zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 12 grudnia 2024

wywiad: Clawfinger

30.07.2007  autor: RJF

Wykonawca:  Bard Torstensen - Clawfinger (gitara)

Chociaż na przestrzeni lat styl zespołu Clawfinger ulegał zmianom, jego brzmienie zawsze pozostawało unikalne. Nie inaczej jest w przypadku nowej płyty, prowokacyjnie zatytułowanej "Life Will Kill You". Nowe miesza się ze starym, a Clawfinger pozostaje nadal Clawfingerem. O nowej płycie i nie tylko rozmawiałem z gitarzystą grupy Bardem Torstensenem.

strona: 1 z 1

rockmetal.pl: "Life Will Kill You" jest siódmym studyjnym albumem zespołu Clawfinger. Co jest największym wyzwaniem, kiedy tworzy się siódmy album?

Bard Torstensen: Stworzenie napięcia, potrzebnego aby napisać rockową piosenkę, zawsze jest dużym wyzwaniem. Nie ma problemu jeśli chodzi o techniczną stronę komponowania, ale trudnością jest nadanie utworowi emocji. Gdy ma się 18 czy 20 lat, łatwo pisać piosenki, bo jest się napędzanym przez swoją młodość. Ale gdy stajemy się starsi, komponowanie zajmuje nam więcej czasu. Gdy jesteś starszy, twoje emocje są bardziej dojrzałe, a żeby napisać dobrą piosenkę potrzebne są emocje dziecka.

Na nowej płycie pojawiło się kilka utworów, które brzmią bardziej eksperymentalnie niż wasze poprzednie dokonania, na przykład "The Cure & the Poison" i "The Final Stand". Jak one powstały?

"The Cure & the Poison" jest dzieckiem Jocke (Skoga - przyp. red.). To był pierwszy riff, który on napisał na potrzeby tego albumu. Pracował nad tą piosenką przez cały czas trwania nagrań. Riff był pierwszy, potem były słowa traktujące o problemach z alkoholem. Nie to, żeby miał on większe problemy z alkoholem niż każdy z nas, ale czasami niektórzy ludzie mogą wypić za dużo... "The Final Stand" to mój pomysł. Najpierw powstał rytm, potem riff, a następnie natrafiłem na tę religijną pieśń (którą Clawfinger wsamplował do utworu - przyp. red.). Tekst "The Final Stand" traktuje o zamachowcach - samobójcach.

Na płycie są też bardziej bezpośrednie piosenki, jak utwór tytułowy, którego rytm przypomina "We Will Rock You".

Dokładnie. Ten utwór napisaliśmy bardzo późno, kiedy kończyliśmy już proces tworzenia. Zastanawiałem się, co powinienem zrobić z tym riffem, nad którym pracowałem przez długi czas i z którym nie potrafiłem się uporać. Ta piosenka początkowo miała szybsze tempo, ale dopiero gdy je spowolniliśmy wszystko zaczęło się nagle układać. To było w trakcie 2-3 ostatnich dni sesji. Piosenka pojawiła się nagle, kiedy myśleliśmy, że etap pisania utworów został zakończony. I całkowicie zgadzam się, że przypomina "We Will Rock You".

W nagrywaniu i produkcji "Hate Yourself with Style" ważną rolę odegrał Jocke. Jak było w przypadku "Life Will Kill You"?

Jeśli chodzi o nagrywanie i produkcję Jocke jest w tym mistrzem, więc dajemy mu wolną rękę. Jest prawdziwym magikiem dźwięku. Praca nad tym bardzo go pochłania i potrafi spędzać w naszym studiu całe dnie i noce. Doskonale mieć w zespole kogoś z takim podejściem.

Musieliście ostatnio zmienić basistę. Czy to tylko tymczasowa zmiana, czy nowy basista zostanie z wami na dłużej?

Nowy basista zagrał z nami tylko jeden koncert. To bardzo dziwne, bo był to pierwszy koncert, który zagraliśmy z innym basistą. Od 1993 roku zawsze występował z nami Andre (Skaug - przyp. red.) i na tym jednym koncercie nie mógł zagrać. Zatrudniliśmy więc innego muzyka, ale nadal będziemy grali z Andre, bo jest on częścią naszego zespołu.

Ale nadal nie jest oficjalnym członkiem Clawfinger, podobnie jak perkusista.

Dokładnie. Pytaliśmy się ich, czy chcą dołączyć do zespołu na stałe, ale obawiali się konsekwencji, jakie pociągnęłoby to za sobą, więc woleli pozostać wolnymi strzelcami.

Gdy rozmawialiśmy poprzednio opowiadałeś mi o tym, że jesteś wielkim fanem Jerry Lee Lewisa. Tym razem chciałbym cię zapytać, jaka muzyka z ostatnich lat przykuła twoją uwagę?

Niech pomyślę (długa cisza). Myślę, że Wolfmother to dobry zespół. Muszę jeszcze się zastanowić (cisza). Bardzo lubię nowy album Motorhead. Lubię też Squarepushera, Tool i oczywiście Meshuggah, którzy są moim ulubionym zespołem.

A także twoimi przyjaciółmi...

Dokładnie. Mam to szczęście, że mój ulubiony zespół to również moi przyjaciele.

Clawfinger gra razem od ponad 15 lat. Przez ten czas musieliście doświadczyć jakichś wzlotów i upadków. Co było najlepszym i najgorszym przeżyciem przez ten czas?

Najgorszy moment to odejście drugiego gitarzysty (Erlenda Ottema - przyp. red.), bo graliśmy razem jeszcze zanim powstał Clawfinger. Gdy opuścił zespół, ciężko mi było się z tym pogodzić. Ale teraz pracuje nam się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Najlepsze wspomnienie to trasa Monsters of Rock w Południowej Ameryce. Graliśmy na stadionach razem z Faith No More, Alice'em Cooperem, Ozzym Osbournem, Megadeth i Paradise Lost. Było fantastycznie!

Jaką radę dałbyś młodym muzykom, którzy dopiero zaczynają i chcieliby wydać płytę?

Dzisiaj płytę można nagrać samemu. Komputer to bardzo dobre studio. Jeśli masz komputer z dobrą kartą dźwiękową i dobrymi mikrofonami, spróbuj nagrać coś samemu. Możesz zarejestrować jakieś demo w studiu, ale obserwuj dokładnie to, co robią inżynierowie i pytaj ich o wszystko. Potem możesz próbować robić to samemu. Myślę, że to dobrze dla muzyki, bo wiele zespołów może eksperymentować i tworzyć muzykę niezależnie. Nie muszą płacić ogromnych pieniędzy za wynajęcie studia, bo komputer jest tanim studiem.

Czy trudniej dzisiaj żyć z muzyki niż w czasach, kiedy zaczynaliście?

Znacznie trudniej. Sprzedaż płyt cały czas spada. Teraz dużo zależy od sprzedaży pamiątek oraz od samych koncertów. Dzisiaj jest trudniej każdemu artyście.

Z drugiej strony, na przykład nowy album Dimmu Borgir - "In Sorte Diaboli" - który wyszedł w tym roku, stał się pierwszym blackmetalowym albumem, który dotarł do pierwszego miejsca listy najlepiej sprzedających się płyt. Myślisz, że coś się zmienia i ciężka muzyka staje się lepiej dostrzegana niż kiedyś?

Myślę, że powodem tego jest fakt, że fani rocka i metalu są wierni swoim zespołom. Wielu z nich kupuje płyty, dzięki czemu zespoły te mają szanse dostać się na szczyty list. Nikogo dzisiaj nie obchodzi kupno płyty gwiazdki popowej, skoro może ją ściągnąć z internetu. Natomiast zespoły rockowe i metalowe stają się dla fanów jak drużyny piłkarskie, które trzeba wspierać. I to jest dobre. Dzięki temu grupy te są bardziej widoczne i mogą dostać się na pierwsze miejsce listy najlepiej sprzedających się płyt.

Clawfinger jest jednym z zespołów, który ma nadzwyczaj mocne więzi z fanami...

Zawsze staramy się poświęcać fanom tyle uwagi ile tylko możemy. Bez fanów nie istnielibyśmy. Granie muzyki dla samego siebie byłoby marnotrawstwem. Największym kopniakiem dla mnie jest, gdy widzę ze sceny, że dla kogoś piosenka, którą napisałem, coś znaczy.

Gdybyś miał wybrać trzy najważniejsze dla ciebie utwory Clawfingera, które byś wybrał?

Wybrałbym "Nigger" z pierwszej płyty, bo lubię zarówno tekst i muzykę. Lubię też "The Faggot in You", który może być prowokujący, ale podejmuje ważny temat homofobii, która nadal jest obecna na świecie. I jeszcze "Little Baby" z nowej płyty, który opowiada o kazirodztwie.

Wielokrotnie graliście w Polsce i zawsze mieliście tu ciepłe przyjęcie. Kiedy możemy się was znowu spodziewać?

Jeszcze nie wiem, bo dopiero planujemy koncerty. Mam nadzieję, że uda nam się zagrać w Polsce podczas tej części trasy, która odbędzie się w drugiej połowie listopada. Mamy grać w Rosji, Skandynawii i może uda nam się przy okazji odwiedzić też Polskę.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu