zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

wywiad: Moonlight

15.10.2001  autor: Trysteria

Wykonawcy:  Maja Konarska - Moonlight (wokal), Daniel Potasz - Moonlight (instrumenty klawiszowe)

Z Mają Konarską i Danielem Potaszem z gotyckiej formacji Moonlight, podczas gdańskiego spotkania w ramach oficjalnego press-touru, zorganizowanego zespołowi z okazji wydania piątego już studyjnego albumu "Yaishi", rozmawiała Małgorzata Korch.

strona: 1 z 1

Jakiego przyjęcia dla zawartej na "Yaishi" muzyki spodziewacie się po swoich dotychczasowych fanach?

Maja Konarska (wokalistka, autorka tekstów): Świetnego, oczywiście...

Daniel Potasz (autor tekstów, instrumenty klawiszowe): Jak najlepszego, ale czas pokaże, jak to będzie. W EMPiKu w Gdańsku było bardzo miło. Przyszło sporo osób na podpisywanie płyty.

MK: My już drugi dzień jesteśmy zdziwieni, gdyż ja np. byłam pewna, że w ogóle nikt do nas nie przyjdzie ani w Warszawie, ani w Gdańsku. A na te spotkania przychodzi kilkadziesiąt osób i ja, z każdą kolejną osobą, jestem co raz bardziej zdziwiona. Że jednak przychodzą.

W notce promocyjnej wydawca przedstawia wasz najnowszy krążek jako muzyczną kontynuację stylistyki albumu "Floe", zapowiadając jednocześnie, że "będzie nadal pięknie, ale dużo ostrzej". Zanim przesłuchałam sobie "Yaishi", wróciłam jeszcze do wcześniejszych płyt, m.in. "Inermis" i muszę przyznać, że tam również potrafiliście "przygrzać"...

MK: Na każdej płycie jest "przygrzanie"...

DP: Ale tutaj jest tego więcej.

...A "Yaishi", owszem, jest bardziej drapieżna, metaliczna, ale chyba jeszcze piękniejsza niż poprzedniczki...

DP: O, to są dla nas naprawdę słowa otuchy, bo wiesz, jak to jest, gdy płyta wychodzi.

MK: Każdy mówi, że poprzednia była lepsza.

DP: Jest chwila niepewności typu "jak płyta będzie przyjęta".

MK: Ale "Yaishi" jest ostrzejsza - i pod względem brzmienia, i pod względem aranżacji. I utwory są może nawet takie bardziej twarde. Chociaż nie wszystkie. Jest kilka bardzo spokojnych.

Ten kierunek muzycznej drogi jest dla was naturalną ewolucją, naturalnym sposobem wyrażania emocji?

DP: Tak, jak najbardziej. Idziemy drobnymi kroczkami ciągle do przodu, schodek po schodku.

MK: Ale myślę, że teraz zrobiliśmy tak ze trzy drobne kroczki.

DP: Ja bym się jeszcze nie zapędzał. Zobaczymy za jakiś czas.

MK: A ja myślę, że tak.

A grając drapieżniej, nie chcecie przy okazji pozyskać nowych fanów?

MK: Pewnie. Może to jest związane troszeczkę z modą i ja np. nie zamierzam się od tego odżegnywać. Bo teraz zaczyna być modna mocniejsza muzyka. I wiadomo, że jak jest modna, to jest tego pełno i się tego nawet nieświadomie słucha.

DP: A poza tym z nas to tak wyszło po "Floe".

MK: Bo tamta, to była taka spokojna płyta.

DP: Później, gdy zaczęliśmy próby, od razu było takie założenie, że "ładujemy", że płyta będzie mocniejsza. I jeszcze podchwycił to producent, i rzeczywiście taka wyszła.

W tytułach waszych utworów dość często pojawiają się nazwy, które nawiązują do starożytnej historii bądź jakieś łacińskie zwroty. Czemu to ma służyć, skoro w tekstach opowiadacie najczęściej o emocjach i to raczej dość współcześnie osadzonych?

DP: Tytuły są rzeczywiście charakterystyczne. Zawsze wszyscy w wywiadach się o nie pytają. Ponadto ładnie brzmią. Dla mnie ładnie brzmiący tytuł jest ozdobą piosenki. To nie musi być tak, że gdy w tekście jest zdanie "Ja Cię kocham", to tytuł powinien brzmieć "Ja Cię kocham". Tytuł powinien się ładnie prezentować z całą piosenką. Poza tym ja mam takie zboczenie, że lubię takie nazwy. I dopóki mi zespół pozwoli, to będę zawsze je robił.

MK: Czasami wprawdzie Daniel przesadza i wtedy zespół musi wkroczyć...

DP: A ja muszę w ciągu pół godziny wymyślić dwadzieścia innych propozycji...

MK: I my wybieramy. Tak było tym razem. Bo zdarzyło się kilka tak zakręconych tytułów, że wszyscy siedzieliśmy i zastanawialiśmy się: "Daniel, o co tu chodzi? To nie może tak zostać. Wymyśl coś innego".

Dziwi mnie zawsze, gdy mężczyzna pisze teksty, które później śpiewa kobieta, tak, jak gdyby sama była ich autorką. W waszym przypadku tak właśnie jest...

DP: Od bardzo dawna współpracujemy z Mają, jeśli chodzi o teksty.

MK: Od początku. Jak przyszłam do zespołu pod koniec 1992 r., zawsze dostawałam teksty Daniela do ręki i musiałam sobie z tym poradzić.

DP: A to są zawsze teksty po prostu o człowieku. I to jest kwestia wykręcenia końcówki w tę czy w tamtą.

MK: Faktem jest, że tych końcówek czasami nie wykręcamy. I może się zdarzyć (tak jak na poprzedniej płycie), że ja śpiewam jako mężczyzna.

DP: Ale na "Floe" jest też jeden numer, "Meren Re (Akt Ostatni)", gdzie Maja śpiewa w ogóle w trzeciej osobie, jako widz, obserwator. To są eksperymenty. Bo jednak chciałbym trochę liryzmu, poezji przemycić w tych tekstach.

A czy można ujawnić, co oznacza tytuł najnowszej płyty?

DP: To jest słowo wymyślone. Chociaż był z tym związany bardzo fajny incydent. Nasz gitarzysta, Andrzej wpisał nazwę "Yaishi" w internet na Altaviscie i okazało się, że Yaishi to był szeregowiec armii nepalskiej, który poległ w jakichś zamieszkach.

MK: Podobnie było z tytułem płyty "Inermis". Bo wydawało nam się, że słowo jest wymyślone, a potem okazało się, że jest kilka tysięcy takich indeksów.

A ja byłam przekonana, że tytuł płyty "Inermis" to świadome zapożyczenie z łaciny...

DP: Ja miałem na studiach bardzo długo łacinę, ponad trzy lata. I możliwe, że gdy to słowo wpadło mi do głowy, to mogło mi wlecieć właśnie z podręcznika.

MK: Ale generalnie z tytułami naszych płyt chodzi o to, żeby one były dźwięczne. A że od pierwszej "Kalpa Taru" wyszło tak, że ma dziwny tytuł, to dalej poszło już w tym kierunku. Była "Meren Re", "Inermis", "Floe" i teraz "Yaishi". Każdy tytuł jest z nieba wzięty.

DP: Poza tym, jak spojrzeć na te wszystkie płyty, to każdy tytuł jest inny. One nie mają punktów wspólnych.

MK: Ale są złączone właśnie tą dziwnością. Bije z nich taka egzotyczność.

Płytę "Yaishi" nagrywaliście już z nowym gitarzystą basowym. Jak się wam współpracowało?

MK: Michał Podciechowski był już z nami na trasie koncertowej w zeszłym roku w zastępstwie Pawła. Bardzo dobrze sobie poradził. Pomylił się raz, na pierwszym koncercie, w pierwszym utworze i powiedział: "Już się nigdy więcej nie pomylę" i póki co nie pomylił się. Jest bardzo zdolny i sumienny. Na tej płycie są dwa utwory jego kompozycji. Od razu się wstrzelił w komponowanie, a co! Tutaj gitara basowa jest bardziej słyszalna niż na poprzednich płytach. Ona robi więcej melodii, niż poprzednia. Bo Paweł był świetnym basistą, ale on był taki bardziej rytmiczny. A Michał gra na basie więcej melodii...

DP: Poza tym na tej płycie jest tak, że praktycznie każdego instrumentu można słuchać oddzielnie. Każdy gra swoją muzykę. Razem to brzmi i osobno. Nawet wsłuchując się tylko w perkusję, słychać tam melodię.

Rzeczywiście brzmienie jest selektywne, czyściutkie. Wiem, że ma się ukazać także anglojęzyczna wersja "Yaishi"...

MK: Ta wersja już jest nagrana. Najprawdopodobniej będzie też na polskim rynku, ale nie wiem kiedy producent to puści. Na razie wersja angielska została wydana i puszczona na Zachód. To jest taka propozycja dla firm zagranicznych i zobaczymy jak będzie z odzewem. Być może zostanie ona wydana na Zachodzie lub Wschodzie, gdzie tylko się da. Zobaczymy. Na pewno będziemy o tym poinformowani i poinformujemy też innych.

A to jest wasz pierwszy "atak" na rynki zagraniczne?

MK: Wersja angielska płyty po raz pierwszy. Bo poprzedni album, "Floe", również został puszczony na Zachód, ot tak, żeby sprawdzić i prezes mówił, że miał bardzo dobrą sprzedaż. W samych Niemczech sprzedało się 500 sztuk. Mimo, że album był przecież po polsku. Dlatego teraz taki nacisk położony został na wersję angielską. Bo wielu Niemcom mógł przeszkadzać język. A jeśli album będzie w wersji angielskiej, znajdzie więcej nabywców.

W Niemczech polska muzyka gotycka w ogóle dobrze się sprzedaje, chociażby Artrosis czy Fading Colours...

MK: Tak, oni mają takie zapotrzebowanie...

DP: Przede wszystkim Fading Colours tam się bardzo twardo trzyma. We Francji i w Niemczech.

Podobno Fading Colours jest tam nawet bardziej popularny niż w Polsce...

MK: Ja jestem tego pewna. Bo w Polsce Fading Colours to taka szara eminencja. Oni są, ale niekoniecznie na wierzchu. A słyszałam, że w Niemczech jest to dość popularny zespół i bardzo dużo koncertów tam grają.

"Yaishi" ma taki jesienny, nostalgiczny klimat. Ciekawa jestem, które utwory z tego albumu zagracie podczas listopadowej trasy koncertowej zatytułowanej "Dwanaście prawdziwie księżycowych nocy"?

DP: Wiesz, to jeszcze ciężko przewidzieć. Właśnie niedawno rozmawialiśmy z Mają, że zagramy te piosenki, na które, po pierwszych tygodniach bycia płyty na rynku, będziemy słyszeć największy i najprzychylniejszy oddźwięk.

MK: Daniel posiedzi trochę w internecie na listach dyskusyjnych i się dowie, które utwory podobają się najbardziej.

DP: Podejrzewam, że zagramy te utwory, które już w Trójce (podczas rejestrowania albumu live "Koncert w Trójce 1991-2001" - przyp. red.) graliśmy, czyli "Jesugej von Batur" i "Rapsod". Myślę, że jeszcze co najmniej trzy utwory z tej płyty będziemy grali. A reszta, żeby publiczność nas nie zlinczowała, to będzie przekrój.

Dziękuję za rozmowę.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu