Któregoś razu jakiś wieloryb w pogo mnie przygniótł, przez co miałam na tyle obitą nogę, że przez 2 tygodnie kuśtykałam - chyba kontuzja :P
Teraz skupiam się na słuchaniu muzyki - zgrzybiałam.

Na koncercie Machine Head w warszawskiej Proximie wylądowałem plecami na scenie, a dokładniej to na odsłuchach.
Ponieważ byłem po kilku piwkach to nawet mnie nie zabolało za bardzo.
Gorzej było dnia następnego - ból okrutny, ostry dyżur w szpitalu i diagnoza - stłuczona kość ogonowa:)
Masochistom polecam :)

Dla mnie najgorsze jest to, że w porównaniu do reszty uczestników metalowego pogo, tj. ok. 80kg facetów, jestem drobna, więc lekko oberwę i lecę zaraz daleko... + okulary, co często jest niefajną sprawą. No ale standard to raczej skręcone kostki, powybijane palce... raczej drobnostki :P

Może czas zainwestować w soczewki?

mnie opluł kiedyś Kerry King !

jest po co żyć!

Złamana noga i zwichnięta łapa.Liczy się?:D

Moim osobistym "sukcesem" jest przeżycie koncertu Agnostic Front pod sceną ... w okularach :) Koncerty hardcorowe przy metalowych to jest jednak inna bajka, dwa razy dostałem takiego kopa w pysk, że nie wiedziałem jak się nazywam :)

Raz się nawaliłem, ale nie wiem czy to można podciągnąć pod kontuzję :)

a ja myslałem, że pogo jest dla kinderpunków i bolkowców