''Tak na oko - w kotle bierze udział przeważnie ok 10% publiczności...''

hm. ja jeszcze dobrze pamiętam, koncert zespołu Therapy? w 2009 r. (chyba) w Proximie gdzie w kotle bawiło się jakieś 70% publiczności - zwłaszcza gdy Irlandczycy grali utwory z genialnej ''Troublegum'' hehe no ale przyszło same grono fanów - 100 może 150 ludzi :) 'reszta' fanów rocka/metalu była na Alice in Chains w Stodole;)

Ja pamiętam koncerty Slayer w Zabrzu i Sepultury w Katowicach w 1992, kiedy kocioł był od sceny do przeciwległej ściany hali. W Baildonie na Sepulturze również trybuna wstała i moszowała. Dwa razy w życiu takie coś widziałem.

Pewnie zwróciliście na to uwagę, że gitarzyści przyjezdnych skandynawskich bandów przez cały koncert robią show, machają głowami i bujają się.

Niby to ok, ale zachowują się często nieadekwatnie do muzyki, którą grają. Często tak jest na koncertach klimatycznych typu Katatonia, czy ostatnio podczas wykonywania kawałków podniosłych Satyricon.

To muzycy brani tylko na koncerty, nie są na stałe w składzie zespołu i czasami przesadzają z robieniem swojego show.

Jeśli komuś przeszkadza młóca pod sceną, to znak, że nie powinien chodzić na koncerty.

No tak, ale jeżeli ludzie którzy nie lubią pogo ani skakania przestali by chodzić na koncerty, to te koncerty nie odbywały by się po prostu, bo się nie sprzedadzą bilety. Tak na oko - w kotle bierze udział przeważnie ok 10% publiczności, czasem ktoś skoczy ze sceny.. A pozostali raczej grzecznie stoją i słuchają.

Zdecydowanie wolę kiedy koncert wygląda jak koncert, a nie spotkanie tetryków. Gig rockowy/ metalowy ma swoje zasady i jeśli jest pogo albo fala to nikt nie zmusza, wystarczy się na bok odsunąć i nie brać udziału. Jakbym chciała postać w miejscu i klaskać w rączki to bym poszła do kościoła.

fajna wypowiedź, tak trochę.. młodzieżowa - bez urazy:) a już myślałem, że ten portal opanowały same smutne(?) stare zgredy ;p

W pewnym wieku, niekoniecznie całkowicie stetryczałym, kopniak z glana w twarz przestaje być przyjemnością o której marzy się przez cały rok przed koncertem :)
A po pewnej liczbie widzianych gigów (kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt dla niektórych), zwraca się uwagę również na muzykę :)

A ja tam jak kiedyś dostałem z buta w twarz od gitarzysty The Dillinger Escape Plan skaczącego ze sceny, to do dzisiaj wspominam to jako coś nawet zabawnego. Ale masz rację, na niektórych gigach jak młyn jest srogi, to aspekty artystyczne występu trochę umykają:) Np. przed ostatnim Immolation powiedziałem sobie, że chcę wreszcie zobaczyć, jak oni tak naprawdę wychodzą na żywo, ale znowu nie wyszło, za to bawiłem się przednio. Pomimo zaawansowanego już wieku przy pewnych gatunkach muzyki trudno jest mi po prostu stać, słuchać i oglądać, a jak nie ma pogo i młyna, to koncert wydaje mi się niepełny, nawet jeżeli kapela wypadła dobrze.

Natomiast są pewne rzeczy, które mi na koncertach przeszkadzają. Jak pod scenę ładują się ludzie, którym pogo i młyn przeszkadza, i później próbują robić awantury, bo ktoś na nich wpadł itp. Jak do młyna ładują się ludzie z pełnymi kubkami browara. Jak ci ludzie, którzy już władowali się pod scenę, nie łapią kolesia z niej skaczącego (tak, tu piję do laha, który w swoich wypowiedziach sam sobie trochę przeczy, pomijam przy tym ekstremalne przypadki - pamiętam jeszcze w latach 90-tych ubiegłego wieku jak w starej Kwadratowej w Gdańsku wielki koleś skakał na jakimś gigu z całkiem wysoko położonego balkonu) czy nie podnoszą leżącego człowieka, bo to jednak takie niepisane zasady, dzięki którym jest całkiem bezpiecznie. Nie lubię też (najczęściej) młodzieży, która czasami rozpędza młyn w kawałkach, które zupełnie się do tego nie nadają, i wygląda to absurdalnie. Ale najbardziej nie lubię, zwłaszcza na spokojniejszych gigach, ludzi wpieprzających się blisko sceny i następnie ciągle gadających, wobec takich potrafię być niemiły.

Mnie przeszkadzają tylko spoceni i nie myjący się (chyba) od miesięcy pseudo-metale z wielkimi brzucholami. W sumie jeżeli pozabijają się w pogo, świat na tym nie straci :)