zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

wywiad: My Dying Bride

11.09.2011  autor: Megakruk

Wykonawca:  Aaron "Aaron" Stainthorpe - My Dying Bride (wokal)

strona: 2 z 4

My Dying Bride, fot. materiały prasowe
My Dying Bride, fot. materiały prasowe

Wróćmy do My Dying Bride. 20 lat to szmat czasu. Wspomnę tylko rewelacyjną "The Lies I Sire" sprzed dwóch lat, gdzie prócz charakterystycznych dla waszej twórczości elementów słychać wciąż uczucie i pasję grania. Skąd czerpiecie motywację po tylu latach? Czyżby jeszcze nie wszystkie demony zostały ujarzmione?

Nigdy nie wiadomo, kiedy i skąd nadejdzie pomysł na muzykę, więc zaczynamy pisać, od tak po prostu. Pisać o tym, co w danej chwili jest w naszych umysłach - i patrzymy, gdzie nas to wszystko zaprowadzi. "For Lies..." był wspaniałym albumem, pełnym piękna i krwi. Na szczęście w okresie jego tworzenia nie wydawałem się cierpieć na blokady twórcze i szczęśliwie pisałem o tym, co czuję. To na pewno jest i będzie coraz trudniejsze z każdym kolejnym LP, ale nadal cieszymy się takimi wyzwaniami.

Bardzo ciekawi mnie szczególny moment w waszej twórczości, a ściśle okres po wydaniu "34. 788%... complete". Po pierwsze eksperci muzyczni określili ten krążek mianem eksperymentalnego, choć prócz efektów na wokalach zawierał po prostu muzykę My Dying Bride. Druga rzecz - co stało się przed i po jego wydaniu, że zespół opuścili jego "pierworodni" i bardzo charakterystyczni muzycy, jak Rick Miah, Martin Powell czy Calvin Robertshaw?

Rick odszedł po naszym tournee po Stanach Zjednoczonych, które graliśmy z Dio, ponieważ zawsze był chory i sam czuł, że nas stopuje. Calvin zrezygnował zaś, bo był zmęczony pisania tego rodzaju muzyki metalowej, poza tym chciał założyć rodzinę. Martin zaś nie pasował do nowo powstającej muzyki. I tak muzyka ta rozwinęła się bez niego, więc postanowiliśmy się rozstać. To był bardzo trudny czas dla nas wszystkich, ale nigdy nie baliśmy się, że zespół zostanie rozwiązany. Mieliśmy bowiem jeszcze mnóstwo pomysłów na My Dying Bride... chociaż nie mieliśmy członków zespołu do ich realizacji (śmiech).

Wasi koledzy po fachu - Paradise Lost i Anathema - w pewnym momencie wykonali spory zwrot muzyczny w kierunku grania bardziej przyjaznego dla ucha, a już na pewno całkowicie odmiennego od tego, z czego byli znani w przeszłości. Co sądzisz o tych eksperymentach? Czy byłbyś stanie zrobić coś podobnego?

Podziwiam obydwa zespoły za podjęcie ryzyka i spróbowanie czegoś nowego, ale to nie jest tak, że My Dying Bride jest zainteresowane wypróbowywaniem siebie. "34.788%... complete" była naszym zanurzeniem się w muzyce eksperymentalnej i choć podobało się nam to, poprzestaliśmy na tym i powróciliśmy na wygodniejsze obszary.

Prasa określiła w 1999 r. "The Light At The End Of The World" jako ?powrót" zespołu. Mieliście w ogóle skąd wracać? Innymi słowy - faktycznie groziło wam rozwiązanie kapeli? Byłoby to dziwne, biorąc pod uwagę, że o być lub nie być My Dying Bride zdają się decydować tylko dwie osoby - ty i Andrew Craighan.

Mam wrażenie, że to mogło wyglądać na powrót, ponieważ straciliśmy wielu członków zespołu, a następnie powróciliśmy do grania czystego metalu na "The Light At The End Of The World". Mimo tego nigdy nie doszło do rozpadu kapeli, o czym wszyscy mówiliśmy, choć jestem pewien, że niektórzy ludzie nie uwierzyli w to. Jesteśmy bardzo silnym zespołem i aby nas złamać potrzeba znacznie więcej niż strata kilku muzyków.

Era od "The Light..." to... Uwaga... mój ulubiony okres waszej twórczości. Udowodniliście, że w miarę skromnymi środkami wykonawczymi (tradycyjne instrumentarium) można siłą riffu i krzyku przekazać masy emocji i uczuć, jakich nie mogą wygenerować zespoły posługujące się masą klawiszy i kobiecymi wokalami. W jaki sposób komponuje się taki materiał? Jak to jest w waszym przypadku, kto daje pomysły, co powstaje najpierw - muzyka czy może teksty, a może okładka?

Po wydaniu "34..." czuliśmy, że właściwym byłby powrót do czegoś bardziej brutalnego i mniej eksperymentalnego, co przyszło nam zresztą bardzo łatwo. Wymyślanie miażdżących riffów i ekscytujące nowe teksty były tym, co napędzało wtedy zespół. Nadto był to bardzo inspirujący moment w naszej karierze. Co do procesu powstawania tej płyty, to czasami teksty pojawiają się na pierwszym miejscu, a czasami jest to muzyka - to naprawdę nie ma to znaczenia, skoro i tak wszystko zbiera się do kupy na samym końcu.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Szatanie
behemothka (gość, IP: 85.222.6.*), 2011-09-15 23:13:46 | odpowiedz | zgłoś
Ale ten kolo jest brzydki..:D
Trzy skuchy pod rząd
Mamluk (gość, IP: 78.8.45.*), 2011-09-11 18:21:57 | odpowiedz | zgłoś
Ostatnie trzy wydawnictwa MDB to pomyłka niestety, a szczególnie "Evinta" - apogeum nudy i pretensjonalności. Przykro to pisać kiedy jest się z zespołem od '95 roku. Ostatnim porywającym albumem jest "Songs of Darkness...". Może po latach chudych przyjdą w końcu lepsze. Przydałoby się.
re: Trzy skuchy pod rząd
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2011-09-11 19:08:00 | odpowiedz | zgłoś
Mi się etap po 1999 r. wybitnie podoba. Tak trzymać MDB - swoją drogą - Aaron to uroczy człowiek.
re: Trzy skuchy pod rząd
peter73 (gość, IP: 193.105.110.*), 2011-11-03 15:35:41 | odpowiedz | zgłoś
przedostania plyta rzeczywiscie nie jest niczym specjalnym, nudne to, rozlazle i smierdzace banalnym gotykiem, ale "A Line of Deathless Kings" jest jedna z najlepszych ich plyt, od strony kompozycyjnej, struktury utworow, tam sa po prostu bardzo dobre utwory, z dobrymi relacjami patosu do liryzmu

Natomiast Evinta jest interesujacym projektem, jednak podejrzewam, ze za zbyt mala kase, w wielu miejscach az sie prosi o orkiestrowe aranzacje, albo przynajmniej kwartetu smyczkowego...
re: Trzy skuchy pod rząd
pik (gość, IP: 95.49.172.*), 2011-11-03 18:56:26 | odpowiedz | zgłoś
jak zwyke kwestia gustu;P jak dla mnie A Line of Deathless Kings to zdecydowanie najgorszy krążek MDB- ostatni 'normalny' album momentami bardzo dobry (jak tu nie lubić 'my body a funeral' czy 'fall with me'?)
Evinta - świetne. i bez orkiestry, zresztą ich koledzy z UK nagrali taką płytke. i mi sie nie podoba..
MDB
pik (gość, IP: 83.31.73.*), 2011-09-11 14:49:16 | odpowiedz | zgłoś
heh mam nadzieje, że ten nowy utwór, będzie troche ciekawszy od trwającego też ok. 25 min. 'dreaming: the romance' anathemy z serenades;)
btw. oni chyba nie byli wiecej w naszym kraju niz 3 razy.. 96r. i trasa z anathemą, potem metalmanie- 2000r i 2007r. chyba, że wczesniej.. pamietam jak 11 lat temu widzialem muzyków mdb+ katatonia na katowickim dworcu, w pociągu bodajże do gdanska:))
re: MDB
looom (gość, IP: 95.40.57.*), 2011-09-11 18:04:39 | odpowiedz | zgłoś
Jeszcze na pewno byli po Like Gods... Grali z tego co pamiętam w straszliwych warunkach czyli w Katowickim Megaklubie. Ale faktycznie.. jak na taki status tej kapeli w Polsce to wynik mizerny:/ I mogli by w końcu zagrać gdzieś indziej niż jakimś spędzie.
re: MDB
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2011-09-11 21:41:58 | odpowiedz | zgłoś
Po Metalmanii (chyba) w 2000 r. grali jeszcze koncert w Gdańsku w "Kwadratowej", na którym miałem okazję być. A po "Like Gods..." grali we Wrocławiu z The Blood Divine w takim małym klubiku w podziemiach, na którym to gigu także miałem przyjemność być i nawet pogadać chwilę z chłopakami. Na żywo zawsze dawali radę. Co do płyt, to w ostatnich latach bywało różnie, ale cały czas śledzę ich karierę z ciekawością. A Aaron to świetny rozmówca do wywiadu...
re: MDB
Lukasss (gość, IP: 188.146.238.*), 2011-09-15 20:21:16 | odpowiedz | zgłoś
Jak już bandrew napisał, grali wtedy w Gdańsku - całkiem przyjemny koncert, chociaż nie tak szalony, jak dawno temu na trasie z Anathemą. I bez Katatonii, niestety. Ostatnie dokonania średnio mnie kręcą, ale na żywo nadal chętnie bym obejrzał.

Materiały dotyczące zespołu