zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 7 listopada 2024

wywiad: My Dying Bride

24.01.2000  autor: Rafał "Negrin" Lisowski

Wykonawca:  Aaron Stainthorpe - My Dying Bride (wokal)

strona: 1 z 1

Aaron: Cześć, mówi Aaron z My Dying Bride, czy rozmawiam z Rafałem?

rockmetal.pl: Tak, to ja.

Cześć, jak ci leci?

Nieźle. Ale wiesz, cały dzień pada śnieg...

O, naprawdę? Świetnie! (śmiech)

No tak, ale jest strasznie zimno i wietrzno. A jak u ciebie?

Dobrze, dziękuje. Tutaj nie pada, ale jest bardzo zimno i jestem pewien, że niedługo zacznie padać śnieg.

OK, myślę, że powinniśmy zaczynać.

Czemu nie.

Sprawdzę tylko czy wszystko prawidłowo się nagrywa.

OK.

Wszystko w porządku. No dobrze. Pozwól, że zacznę od pogratulowania ci z okazji nowego albumu. Uważam, że jest świetny.

Dziękuję bardzo.

Zdaje się on być czymś w rodzaju powrotu do korzeni, prawda?

Tak dokładnie jest! To jest właściwie pierwszy album, nad którym dyskutowaliśmy zanim zabraliśmy się do pisania. Zwykle zabieramy się z miejsca do nagrywania i nie mamy zielonego pojęcia, jak to będzie brzmieć gdy skończymy. Ale zdecydowaliśmy, że na tym albumie spróbujemy odzyskać coś z tej dawnej gotyckiej atmosfery My Dying Bride, to był taki eksperyment. Na naszym poprzednim albumie "34.788%" eksperymentowaliśmy tak mocno, jak tylko się dało. Pomyśleliśmy, że jeśli pójdziemy dalej w tym kierunku, stracimy kontakt z naszymi korzeniami, a tego nie chcieliśmy zrobić. Zdecydowaliśmy, że jeśli mówimy o naszych korzeniach, wróćmy do nich, zobaczmy czy uda nam się odtworzyć to wczesne brzmienie. Myślę, że nam się to udało, że zrobiliśmy to bardzo dobrze. Jestem bardzo zadowolony z tego albumu. Okazał się nawet lepszy, niż się tego spodziewałem.

Też tak myślę. Wielu ludzi, których znam było bardzo pozytywnie zaskoczonych tym albumem.

Ach tak? (pozytywnie zaskoczonym tonem)

Tak! Czy album "34.788%" miał być właśnie takim jednorazowym eksperymentem?

Nie, właściwie nie... Jeśli mam być szczery, sądzę, że wielu ludzi patrzy na ten album w złym świetle. Była właściwie tylko jedna piosenka, "Heroin Chic", która była trochę dziwna. Bardzo dużo pozostałego materiału była... może nie tak mroczna, jak na innych albumach, ale było tam naprawdę dużo mocnego, atmosferycznego stuffu. Wielu ludziom nie podobał się tytuł, nie podobała się okładka. Uznali więc, że album będzie brzmiał zbyt dziwnie i po prostu go nie kupili. A to szkoda, bo gdyby ci ludzie go usłyszeli, gdyby dali mu szansę, doceniliby to, że jest tam sporo dobrych kawałków. To nie jest płyta eksperymentalna, jest na niej tylko jeden eksperymentalny numer. Myślę więc, że ludzie tracą trochę dobrego, ciężkiego materiału, jeśli nie zapoznają się z tym albumem.

Tak, kiedy słuchach go myślę, że jest całkiem niezły, ale stare brzmienie jest... po prostu lepsze.

Tak, też tak sądzę. Masz rację.

Używasz znów growlingu. Uważam, że to też jest bardzo dobra decyzja. Ale czy było trudno ją podjąć? Wspomniałeś, że omawialiście różne kwestie związane z płytą. Czy dyskutowaliście też nad tym czy użyć znów growlingu czy nie?

Nie. Ale kiedy graliśmy materiał na próbach, po prostu zdecydowałem się to zrobić. Zdziwiło to wszystkich, ale nagle widziałem w ich oczach, że był to właściwy wybór. Wiesz, po prostu czułem, że to jest dobre. Nie robiłem tego na kilku ostatnich albumach. Nie czułem, żeby ten rodzaj wokalu pasował do rodzaju muzyki, którą graliśmy. A przy tym albumie, kiedy usłyszałem trochę materiału gitarowego pomyślałem: "To właśnie ta chwila, niech powrócą death metalowe wokale". Myślę, że to działa całkiem nieźle.

Myślę, że tak. Poprzedni album, "34.788%" był nagrywany w Academy Studio i miksowany w Chapel Studio, tak?

Tak.

Gdzie nagrywaliście nowy krążek?

Też w Academy Studio. Wszystkie nasze albumy były nagrywane w Academy Studio. To jest po prostu nasze ulubione studio. Jest lokalne, co jest dodatkową zaletą. Znamy bardzo dobrze Maxa, inżyniera dźwięku, znamy właściciela, Keitha. To po prostu dobre miejsce. Jesteśmy tam co roku, znamy cały sprzęt, wiemy jak wszystko działa. I pracujemy tam bardzo szybko, bardzo profesjonalnie. Nie czujemy po prostu potrzeby przeniesienia się do innego, większego, droższego studia, Musieli byśmy od nowa poznawać sprzęt i uczyć się jak osiągać pożądane brzmienie. A to byłaby zwykła strata czasu. Academy to rewelacyjne studio i będziemy z niego zawsze korzystać.

Rozumiem. Było wiele przetasowań w składzie od czasu poprzedniego albumu.

Aha.

Powiedz coś o tym.

Bill (Law - przyp. Negrin), który grał na bębnach na "34..." odszedł. Pochodzi z Kanady i nie mógł zdobyć odpowiedniej wizy, żeby pracować w Anglii. Więc cóż, nie miał wyboru. Rząd go wykopał. Oczywiście musieliśmy znaleźć zastępstwo dla Billa. Zastąpiliśmy go Shaunem (Steelsem - przyp. Negrin), który grał wcześniej w Anathemie. Właściwie grał próby z My Dying Bride dawno temu, więc znamy Shauna od wielu lat. Także Martin (Powell, skrzypek i klawiszowiec - przyp. Negrin) odszedł na krótko przed nagraniem "34...". Pracowaliśmy wtedy nad "Heroin Chic" i uznał, że to było zbyt wiele jak dla niego (śmiech). Odszedł i pomyśleliśmy: "No cóż, wygląda na to, że nie ma otwartego umysłu". Jeśli chce robić inne rzeczy, oczywiście może to robić. Nie będzie nam to zbytnio przeszkadzać. Uznaliśmy, że używaliśmy skrzypiec przez osiem lat, trzeba iść dalej, to już nie jest oryginalne. Nie będziemy więc szukać następcy Martina. A ostatnio odszedł Calvin (Robershaw, gitarzysta - przyp. Negrin). Miał sporo osobistych problemów w domu. Właściwie miał nawet wrócić do zespołu, ale uznał, że owszem, chce wciąż być w branży muzycznej, ale nie chce już więcej występować na scenie. Calvin zdecydował się więc zostać naszym managerem. To świetna sprawa, bo nigdy wcześniej nie mieliśmy managera. Oczywiście obecnie nie jest w pełni managerem, bo uczy się dopiero swej pracy. Jednak w każdym razie zajmuje się trasą. Zaczynamy trasę za kilka tygodni i Calvin całą ją zorganizował. Jest więc wciąż z nami, lecz już nie muzycznie. Zastąpiliśmy Calvina Hamishem Glencrossem, który nie grał na albumie, dołączył do nas już po tym, jak go nagraliśmy. Kiedy wyjedziemy w trasę, to będzie coś zupełnie nowego. Połowa zespołu jest nowa. Ale to dobrze, miło jest mieć świeży start od czasu do czasu.

Więc nagrywaliście "The Light..." z tylko jednym gitarzystą?

Tak, Andrew (Craighan - przyp. Negrin) właściwie napisał i nagrał wszystkie partie gitar. Z wyjątkiem jedynie "Sear me III", gdzie gra również Calvin.

Okładki waszych albumów są zwykle dosyć enigmatyczne. Okładka "The Light at the end of the World" nie jest pod tym względem wyjątkiem. Co ona tak naprawdę przedstawia?

Właściwie jest to niemal scena z piosenki "The Light at the end of the World". Człowiek, który znajduje się na samotnej wyspie na środku morza po długim czasie dochodzi do wniosku, że ta samotność go przerasta. Chce więc ze sobą skończyć. Staje na krawędzi skał i ma zamiar rzucić się do oceanu z nadzieją utonięcia, żeby zakończyć tę nieskończoną samotność. Ale kiedy tak stoi przygotowując się do skoku, kiedy wznosi ramiona zmieniają się one w skrzydła. Wtedy zdaje sobie sprawę z tego, że jest właściwie aniołem i że już nie żyje. Jest martwy od czasu, gdy zgodził się zawrzeć ten układ z bogami. To jest właściwie dosyć smutne. Nie może się zabić, bo już nie żyje. Układ, jaki zawarł z bogami był taki, że musi zostać na tej wyspie na zawsze. Myślał, że chodziło o czas jego życia. Ale musi tam pozostać przez wieczność, nie może się nawet zabić. Nie jest w niebie, jest po prostu uwięziony tam na zawsze. Ale taki właśnie układ zawarł.

Ach, więc o to chodzi. Jeśli już mówimy o tekstach. Teksty na "The Light at the end of the World" są dosyć wieloznaczne, również jak zwykle. Czy twoim zamiarem jest skłonienie ludzi do myślenia, czy też piszesz dla samego siebie i właściwie nie dbasz o to, jak ktoś to zrozumie?

Dokłanie w ten sposób piszę! Napisałem w przeszłości trochę dosyć niezwykłych rzeczy. Nawet kiedy słowa niektórych piosenek próbowałem wytłumaczyć innym członkom zespołu, mówili: "Nie rozumiem o czym mówisz" (śmiech). Ale to jest w porządku. Piszę dla siebie, piszę co czuję. Piszę tylko dla siebie i nikogo innego. Wiem, że spoglądają wstecz na niektóre dawne teksty, myślę sobie: "Chryste, cóż ja mogłem mieć na myśli?". Ale wiesz, kiedy piszę jestem niemal w innym stanie umysłu, piszę raczej sercem niż głową. I czasem to wcale nie ma sensu albo ma sens dla mnie, bo wiem co się dzieje w moim wnętrzu, ale nie dla innych ludzi. Ale to mi nie robi różnicy, będę pisał to, co chcę. Niezależnie czy ludziom się to podoba, czy nie.

Doskonale to rozumiem. Twoje teksty są inspiracją dla wielu ludzi, włączając na przykład mnie...

O!

Czy uważasz się za poetę?

(chwila ciszy) Cóż... Ja sam osobiście - nie. Ale to zależy... Poeci nie nazywają sami siebie poetami. Inni ludzie nazywają ich poetami. W związku z tym nigdy nie powiedziałbym nikomu: "O, a tak na marginesie, wiedziałeś, że jestem poeta?" (śmiech). Chodzi o to, jak to widzą inni.

W takim razie to ja nazwę cię poetą i wszystko będzie w porządku.

Dobrze, to dość uczciwy układ (śmiech).

A propos poetów. Czy umiesz wymienić jakiś poetów, którzy inspirowali cię? Czy się tacy?

Tak, szczególnie we wczesnych czasach My Dying Bride czytałem dużo Szekspira, Homera, sporo dawnych greckich tragedii. Zawsze czytałem tylko bardzo mroczne rzeczy. To oczywiście wpływało na My Dying Bride. Wiele wczesnych tekstów My Dying Bride jest bardzo, bardzo przegiętych. Ale ja kocham to wszystko, całą tę przegiętą poezję, literaturę staroangielską. Dodawałem do tego też trochę łaciny i francuskiego, żeby wzmocnić atmosferę tajemniczości tego, co miałem do powiedzenia. Szczerze mówiąc, nie czytałem tego wiele przez ostatnie kilka lat. Uważałem, że wpływało to na mnie za bardzo. Chciałem spróbować rozwinąć swój własny styl. Postanowiłem nie czytać tak wiele i zobaczyć do czego ja jestem zdolny, zamiast oglądać się na to, co potrafią inni i jedynie pożyczać jakieś ich pomysły. Ale we wczesnych dniach było dużo greckich tragedii i Szekspira.

A co jeśli chodzi o muzykę, która cię inspiruje?

Znów, dawniej były to Candlemass, Celtic Frost, Bathory, tego typu rzeczy. Czasy się zmieniają, zmienia się też muzyka, której słuchasz. Teraz kocham Nicka Cave'a & The Bad Seeds, Dead Can Dance. No, wciąż lubię wrzucić do odtwarzacza starą płytkę Candlemass... i Sodom... i Bathory itp... Wciąż lubię te przegięte rzeczy. Są świetne. Lubię też muzykę klasyczną... O, Slumms (chyba... nie mam pojęcia, tak zrozumiałem... - przyp. Negrin), jeden z moich ulubionych zespołów. Niestety ostatnio się rozpadł, ale nie ważne. No tak, trochę elementów wszystkich tych zespołów pojawiło się gdzieś w muzyce My Dying Bride w przeszłości. Myślę, że to dobrze. Te wszystkie malutkie fragmenty, które pożyczasz z innych kapel, dają ci twój własny zespół, oryginalność, z której później stajesz się słynny.

No dobrze, porozmawiajmy przez chwilę o życiu. Zadam ci kilka dziwnych pytań, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Jesteś szczęśliwym człowiekiem?

Tak! (bardzo zdecydowanym głosem)

A lubisz ludzi?

O, to strasznie szerokie zagadnienie. Niektórych ludzi bardzo lubię, szczególnie cały rodzaj żeński (długi śmiech). Innych nie lubię już tak bardzo, na przykład Anathemy (znów długi śmiech). Więc wiesz, jest różnie. Nie można lubić wszystkich.

A co jest twoim zdaniem najwspanialszą cechą, jaką może posiadać człowiek?

Hmmm... (chwila ciszy) Nie jestem całkiem pewien, bo... (głośno wciąga powietrze) Naprawdę nie znam odpowiedzi na to pytanie. Każdy jest inny. Nie chcę mówić jakie są dla mnie te najwspanialsze cechy... Można otworzyć się zbytnio, a potem zostać zestrzelonym przez innych ludzi. Więc ominę to pytanie.

OK. Przejdziemy więc do następnego. Często myślisz o śmierci?

Nie, właściwie nie. To znaczy wiesz, raz na jakiś czas człowieka nachodzą takie drobne myśli. Ale nigdy po prostu nie usiadłem i nie zastanawiałem się nad tym poważnie. To jest nieuchronne, nie da się temu przeciwdziałać, więc po co się martwić. Oczywiście zdarza się, że ma się takie przebłyski. "Może nie powinienem tyle pić" albo "może nie powinienem tak szybko jeździć". Może pewnego dnia coś się zdarzy, przed tym nie da się uchronić. Trzeba żyć swoim życiem, osiągając pewien poziom zadowolenia. W przeciwnym razie zacznie się mieć skłonności samobójcze.

A czy uważasz, że coś takiego jak wolność naprawdę istnieje?

Cóż, myślę, że w tym kraju... tak. Wiem, że jest różnie w różnych miejscach na świecie. Ale szczerze mówiąc sądzę, że nic, co robię nie jest... nie do zaakceptowania. Robię właściwie zwykłe rzeczy. Wiesz, jeśli zrobię coś radykalnego, przez co trafię do więzienia będzie to moja wina. Właściwie w dużej mierze zachowuje siebie dla samego siebie. Mam różne zdania na różne tematy, ale zachowuje je dla siebie. Jeśli sądzę, że to ulepszy moje życie, wtedy je wyrażam. Nie jestem wcale radykalnie usposobiony. Jestem zadowolony ze swego życia. Nie widzę potrzeby psucia go poprzez stanie się jakimś fanatycznym szaleńcem.

Jakie są twoje przewidywania odnośnie tego, co stanie się ze światem w XXI wieku? Jeśli w ogóle masz jakieś. Wiesz, chodzi mi o to, że jest wielu ludzi, teraz może trochę mniej niż kilka lat temu, przed rokiem 2000, którzy uważają, że świat czeka szybki koniec. Nie chodzi może o to, że zginiemy w jakimś morzu ognia, ale w każdym razie o to, że jesteśmy świadkami schyłku cywilizacji. Co ty o tym sądzisz?

Ponownie, wszystko zależy od punktu widzenia. Rzeczy takie jak na przykład internet - myślę, że to jest wspaniałe. Wiesz, obecnie internet jest jeszcze trochę taką zabawą. Ale niektórzy widzą w nim upadek społeczeństwa. Mówią, że ludzie będą spędzać całe życie przy komputerze, że będziemy robić wszystkie zakupy przez internet... A ja myślę po prostu: "A nieprawda, nie będziemy!" (śmiech). Wiesz, za 20 lat, może będziemy bliżsi życia za pośrednictwem internetu, ale teraz - jest jak zabawka. Wcale nie boję się przyszłości. Chociaż widząc wojny i to wszystko, co dzieje się na świecie myślisz czasem: "Boże, dlaczego ludzie ciągle walczą?!". A potem słyszysz dobre wiadomości. Na przykład o tym, że Rosja niszczy sporo ze swych głowic nuklearnych i Ameryka, i wszyscy zaczynają niszczyć głowice nuklearne. Zimna wojna się skończyła, wszyscy są sobie troszkę bardziej przyjaźni. Supermocarstwa są sobie bardziej przyjazne niż kiedyś. Chociaż wciąż gdzieś na świecie coś się dzieje, na przykład w Afryce. Myślę, że to wszystko jakoś się równoważy. W jednym tygodniu wszystko na świecie wydaje się być całkiem dobre, a w następnym widzimy tylko śmierć i morderstwa. Wszystko w końcu jakoś się wyrównuje.

Wspomniałeś o internecie. Miałem zadać ci to pytanie trochę później, ale zrobię to teraz. Bo wiesz, że mój magazyn, ten dla którego przeprowadzam z tobą ten wywiad, rockmetal.pl jest magazynem sieciowym. Więc korzystasz z internetu?

Tak.

Na przykład w jakim celu?

No... do ściągania pornografii (głośny śmiech). Jakież inne mogą być zastosowania internetu?!

Haha, no jasne! Jeśli jest to, co innego jest potrzebne?!

Dokładnie! No, ale poważnie. Jest wiele różnych zastosowań. Wszystkie informacje, których potrzebujemy są tam. No i mamy własną stronę (www.mydyingbride.org - przyp. Negrin). To jest jak nowy rodzaj mediów. Coś jak reklamy, z ruchomą grafiką, z dźwiękiem, z tym wszystkim - to jest wspaniałe. Do tej pory, jeszcze kilka lat temu nigdy nie było czegokolwiek podobnego. To jest naprawdę dobra rzecz. Myślę, że albo będzie się wciąż polepszać, albo stanie się po prostu nudna. Czasem, kiedy loguje się wielu ludzi, to wszystko jest takie wolne, że aż nie warto zaglądać do internetu. I myślisz sobie wtedy: "Z czasem będzie tego używać jeszcze więcej ludzi, będzie jeszcze wolniej!". Ale z drugiej strony jest też coraz więcej providerów, coraz lepszy sprzęt. To jest coś naprawdę potężnego. Sporo używam internetu. Uwielbiam zaglądać na strony innych kapel. Inne rzeczy, którymi jestem zainteresowany, to po prostu sprawdzanie co się dzieje na świecie. Oczywiście e-mail to też bardzo popularna rzecz. E-mail jest bardzo wygodny. Jeśli nie chcesz z kimś rozmawiać, po prostu wysyłasz mu krótką wiadomość, a on ci odpisuje. Myślę, że e-mail jest wspaniały.

No jasne. Ja, jak możesz się domyśleć, też regularnie z niego korzystam. Wróćmy jednak do muzyki. My Dying Bride zwykło być uważane za bogów doom metalu, obok Anathemy i Paradise Lost. Z tych trzech zespołów wy pozostajecie jedynym, który wciąż gra doom metal. W międzyczasie pojawiło się wiele nowych kapel. Jak oceniasz dzisiejszą scenę doommetalową?

Obecnie jest OK. To znaczy, wszystko przychodzi i odchodzi, podobnie jak scena blackmetalowa. Są kapele, o których wszyscy mówią, które są bardzo popularne, a potem po prostu znikają. A na ich miejsce przychodzi ktoś inny. To jest zamknięty krąg. Wciąż się tak dzieje, w każdym gatunku muzycznym. Był taki czas, kilka lat temu, może nawet jeden czy dwa lata temu, kiedy scena doomowa stała się tak wielka, że było za dużo gównianych zespołów, a za mało dobrych. Scena wręcz tonęła we własnej chorobliwości. Każdy może założyć zespół. I wygląda na to, że każdy założył (śmiech). Jest tyle grup, które po prostu biorą gitary, grają tak wolno, jak tylko mogą, dodają trochę damskich wokali i oczekują, że wszystkim będzie się to strasznie podobać. I to właśnie tak wygląda. Są tysiące doom i black metalowych zespołów, z których większość jest gówniana. Są tylko nieliczne zespoły, które ciężko pracują, żeby znaleźć nowe, interesujące pomysły, żeby sprawić, że ludzie usiądą i będą ich słuchać. Chcą się wyróżniać. Dzisiaj zbyt prostu jest założyć zespół. Bierze się po prostu różne elementy z innych kapel i składa do kupy. Ale to nie zawsze działa. Scena ma się więc obecnie dobrze, ale łatwo może się po prostu spaprać.

A masz jakiś faworytów spośród tych - powiedzmy - dobrych zespołów, tych twórczych?

Bardzo lubię Opeth. I Katatonia jest również całkiem interesująca. I... i to właściwie tyle (śmiech). Mam ograniczony gust.

Wiem, że muzycy zwykle nie cierpią takich pytań, ale nie mogę się powstrzymać. Jeśli świat miałby zapamiętać tylko jedną płytę My Dying Bride - chciałbyś, żeby była to która płyta?

Hm... (chwila ciszy) Chciałbym, żeby to był ten album, "The Light at the end of the World". Myślę, że wciąż mamy przed sobą długą drogę. Obecnie rozglądamy się za nowym kontraktem, bo ten z Peaceville właśnie dobiega końca. Pewnie znów podpiszemy kontrakt z nimi. Ale kiedy to zrobimy, będzie to pewnie umowa na jakieś pięć albumów. Będziemy więc jeszcze na scenie przez długie lata. Jestem bardzo dumny z tej płyty, więc jeśli zadasz mi to pytanie za pięć, dziesięć lat, powiem pewnie: "The Light at the end of the World". Ja go po prostu mocno czuję. To masywny album. Nie tylko dlatego masywny, że jest bardzo długi. Po prostu czuje się jego ogrom. Jest jak ciężki, masywny, powolny potwór. Wydaje mi się, że jest epicki. Myślę, że przetrwa próbę czasu.

A jaka twoim zdaniem jest najbardziej charakterystyczna cecha muzyki My Dying Bride?

To, do czego ludzie najczęściej się odnoszą, to fakt, że nasza muzyka jest tak... romantycznie chora. Jak sama nazwa: My Dying Bride. Jest taka mroczna. Jest tu jakiś... ciemny romans. Za klęską i cierpieniem kryje się pożądanie i namiętność. Oto, co ludzie zawsze czują. Szczególnie dziewczyny.

Wspomniałeś o tym, że pozostaniecie jeszcze długo aktywni. Czy masz wobec tego jakieś określone artystyczne cele albo ambicje?

Nie, w tej chwili nie. Osiągnęliśmy właściwie wszystko, co chcieliśmy. Jest świetnie wychodzić wciąż z nowymi, interesującymi pomysłami, ale nie stawiam przed sobą żadnych celów. Nigdy nie będę robił sobie nadziei na umieszczenie singla na pierwszym miejscu list przebojów, to by było śmieszne. Jestem szczęśliwy, bo wszystkie cele, które postawiłem sobie na początku, zostały osiągnięte. Bardzo się z tego cieszę, idę sobie spokojnie przed siebie i jest dla mnie różowo. Jestem w pełni zadowolony ze sposobu, w jaki wszystko się rozwinęło.

Wiem, że pewnie sam sobie w tej chwili kopię grób, ale powiedz mi, jaki jest dla ciebie najbardziej denerwujący aspekt bycia muzykiem?

(śmiech) Granie na żywo.

Nie lubisz grać na żywo?

Nie. Nie cierpię tego. Ale robię to, bo reszta chłopaków tak chce. Godzę się z tym. Wiesz, pytają mnie: "Jaka jest twoja ulubiona część bycia na scenie?", a prawda jest taka, że mój ulubiony moment jest wtedy, gdy mówię: "Dziękuję, dobranoc". To ulubiona chwila, kiedy macham do publiczności: "Do widzenia" i kończę. Bo wtedy wiem, że jest już po wszystkim.

Jak powstają utwory My Dying Bride? Mam na myśli to, czy przez lata wypracowaliście jakąś konkretną metodę? Czy jesteście demokratycznym zespołem?

Jesteśmy całkowicie demokratyczni. Każdy w naszym zespole może napisać cokolwiek chce. Nie robi nam to różnicy. Zwykle Andrew i ja piszemy większość materiału, ale każdy członek kapeli miał w naszej historii jakiś wkład w nasze numery. Nawet Rick (Miah - przyp. Negrin), nasz pierwszy perkusista wymyślał jakieś partie gitary. Zawsze tak było. Wiesz, Andrew będzie grał sobie na gitarze w sypialni i kiedy przyjdziemy na próbę powie: "Co myślicie o tych sześciu czy siedmiu riffach?". I zaczną do tego grać. I ktoś inny powie: "O, ja też mam pomysł". I nagle okazuje się, że zaczynasz jamować, składać razem pomysły innych i bang!, prawie napisałeś piosenkę! Nie ma różnicy kto pisze piosenki w tym zespole, każdy się dołącza.

Wspomniałeś już o tym, że nie lubisz grać koncertów. Ale mam jeszcze jedno pytanie na temat spraw koncertowych. Jedynym nagraniem na żywo, jakie kiedykolwiek wypuściło My Dying Bride - popraw mnie, jeśli się mylę - było "Live at The Dynamo '95" EP.

To prawda.

Czy w związku z tym ty albo inni członkowie zespołu zastanawialiście się kiedyś nad pełnym albumem koncertowym?

Tak, akurat obecnie się nad tym zastanawiamy. Będziemy nagrywać większość naszych występów w tym roku. Nie jestem jeszcze pewien, ale myślę, że nie wypuścimy nagrania z jednego koncertu. Myślę, że to będzie jak ten materiał Metalliki. Jeden kawałek z jednego miejsca, inny kawałek z innego. Nie mam jeszcze całkowitej pewności. Nie za bardzo wiem dlaczego ludzie chcą albumów koncertowych. Jeśli mam być szczery, uważam, że albumy koncertowe to gówno. Mam kilka w swojej kolekcji i są do kitu. Nie wiem czemu ludzie tego chcą. Ale reszta zespołu jest bardzo chętna, żeby to zrobić. No i oczywiście firma nagraniowa uważa, że to świetny pomysł. Ale ja naprawdę nie widzę w tym żadnej atrakcji.

No cóż, dla mnie największą zaleta płyty koncertowej, jeśli płyta jest dobra, to atmosfera gigu. Ale jeśli ty nie lubisz grać gigów - jestem w stanie zrozumieć twój punkt widzenia.

No tak! (śmiech)

A skoro wciąż rozmawiamy o koncertach... Polska nie jest uwzględniona w planie waszej najbliższej trasy. W związku z tym kiedy możemy się was najwcześniej spodziewać w naszym kraju?

Zagramy u was po prostu trochę później w tym roku. Wiesz, nie graliśmy na żywo od dwóch i pół roku, więc chcemy robić krok jeden krok na raz. Odbędziemy więc najpierw bardzo małą, krótką trasę. Bo mimo, że w przeszłości pracowaliśmy z Hamishem i Shaunem, nie byliśmy z nimi nigdy w trasie. Dla wszystkich nas będzie więc to proces nauki. Nie chcemy od razu robić ogromnej, sześciomiesięcznej trasy tylko po to, żeby odkryć na przykład, że Hamish jest mordercą. Więc wiesz, będziemy posuwać się krok po kroku. Miło i delikatnie. Odbędziemy teraz tę krótką, dwutygodniową trasę, a dopiero trochę później odwiedzimy inne miejsca. Mamy nadzieję pojechać do Grecji i Turcji. Nigdy wcześniej nie graliśmy nigdzie w tamtych okolicach. A w Polsce graliśmy oczywiście wiele razy. Jest u was świetna atmosfera, więc na pewno jeszcze tam wrócimy. Ale miejsca takie jak Grecja i Turcja... Mamy tam zdaje się sporo fanów, a nigdy tam nie graliśmy. Mamy więc nadzieję tam pojechać.

Próbuję sobie właśnie wyobrazić tureckich fanów na koncercie My Dying Bride...

Myślę, że mogliby być dosyć zwariowani.

A propos Polski, mojego kraju - lubisz odwiedzać mój kraj?

O tak. Graliśmy tam wiele razy. Przylatywaliśmy na press-toury, ja i Andy, graliśmy tam sami, graliśmy tam z Anathemą i jeszcze wrócimy. Jest u was wspaniale. Nakręciliśmy tam video.

Tak? Nie wiedziałem. Jakie?

Video koncertowe. Nazywa się bodajże "Live in Cracow". I jest dostępne we wszystkich dobrych sklepach muzycznych (śmiech). Wiedzieliśmy, że będziemy nagrywać koncertowe video i postanowiliśmy je nagrać w Polsce, bo właśnie tam fani wydają się być najwspanialsi.

Naprawdę? Bo wiesz, w wielu wywiadach wielu muzyków mówi, że polscy fani są świetni i w ogóle... Ale zawsze miałem wrażenie, że mówią tak dlatego, że... no wiesz, udzielasz wywiadu polskiemu dziennikarzowi, więc musisz powiedzieć, że polscy fani są dobrzy. Więc naprawdę tak sądzisz?

Jasne, inaczej nie filmowalibyśmy tam video. Nie nagrywa się tego przecież tylko ze względu na publicity, chce się także, żeby oddać atmosferę świetnego koncertu. Poza tym wiesz, udzielam wywiadów dla amerykańskich magazynów i mówię im, że ich kraj ssie (sucks - red.) (śmiech).

Haha, no tak, to po prostu trzeba im powiedzieć. Są przecież pewne granice, do których można ludziom wciskać kit.

Dokładnie. Zresztą nie sprzedajemy wcale płyt w Ameryce (śmiech). Zastanawiam się dlaczego... (śmiech)

No, ciekawe... Ale mówiąc poważnie, myślę, że w Amerykanie mają zupełnie inną mentalność jeśli chodzi o słuchanie muzyki.

To prawda. Nie mogę zrozumieć jak ogromny jest tam rynek country and western. Rozumiem, to jest amerykańska rzecz... Ale nawet gdy graliśmy w Nowym Jorku, widzieliśmy gigantyczne sklepy muzyczne country and western, które sprzedają tylko ten rodzaj muzyki. To jest szalone! Ale chyba to właśnie lubią.

Wiesz, myślę, że każdy kraj ma taki rodzaj gównianej muzyki, która wszyscy kochają i która zwykle jest jakoś oparta na tradycyjnych motywach danego kraju. W Polsce mamy coś dużo gorszego od country and western. Nazywa to się disco polo, jest mieszanką naleciałości ludowych z - jak sugeruje nazwa - disco. Więc jeśli myślisz, że country and western ssie - zapoznaj się kiedyś z tym!

(głośny śmiech) Super! Bardzo chętnie.

Wiesz, jestem bardzo zdziwiony, bo myślałem, że przygotowałem aż za dużo, ale... skończyły mi się pytania!

No dobrze. Właściwie mam dziś jeszcze do udzielenia kilka wywiadów, pierwszy z nich ma się zacząć lada chwila.

W takim razie powodzenia. I powodzenia na trasie.

Świetnie! Dziękuję bardzo.

No i przyjedźcie kiedyś do Polski.

Jasne. Na pewno przyjedziemy jeszcze w tym roku, nie ma sprawy.

No to do zobaczenia wtedy. Dzięki za rozmowę, było naprawdę miło.

Ja też bardzo ci dziękuję.

No to do widzenia.

Papa!

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu