Dio (chciałeś Bart, to masz - młodzież kontynuuje dzieło Ronniego!) i to w dwóch częściach w postaci utworu z dorobku Black Sabbath - "Children of the Sea" oraz Rainbow "Gates of Babylon". Obydwa oczywiście wywołały zrozumiały entuzjazm połączony z chóralnym odśpiewywaniem tekstu. Zaś pomiędzy nimi atmosferę nakręcał maidenowski "Wrathchild" z posępnym i mrocznym wstępem "Ides of March", oraz potężny, pochodzący z "Demolition" - "One by One". Tempo i moc tego utworu urywały łeb gdzieś przy piętach. Ripper w wyraźny sposób przytłaczał zespół, tak że jego członkowie mało się udzielali. Może poza gitarzystą, który też próbował zrobić sobą małe show, a w ramach wstępu do "Children..." nawet pokazał sympatyczne solo. Zasadniczą część występu zakończyły klasyki w postaci "Breaking the Law" (tego nie mogło przecież zabraknąć!) oraz "Hell Bent for Leather" (jak wyżej).

Tim "Ripper" Owens, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski
Tim "Ripper" Owens, Warszawa 18.09.2010, fot. W. Dobrogojski

Zespół wprawdzie nie zszedł ze sceny przed bisami, ale Ripper w tym momencie oświadczył, że jeśli zejdą, to już nie wrócą i zażądał łapówki w postaci piwa, które rzecz jasna szybko się znalazło. A mnie pozostało się zadumać, bo jeszcze nie tak dawno któraś z naszych rodzimych szansonistek (niestety, nie pamiętam która, chyba Chylińska?) za podobny pomysł omal nie została żywcem i na surowo zjedzona przez plotkarskie media. W natłoku atrakcji coś mi chyba uciekło, bo jakoś nie mogę się doliczyć wszystkich 15 zagranych tego wieczoru utworów. Jeśli mnie pamięć nie myli, to w drugiej części seta przemknęło jeszcze "Electric Eye" i "Desert Plains", ale tego drugiego nie jestem już całkowicie pewien. Niemniej przekrój twórczości Judas został potraktowany raczej szeroko, za co oczywiście Owensowi cześć i chwała. Za zakończenie nieco szalonego występu posłużył rozrywkowy "Living After Midnight", czyli kolejny klasyk z "British Steel" i choć do północy sporo jeszcze brakowało, to wywoływanie nie pomogło i zespół opuścił salę definitywnie.

Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się pojawią, bo to zdecydowanie warto było zobaczyć. Pozostaje mi się tylko zastanawiać, czy na niedobór frekwencji wpłynęła ilość koncertów, jakimi ostatnio jesteśmy obdarzani, czy jednak cena biletu, która do najniższych nie należała.

Zobacz zdjęcia z koncertu w Warszawie, 18.09.2010: Primal Fear, Tim "Ripper" Owens, Turbo, Crimes Of Passion.

Komentarze
Dodaj komentarz »
it is not only me
Krasnal Adamu
Krasnal Adamu (wyślij pw), 2010-09-22 07:00:01 | odpowiedz | zgłoś
Nie możesz się doliczyć 15 - spróbuj 16. Zagrali też "Starting Over", na bis.
Świetny koncert.

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!