zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 19 marca 2024

wywiad: Down, Crowbar, Kingdom Of Sorrow

18.08.2009  autor: tjarb

Wykonawca:  Kirk Windstein - Down, Crowbar, Kingdom Of Sorrow (gitara)

22 czerwca 2009 roku w krakowskim klubie "Studio" wystąpiła nowoorleańska formacja Down. Przy tej okazji miałem przyjemność porozmawiać z Kirkiem Windsteinem, jednym z gitarzystów zespołu. Mówiliśmy nie tylko o Down, ale też o innych jego grupach - Crowbar i Kingdom of Sorrow. Nie zabrakło i mniej muzycznych tematów, na które Kirk chętnie się wypowiadał.

strona: 1 z 1

Kirk Windstein, Down w klubie "Studio" w Krakowie, fot. Lazarroni
Kirk Windstein, Down w klubie "Studio" w Krakowie, fot. Lazarroni

rockmetal.pl: Dwadzieścia lat, osiem albumów Crowbar, trzy płyty Down. Myślałeś kiedyś, że będziesz na scenie z tymi samymi kapelami przez tak długi czas?

Kirk Windstein: Miałem taką nadzieję, więc teraz mogę się cieszyć. Z Down jest właściwie tak samo, jak z Crowbar. Mam na myśli to, że zaczęliśmy ze sobą grać na długo przed nagraniem pierwszej płyty, to też prawie dwadzieścia lat. Miałem szczęście trafić na ludzi, z którymi dobrze mi się żyje i chyba o to w tym wszystkim chodzi.

Kiedy spotykasz się z fanami w Europie, znają cię też jako lidera Crowbar czy kojarzą tylko jako "jednego z tych gości z Down"?

Myślę, że większość fanów zna Crowbar. To znaczy niekoniecznie mają nasze płyty, a nawet nie zawsze lubią tę muzykę, ale przynajmniej wiedzą o tym, że tam gram i słyszeli jakieś kawałki. Wiedzą o projektach Phila i innych sprawach. Wielu naszych fanów poznało nas właśnie poprzez Down i w tym sensie to nam pomogło.

Po trasie koncertowej zaczynacie pracę nad kolejną płytą Down, ale zapowiadany był też nowy album Crowbar. Co będzie dla ciebie bardziej istotne, na czym się skupisz?

Down to w tej chwili zdecydowanie najważniejsza grupa. Mamy jeszcze sporo koncertów w Europie, potem dwa tygodnie przerwy i lecimy do Kanady, a na koniec gramy jeszcze u siebie z The Melvins. Później chcemy posiedzieć nad nową płytą, a na Crowbar jeszcze na pewno przyjdzie czas. Jako Crowbar wydajemy w tym roku całą serię reedycji naszych płyt, nie tylko na CD, ale też po raz pierwszy na winylach. Robi to dla nas Housecore Records - mała, niezależna wytwórnia należąca do Phila. A w kolejce jest jeszcze album koncertowy.

A co z Kingdom of Sorrow? Jaki jest twój stosunek do tej grupy w rok po wydaniu albumu? Macie jakieś dalsze plany?

Wciąż kocham Kingdom of Sorrow. Ja i Jamey (na co dzień wokalista Hatebreed - red.) bardzo się lubimy, zresztą mamy umowę na drugą płytę i kto wie, czy potem nie zechcemy zrobić czegoś jeszcze, bo bardzo dobrze nam się ze sobą pracuje. Na razie po prostu cieszymy się, że udało się to zrealizować i z tego, jak to ostatecznie brzmi. Pewnie zbierzemy się razem, gdy będziemy mieli na to czas, bo tego nam najbardziej brakuje. Obaj mamy mnóstwo roboty w innych zespołach, ale jak tylko znajdzie się czas, to do tego wrócimy. Możliwe, że w przyszłym roku objedziemy z Kingdom of Sorrow europejskie festiwale, ale to wszystko zależy od kalendarza.

Kiedy wpadasz na nowy, muzyczny pomysł, wiesz od razu, w której grupie będziesz chciał go zrealizować?

Tak, choć często, jeśli piszę coś dla jednej grupy, ten sam materiał mógłby równie dobrze posłużyć innej, choć oczywiście będzie wtedy brzmiał inaczej. Ale jeśli mam jakiś pomysł, to z reguły wiem, czy będę chciał się nim podzielić z chłopakami z Down, Crowbar czy Kingdom of Sorrow.

Down w klubie "Studio" w Krakowie, fot. Lazarroni
Down w klubie "Studio" w Krakowie, fot. Lazarroni

Wolisz pisać nowy materiał samemu, czy przy współpracy z innymi muzykami? W Crowbar masz pewnie nad wszystkim większą kontrolę?

Jeśli chodzi o Down, to najczęściej pracujemy razem. Wszyscy nieźle gramy na gitarach, więc możemy od razu przedstawić swój pomysł i poddać go dyskusji. Ktoś zapoda główny riff, a potem inni dołączają z własnymi pomysłami. Każdy z nas wnosi sporo muzycznych pomysłów i nigdy nie wiadomo, w jakim kierunku się to potoczy. Z kolei w Crowbar jakieś 95% muzyki piszę ja, w swoim domu, a potem przedstawiam reszcie muzyków. Pat, nasz basista, potrafi wymyślić świetne riffy, inni też chcą czasem coś zmienić, ale ogólnie wszystko powstaje u mnie i przychodzę na próby z gotowym pomysłem na utwór. W Down to się odbywa znacznie bardziej demokratycznie.

Czy chciałbyś znów napisać z Down coś w stylu "Nothing In Return"? Bardziej progresywnego, klimatycznego?

Na pewno chciałbym kiedyś zrobić jeszcze coś takiego. "Nothing In Return" zagramy dzisiaj na koncercie. Nie mamy wprawdzie klawiszy, ale to będzie porządna wersja, która mi się podoba, choć uwielbiam specyficzny klimat jaki właśnie klawisze wprowadzają do tej piosenki. Moja piękna żona (która w tym momencie uśmiecha się słodko - red.) bardzo lubi ten kawałek.

Na koncertach Down często udzielasz się wokalnie, ale nie słyszymy cię na albumach tej grupy. Czy masz czasem ochotę sam zaśpiewać którąś z piosenek, które wspólnie nagrywacie?

Gdy pracujemy w studio, Phil jakby zagarnia całą pracę nad ścieżką wokalną dla siebie, skupia się przede wszystkim na niej. Nawet jeśli czasem to ja lub Pepper śpiewamy coś na próbach, to on przejmuje te partie od nas i opracowuje je dalej. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w naszych pozostałych kapelach jesteśmy frontmenami, ale uważa, że kiedy próbujemy śpiewać coś dla Down, robimy to razem o wiele za głośno i w końcu nagrywa je samemu. Czasem najchętniej wszyscy byśmy coś zaśpiewali, ale wiesz... trzech facetów drących się do mikrofonu tak, jak my - a naprawdę ja i Pepper lubimy coś potężnie krzyknąć - to jednak za dużo.

(W tym momencie w klubie "Studio" rozlega się z głośników piosenka Lenny'ego Kravitza, skutecznie zagłuszając naszą rozmowę. Kirk wyczekuje na koniec refrenu i jakby na potwierdzenie swoich słów śpiewa wraz z nim fragment "I wanna fly away" - czystym, wysokim głosem - red.)

Parę dni temu Kravitz grał w Krakowie darmowy koncert.

Tak? Szkoda, że mnie tu nie było, bardzo go cenię.

Często powtarzasz, że w muzyce chodzi przede wszystkim o uczucia. Na ostatniej płycie mówiliście o problemach, waszych i całej społeczności, a także o nadziei na to, aby je przezwyciężyć. Jak myślisz, co teraz będzie was inspirować? O czym mogą być wasze nowe piosenki? O czym ty sam chcesz teraz śpiewać w Crowbar?

Za teksty odpowiada Phil i w zasadzie będzie tak, jak on powie, bo to są jego emocje. W Crowbar teksty piszę ja, staram się opowiadać ogólnie o życiu, o różnych jego aspektach i często też właśnie o przezwyciężaniu problemów. Niektórzy mówią, że takie negatywne, mroczne teksty, nie tylko opowiadają o problemach, ale także o poszukiwaniu jakiegoś dobra które można z nich wynieść - inspiracji, nadziei na lepsze jutro. Nawet w takich przypadkach jak alkoholizm czy narkomania zawsze jest jakaś nadzieja i warto się jej trzymać.

Powiedz mi, czego nauczyłeś się od pozostałych członków grupy? Co wyniosłeś z waszych wspólnych doświadczeń przez tych dwadzieścia lat?

Wyniosłem bardzo dużo. Wiesz, w pewnym sensie dorastaliśmy razem. Nauczyłem się wiele o przyjaźni, zaangażowaniu i odpowiedzialności. To wspaniałe, gdy po tylu latach ludzie wciąż mogą być przyjaciółmi, nie mają siebie dość, jak to bywa w przypadku wielu zespołów.

Myślisz, że twoja córka będzie fanką Down? To znaczy... wciąż jest jeszcze za młoda, ale jak sądzisz, czy w przyszłości będzie słuchać metalu?

Pojęcia nie mam. W tej chwili bardziej interesuje ją hip hop niż gitarowe granie. Kiedy jedziemy gdzieś razem, na przykład do moich znajomych, i leci ciężka muzyka, czasem macha głową, jak nasi fani na koncertach, ale to jest raczej zabawa w naśladowanie innych. Zdecydowanie woli muzykę taneczną. Interesuje ją Hannah Montana, High School Musical i takie sprawy. Tak, Hannah Montana to zdecydowanie jej ulubiona... artystka (kończy zdanie raczej zmieszanym głosem - red.).

Kiedy ty byłeś dzieckiem w ogóle nie istniało coś takiego jak metal. Jaka była twoja droga do tego rodzaju muzyki? Czy wtedy zajmowałeś się w ogóle czymś innym?

Jak byłem małym dzieciakiem, to słuchało się po prostu popowego radia. Nic więcej po prostu nie było. Żadnej kablówki czy satelity, trzy kanały w telewizji, o komputerach w ogóle nikt jeszcze nie myślał. Wtedy wszyscy bawiliśmy się na zewnątrz. Pływaliśmy w rzece, wędkowaliśmy, graliśmy w football, baseball i koszykówkę, jeździliśmy na rowerach i to było wszystko. Czasem rano wyjeżdżaliśmy na rowerach i nie było nas cały dzień, wracaliśmy późnym wieczorem. Oczywiście żadnych komórek, byliśmy wtedy całkowicie odcięci od świata. W weekendy oglądałem z tatą sport, całą rodziną siadaliśmy przed jakimś filmem i tyle. Takiej technologii, jak teraz, po prostu nie było i bawiliśmy się przede wszystkim poza domem. Z drugiej strony, jak zdobyliśmy jakieś płyty, to była wielka sprawa i słuchaliśmy ich całymi dniami. Wiesz, takie grupy, jak Black Sabbath czy Deep Purple grały znacznie ostrzej od pozostałych. Czuło się, że to jest nowa jakość i dziś uznaje się ich za ojców ciężkiego grania. Od nich uczyliśmy się muzyki i staraliśmy się grać najlepiej, jak potrafimy.

A co będziesz chciał robić, gdy już skończysz grać? Masz jakiś plan na przyszłość? Oczywiście nie namawiam cię do rzucenia gry, graj jak najdłużej.

Dziękuję. Wiesz, tak naprawdę to zawsze chciałem grać. Być muzykiem, mieć własny zespół, to było moje marzenie. Na pewno grał będę do późnej starości, może tylko nie zawsze będę tyle koncertować, wyjeżdżać poza Nowy Orlean. Jestem w Europie już dziewiętnasty raz i czuję to, że jak się starzeję, to takie trasy są bardziej męczące dla ciała. Poza tym teraz mam dorastającą córkę, mam moją kochaną żonę, która na szczęście może ze mną jeździć. Jak masz tych dwadzieścia parę lat, wszystko o czym myślisz, to upić się, grać z kumplami i podrywać dziewczyny. A kiedy dorastasz i stajesz się mężczyzną, kiedy masz dom i rachunki do płacenia, dzieci które musisz utrzymać i przede wszystkim wychować, a także inne obowiązki na głowie, to patrzysz na to zupełnie inaczej. Teraz marzę sobie czasem, żeby - jak skończę koncert - móc po prostu wrócić do domu i pobyć z rodziną. Żeby w jednej chwili być tutaj, dać fajny koncert, porozmawiać z fanami, wypić z nimi piwo, doświadczyć kultury i atmosfery krajów, które odwiedzam na trasie, bo to też dla mnie ważna sprawa, a potem zamknąć oczy, pomyśleć o domu i po prostu się w nim znaleźć, przy mojej kochanej żonie.

Powiedz mi, jaka jest najlepsza cecha twojej żony, taka której wszyscy mogliby ci zazdrościć.

Najlepsza? O, tego to nie mogę ci powiedzieć. :) A tak na serio, to ma serce ze złota i jest moją najlepszą przyjaciółką. Tego nie da się przecenić.

Przez długie lata metal kojarzony był przede wszystkim z długimi włosami. Ty dość mocno zmieniłeś swój image...

Tak, zgoliłem głowę chyba w 1999 roku. Teraz mój ojciec się śmieje, że ma więcej włosów niż ja. Nosiłem długie włosy przez prawie dziesięć lat, ale zaczynało mnie to wkurzać, więc się ich pozbyłem. Mniej więcej w tym samym czasie Phil też zmienił fryzurę. Końcówki dreadów ciągle wpadały mu do oczu, więc pewnego dnia, kiedy golił mnie w moim mieszkaniu, ja zgoliłem jego i obaj stwierdziliśmy, że długie włosy to już nie dla nas.

Jesteś znany jako wielki fan footballu. Ale czy znasz jakichś sportowców, którzy są fanami twojej muzyki?

Tak, rzeczywiście. Kyle Turley, teraz gra w Kansas City Chiefs, ale zaczynał u nas w New Orlean Saints. Kiedyś był nawet w studio razem z Crowbar, gdy nagrywaliśmy nowy materiał. Dałem mu wtedy płytę demo z paroma nowymi piosenkami. Skarżył się, że cała drużyna słucha w szatni hip hopu, a on chce po prostu pieprzonego metalu. No i pewnego dnia nie wiedzieć czemu mój telefon się rozdzwonił. Dzwonili znajomi i dziennikarze z całego kraju i wszyscy mówią "stary, włączaj ESPN, Kyle Turley mówi o was w telewizji". Bo Kyle to naprawdę bardzo popularny zawodnik, znany z ostrych wejść. Dawał wywiad w ESPN i pytali się go, czego słucha przed meczami, że gdy wychodzi na boisko, to ma w sobie tyle energii. A on ze spokojem odpowiedział "No wiecie - Pantera, Slayer, Crowbar, takie klimaty". Do dziś jesteśmy dobrymi kumplami. Byłem zresztą na jego ślubie. Kiedyś nawet zagraliśmy razem przez chwilę podczas koncertu Down w Kansas City, bo Kyle jest też gitarzystą, a ja wcześniej pokazywałem mu, jak grać nasze kawałki.

Mówi się często, że w muzyce rockowej tak naprawdę chodzi o kobiety. Ale stosunkowo mało jest kobiet, które grywają tę najostrzejszą, metalową muzykę. Co o nich myślisz? Czy lubisz słuchać takiego kobiecego metalu?

To dobrze, że kobiety chcą grać taką muzykę, że metal to nie tylko domena facetów. Choć tutaj w Europie macie pod tym względem lepiej, u nas naprawdę niewiele kobiet chce grać taką muzykę.

No właśnie. Często mówisz, że wolisz grać koncerty w Europie. Możesz mi powiedzieć dlaczego? Jaką widzisz różnicę?

Różnica jest duża. W Stanach Zjednoczonych zdecydowana większość ludzi chodzi na koncerty i festiwale dlatego, że to po prostu jakieś wydarzenie - można się spotkać ze znajomymi, napić piwa, poznać kogoś nowego, a muzyka jest tylko pretekstem. Natomiast tutaj fani są nastawieni bardziej na muzykę, chcą posłuchać na żywo swoich ulubionych artystów.

Sporo grywasz w Europie na festiwalach. Jak odbierasz takie imprezy? Zwłaszcza te, gdzie ludzie słabo znają waszą muzykę, bo przychodzą posłuchać przede wszystkim innych zespołów.

To właśnie cały zamysł festiwali, aby można było spróbować też czegoś, czego się nie zna. Czasem faktycznie wychodzimy na scenę i z początku ludzie w ogóle nie wiedzą, czego się po nas spodziewać. To dało się odczuć zwłaszcza w zeszłym roku, kiedy graliśmy koncerty z Metalliką i odwiedzaliśmy takie kraje, jak Bułgaria, Łotwa czy Turcja. Ale po dwóch czy trzech kawałkach już doskonale czują naszą muzykę i potrafią się świetnie bawić. O to w tym wszystkim chodzi.

W przeszłości rzadko korzystaliście z pomocy supportów. To, że grywacie z takimi zespołami, to wymogi promotorów, czy teraz zmieniliście do tego podejście? Macie okazję poznać wcześniej te grupy, czy ich wybór odbywa się jakby poza wami?

Nie, nie mam pojęcia, kto z nami dzisiaj gra, ale zgaduję że to jakiś polski zespół. Nie wiem, kto to będzie, ale jutro gramy z Voivod, a następnego wieczoru z God Forbid i Devildriver i czuję, że to będzie świetny koncert. Ale przy okazji koncertów zawsze mamy okazję poznać mnóstwo ludzi i nowych zespołów. Na zapleczu jest tak, że po chwili wszyscy znają wszystkich i bardzo lubię ten klimat, że można wypić piwo z nowopoznanymi muzykami i pogadać. Potem spotykasz się z takimi ludźmi na jakimś festiwalu i okazuje się, że świetnie się nawzajem pamiętacie.

Graliście w Polsce zaledwie rok temu. Pamiętasz ten koncert? Jak wspominasz polską publiczność?

Tak, to było w Warszawie. Nasi fani byli świetni. Wiem, jak banalnie to brzmi, ale naprawdę tak było. Wierzę, że dzisiaj będzie tak samo.

Pytanie na koniec. Czy możesz polecić swoim fanom w Polsce jeden zespół z Nowego Orleanu, który według Ciebie zdecydowanie warto poznać?

Haarp. H-A-A-R-P. Ich też teraz wydaje Phil. Chłopaki grają sludge i naprawdę warto ich posłuchać. Polecam wszystkim, to porządna, ciężka muzyka.

Dziękuję za rozmowę, to była dla mnie prawdziwa przyjemność.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Która seria komediowa jest bardziej kultowa?