zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 28 marca 2024

relacja: "Rokołajki" - Winger, Markonee, Totentanz, Carrion, Nutshell, Warszawa "Progresja" 6.12.2009

9.12.2009  autor: Verghityax
wystąpili: Winger; Markonee; Totentanz; Carrion; Nutshell
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 6.12.2009

Pamiętacie taką debilną kreskówkę ze stajni MTV autorstwa Mike'a Judge'a? Tak, tę, w której dwaj pozerzy o potencjale intelektualnym rozgotowanego ziemniaka siedzą na kanapie i komentują oglądane w telewizorze teledyski. Pomimo żenującego poziomu i przygłupich tekstów, "Beavis & Butt-head" zdobyli spore grono oddanych zwolenników - w końcu nic tak nie łączy ludzi, jak prymitywizm i nadmiar kompleksów. Spośród wszystkich kapel, które obrywały w serialu, żadna nie znajdowała się na celowniku tak często, jak Winger. Kiedy jeden z założycieli zespołu, Kip Winger, wygrał proces wytoczony przeciwko Mike'owi Judge'owi, ten przyrzekł nie obrażać go więcej w swoim programie. Jak łatwo się domyślić, słowa nie dotrzymał i wprowadził do animówki postać Stewarta - dzieciaka w koszulce Wingera, który bezustannie i bez powodzenia próbował zaskarbić sobie sympatię głównych bohaterów. W efekcie gromada matołów z góry przekreśliła tę grupę, ponieważ taki panował podówczas trend. Prawdziwych powodów wzajemnej niechęci pomiędzy Kipem a twórcą "Beavis & Butt-head" ciężko dojść, jednak sytuacja dodatkowo się zaogniła, gdy Metallica wtrąciła swoje trzy grosze do całej nagonki, umieszczając w klipie do "Nothing Else Matters" scenkę, w której Lars Ulrich rzuca lotką w plakat z Kipem. W 1994 roku, po wydaniu trzech albumów studyjnych, formacja się rozleciała, by siedem lat później zejść się w oryginalnym składzie w celu odbycia wspólnej trasy. Po kolejnym rozpadzie muzycy zebrali się powtórnie w 2006 roku i od tej chwili nagrali dwa długograje, z których ostatni, "Karma", obecnie promują na tournee.

Winger, Warszawa "Progresja" 6.12.2009, fot. Lazarroni
Winger, Warszawa "Progresja" 6.12.2009, fot. Lazarroni

Kiedy tylko dowiedziałem się, że 6 grudnia 2009 r. w stołecznej "Progresji" Winger gra swój jedyny, a zarazem pierwszy w Polsce koncert, wiedziałem, że muszę się tam pojawić. W ramach supportu na liście znalazło się włoskie Markonee oraz polski Nutshell. Według pierwotnych planów tego dnia w warszawskim klubie wystąpić miały rodzime Totentanz i Carrion. W następstwie decyzji organizatora, której przyczyn nigdy nie ogarnę, coś, co początkowo miało być standardowym gigiem, przerodziło się w minifestiwal pod nazwą "Rockołajki". W tym miejscu należy wylać kubeł zimnej wody na głowę delikwenta odpowiedzialnego za ten pomysł, albowiem trzeba nie mieć piątej klepki, aby łączyć muzykę, jaką gra Winger, z nurtem prezentowanym przez Totentanz i Carrion. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko tym polskim grupom, gdyż nie znam i nie słucham ich repertuaru, ale ich stylistyka zupełnie nie pasuje do tego, co tworzą Amerykanie. W rezultacie podczas popisów Tańca Śmierci i Padliny, większość osób się nudziła i oba zespoły słabo radziły sobie z łapaniem kontaktu z publicznością. Z tego, co zdołałem zaobserwować, ich lokalni fani przybyli dość nielicznie i osobiście im się nie dziwię, ponieważ musieliby wydać aż 70 zł na bilet, żeby zobaczyć swych ulubieńców (zakładając raczej oczywisty wariant, że główna gwiazda ich nie interesuje). Dlatego naprawdę żal było mi chłopaków, patrząc na to, jak niewdzięczną robotę dostali do wykonania.

Nutshell, Warszawa "Progresja" 6.12.2009, fot. Lazarroni
Nutshell, Warszawa "Progresja" 6.12.2009, fot. Lazarroni

Impreza rozpoczęła się o godzinie 18, otwierał ją opolski Nutshell. Niestety, o tej porze "Progresja" wciąż świeciła pustkami, toteż kapelę czekał los typowego otwieracza. Otwarcie przyznaję, że nie znam piosenek Nutshell, lecz to, co usłyszałem na "Rockołajkach", wywołało we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony instrumentaliści trochę przynudzali, z drugiej natomiast przypadła mi do gustu barwa głosu Katarzyny Konopki, przywodząca mi na myśl wokal Anji Orthodox z Closterkeller z czasów, gdy jeszcze nie fałszowała.

O występie Carrion i Totentanz już opowiedziałem, zatem dodam jeszcze jedynie setlisty dla zainteresowanych. Carrion: "Betel", "Cyrk Mamona", "Zapach szarości", "Wonderful Life", "Marid", "Tloom" z nadchodzącej płyty, "Trudno uwierzyć", "O.M.P.W.", "Trzy słowa..." i "Enjoy the Silence". Totentanz: "Czas ognia", "Odkłamanie", "Poza wszystkim", "Nikt", "Światło", "Marionetka", "Przeżyjemy zło", "Daję mniej", "Na koniec świata", "Zimny dom", "Paranoja" i "Eutanazja".

Po gigach Polaków przyszedł czas na bodaj największą niespodziankę wieczoru, czyli włoski Markonee - rock z chrześcijańskim przesłaniem, jak bolońscy muzycy mówią o swych dokonaniach. Jako że wcześniej o nich nie słyszałem, nie miałem bladego pojęcia, czego się spodziewać, zwłaszcza jeśli zestawić to chrześcijańskie przesłanie z nazwą grupy, wywodzącą się od rzekomego twórcy radia, Guglielmo Marconiego (w istocie jego patent był plagiatem wynalazku Tesli), będącego przy okazji członkiem Wielkiej Rady Faszystowskiej i poplecznikiem Benito Mussoliniego. Jak się na szczęście okazało, moje wszelkie obawy były całkowicie bezpodstawne. Bolończycy, promujący swój drugi krążek "See the Thunder", bezpardonowo pozamiatali "Progresję". Tak żywiołowego i pełnego pasji występu dawno już nie oglądałem. Gołym okiem widać, jaką radochę sprawiało im granie dla polskiej publiki. I choć ludzie nie znali ich utworów, nie miało to żadnego znaczenia, albowiem Włosi zarazili tłum pod sceną swym południowym temperamentem. Wokalista Gabriel kipiał energią niczym wulkan, błyskawicznie rozgrzewając słuchaczy, którzy nie pozostawali mu dłużni, entuzjastycznie reagując na jego zaproszenie do zabawy. Markonee zaprezentowali: "Way to Go", "Back On Me", "Brand New Day", tytułowe "See the Thunder", cover numeru Foreigner ("Dirty White Boy"), "Women & Whisky", dostępne jako bonusowy wałek na iTunes "Marconi", "The Big K" i na końcu "The Cross Between the Lines". Przedstawiciele słonecznej Italii pokazali się z najlepszej strony. Istna rewelacja. Frustrował za to fakt, że dostali tylko pół godziny, podczas gdy grające wcześniej Totentanz i Carrion otrzymały gdzieś po godzinie na wykonanie swoich setów. Najważniejsze jednak, że Markonee swoje trzydzieści minut wykorzystali w pełni.

Markonee, Warszawa "Progresja" 6.12.2009, fot. Lazarroni
Markonee, Warszawa "Progresja" 6.12.2009, fot. Lazarroni

O godzinie 22 pogasły światła i na scenę weszli najbardziej oczekiwani tego dnia artyści: basista i wokalista Kip Winger, który swą karierę muzyczną rozpoczął w Blackwood Creek, potem zdobywał szlify u Alice Coopera, by wreszcie uformować własny zespół; gitarzysta Reb Beach, jeden z założycieli, który swego czasu współpracował z Donem Dokkenem przy nagrywaniu "Erase the Slate", a ostatnio wspomaga Coverdale'a w Whitesnake; perkusista Rod Morgenstein, znany również ze swej działalności w Dixie Dregs i z projektu realizowanego wespół z Jordanem Rudessem z Dream Theater i gitarzysta John Roth. W tej chwili w klubie znajdowało się, na moje oko, niecałe dwieście osób, czyli frekwencja niewiele lepsza niż na Richiem Kotzenie. Można by się znów zrzymać na organizatora, który ewidentnie nie przyłożył się do promocji imprezy, lecz trzeba też pamiętać o tym, iż Wingerowi nigdy nie udało się osiągnąć jakiejś olbrzymiej popularności. Chłopaki wystartowali ze swoją kapelą stosunkowo późno, bo w okresie "drugiej fali" hair metalu, kiedy to zmierzch tego gatunku był już bliski, głównie za sprawą Nirvany - cytując Randyego "Tarana" z fenomenalnego filmu Darrena Aronofskyego pt. "Zapaśnik": "... a potem przyszła ta cipka, Cobain i wszystko spieprzyła".

Winger, Warszawa "Progresja" 6.12.2009, fot. Lazarroni
Winger, Warszawa "Progresja" 6.12.2009, fot. Lazarroni

Ucieszyło mnie, że Winger uraczył swych fanów dość przekrojową setlistą. Na pierwszy ogień poszło "Pull Me Under" z ich najnowszego dzieła, a zaraz potem wyjątkowo ciepło przyjęte "Blind Revolution Mad" z "Pull", "Easy Come Easy Go" z "In the Heart of the Young" i kolejny numer "promocyjny", czyli przebojowe "Stone Cold Killer". Następnie przyszła pora na "pościelówę" w postaci "Rainbow in the Rose". Na czas wykonywania tego kawałka Kip zasiadł za klawiszami, a obowiązki basisty przejął chwilowo JJ z Markonee, którego ksywa podobno nie ma nic wspólnego z Jay Jay Frenchem z Twisted Sister. Po tym balladowym przerywniku, Winger zaserwował danie, na które czekałem z niecierpliwością - "Deal with the Devil", świetną i szczerą do bólu piosenkę o życiu rockandrollowca. W secie znalazły się jeszcze "Down Incognito" i "Your Great Escape", spuentowane solowym popisem Reba Beacha. Dalej było "You Are the Saint I Am the Sinner", tym razem zakończone solowym bombardowaniem w gary Roda Morgensteina, i nieco spokojniejsze "Headed for a Heartbreak", zagrane przez Wingera na keyboardzie, ponownie z pomocą JJa na basie. W finałowym rozdaniu pojawiły się "Can't Get Enuff" i sztandarowy hicior - "Seventeen". Po tym utworze muzycy pożegnali się na chwilę z fanami, by powrócić z "Miles Away", "Hungry" i "Madalaine". W "Madalaine" artyści po raz trzeci zastosowali kombinację: JJ na miejscu Kipa. Wisienką na czubku tego wspaniałego, mikołajowego tortu był cover "Helter Skelter" The Beatles, w trakcie którego Ivan z Markonee łoił z Rodem na dwie perkusje, a Gabriel wspomagał Wingera wokalnie.

Amerykanie pokazali pełen profesjonalizm. Nie zważając na to, iż frekwencja nie dopisała, zagrali z prawdziwym zaangażowaniem, a pozytywna energia kilku frontowych rzędów pod sceną wynagrodziła im trudy tego dnia. I chociaż liczyłem na "Junkyard Dog", którego się koniec końców nie doczekałem, to było to fantastyczne półtorej godziny. Mam nadzieję, że to nie była pierwsza i ostatnia wizyta Wingera w naszym kraju.

Zobacz zdjęcia:

- Winger, Markonee,
- Totentanz, Carrion, Nutshell.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Z kolei
Frozen Cat (gość, IP: 89.171.217.*), 2009-12-10 13:10:18 | odpowiedz | zgłoś
Ja myślę, że recenzja jest dość kompletna i kompetentna, jedyne co bym dodał to to ,że Markonee rzeczywiście pozamiatali scenę, ale po Polakach, bo szczerze powiedziawszy Polskie zespoły się nie popisały, zarówno muzycznie jak i wokalnie. Może rzeczywiście wynika to z innej konwencji twórczości Carrion i Totentanz ale moim zdaniem Nutshell na sam początek to była pomyłka, zaś następne zespoły wiele od siebie nie dodały. I tyle w tej kwestii.
Ja uważam, że...
Proselyte76 (gość, IP: 83.6.214.*), 2009-12-10 11:40:45 | odpowiedz | zgłoś
...Rockołajki były naprawdę dobrze promowane, a frekwencja uplasowała się w wyższych rejonach przeciętnej frekwencji na tej europejskiej trasie Wingera. Co począć, taka jest po prostu ich popularność na naszym kontynencie. :(

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?