zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

wywiad: Naamah

12.07.2002  autor: Dariusz "Brajt" Wędrychowski

Wykonawcy:  Anna Panasz - Naamah (wokal), Krzysztof Szałkowski - Naamah (instrumenty perkusyjne), Adam Kaliszewski - Naamah (gitara)

Warszawski Naamah to jeden z bardziej obiecujących zespołów polskiego podziemia metalu progresywnego. Zespół o gotyckich korzeniach przeszedł ogromne przeobrażenie. O zmianach, a także o nagranej już nowej płycie "Ultima" rozmawiałem z trzema członkami grupy - wokalistką Anną Panasz, perkusistą Krzyśkiem Szałkowskim oraz z gitarzystą Adamem Kaliszewskim.

strona: 1 z 1

rockmetal.pl: Naamah to już nie ten sam zespół co dwa lata temu. Przede wszystkim gracie teraz inną muzykę - znacznie bliższą rockowi i metalowi progresywnemu. Co spowodowało taką zmianę? Jakie są wasze obecne inspiracje?

Krzysiek: Spowodowane to zostało zmianą składu zespołu. Obecnie lepsze są zarówno partie perkusji, jak i klawiszy, a co za tym idzie mamy większe możliwości aranżacyjne. Inspirują nas natomiast głównie kłótnie na próbach. ;)

Adam: To nie do końca tak, że ta zmiana stylistyki wyniknęła ze zmiany składu. No, może zmiana na stanowisku perkusisty jakoś na to wpłynęła. Kiedy na bębnach zaczął grać Krzysiek, uzyskaliśmy większe możliwości eksperymentowania w zakresie rytmu, "uprogresywnienia" naszej muzyki. Zaczęły powstawać takie utwory jak "Sen" - bliższe art rocka czy progmetalu niż gotyku, do którego zbliżone były nasze wcześniejsze kompozycje. To, że później do zespołu dołączył Adam, nowy klawiszowiec, tylko wyszło naszej muzyce na dobre. A jeśli o inspiracje chodzi - niewiele się zmienia. Słuchamy cały czas mniej więcej takiej samej muzyki, tych samych kapel. Jest to i rock oraz metal progresywny, i klasyczne metalowe granie, i trochę gotyku, muzyka poważna, jazz, elektronika... Taką muzykę lubimy, a to co staramy się grać jest swoistą mieszanką gatunków.

Ania: Na pewno to, że gramy taką muzykę nie jest wynikiem poddawania się jakiejś fali czy modzie. Wiele grup zmienia swój styl, stara się wprowadzić progresywne elementy, przykładem może być choćby ewolucja Moonlight. My nie podążamy za modą, nie chcemy poddawać się komercji, tylko cały czas próbujemy czegoś nowego. Nowy klawiszowiec też dużo wniósł.

Jak zatem ocenilibyście rolę i wkład nowych (w przypadku Krzyśka nie do końca nowych) muzyków w działalność grupy?

Adam: Krzysio to taki "stary-nowy" członek grupy. Grał z nami od dawna na klawiszach, a po odejściu Tomka Grochowskiego przesiadł się za bębny. To zresztą instrument, który zawsze o wiele bardziej interesował go niż klawisze. Ta roszada umożliwiła nam krok naprzód w zakresie rytmu. Pojawiły się nieco bardziej skomplikowane podziały, ciekawe rozwiązania perkusyjne. Kiedy już nasza muzyka rozwijała się w tym kierunku, w zespole pojawił się Adam, którego główne inspiracje mieszczą się w kręgu rocka i metalu progresywnego. Takie nazwy jak Symphony X, Fates Warning czy Dream Theater mogą tu coś sugerować. Niewątpliwie głównym muzycznym idolem Adama jest Kevin Moore i to czasem słychać w jego grze. Adam jest bardzo kreatywnym muzykiem z głową pełną pomysłów i świetną techniką. Kogoś takiego było nam trzeba.

O muzyce, którą teraz gracie, mówi się na wiele sposobów... padają nazwy Dream Theater, Nightwish, Moonlight czy Abraxas. Gotyk a z drugiej strony progmetal. Czy sami klasyfikujecie jakoś tę muzykę? Zgadzacie się z takim szufladkowaniem?

Ania: Nie zgadzam się z takim klasyfikowaniem. Kiedy spotykamy się na próbach, nie zakładamy, że robimy kawałek podobny do tego czy tego. Na pewno różne zespoły, których słuchamy, wpływają na nas, ale nie wydaje mi się, żeby podobieństwo do którejś z wymienionych przez ciebie grup było zamierzone.

Krzysiek: Na pewno nie jesteśmy zespołem gotyckim. Sam określam naszą muzykę jako szeroko pojęty metal. Fakt - staramy się urozmaicać naszą twórczość o elementy progresywne, ale nie chcemy zapędzic się w ślepy zaułek kombinowania dla samego kombinowania, dlatego właśnie poza dzieleniem rytmu na różne sposoby, można u nas doszukać się "klimatyczniej prostoty".

Adam: Słuchamy bardzo różnej muzyki, a przy tym staramy się stawiać sobie coraz to nowe wyzwania artystyczne, a także związane z techniką gry. Nie boimy się już nietypowych podziałów rytmicznych, dziwnych akordów. Ale cały czas w naszej muzyce dużo jest melodii i klimatu. Powiedziałbym nawet, że jest ona bardzo melodyjna mimo różnych dziwnych patentów, które w nią wplatamy.

Jak w tej chwili odbieracie materiał z dwóch poprzednich płyt - "Magii" i "Naamah"? Wciąż można liczyć na te piosenki podczas waszych koncertów? W jaki sposób ich obecne aranżacje (zmieniony skład, zmiana klimatu) różnią się od wersji studyjnych?

Krzysiek: Na naszych koncertach coraz trudniej będzie usłyszec starszy materiał. Obecnie staramy się tworzyć nowe kompozycje i szlifować je na próbach...

Adam: To chyba naturalne, że z czasem powstają nowe utwory, ciekawsze dla nas z muzycznego punktu widzenia, i głównie te utwory chcemy grać na koncertach. Oczywiscie moglibyśmy grać nadal "Magię" i "Daleylah" - tylko po co, skoro są to kompozycje bardzo proste, oparte na 3-4 akordach i nie wymagające od nas zbyt wiele. Granie takich utworów coraz mniej nas bawi. Czasem wracamy do jakiejś starszej kompozycji na zasadzie eksperymentu. W stałym repertuarze koncertowym pozostała tylko "Twoja" i "Eternal Fear".

Ania: Ja czuję do tych piosenek bardzo duży sentyment. Na pewno nie zapomnimy o nich i czasem będziemy do nich wracać na koncertach.

Dla wielu najlepszą piosenką z "Naamah" jest "Daleylah". Ale ty nie przepadasz za tym utworem. Dlaczego? (pytanie kierowane do Adama)

Adam: "Daleylah" to taki typowy "gotycki hicior", zaliczyłbym ten kawałek do tej samej kategorii kompozycji co "Magia" czy "Kolejny Raz". Kiedyś fajnie się to grało, ale po jakimś czasie najnormalniej w świecie znudziła mi się ta piosenka, granie jej nie sprawia mi żadnej przyjemności. Poza tym mam zastrzeżenia do warstwy tekstowej. Ogólnie nie uważam "Daleylah" za nasze najwybitniejsze osiągnięcie, ale wiem, że wielu osobom ten utwór bardzo się podoba.

"Ultima" okraszona będzie intrem i outrem. A jak poza tym będzie się przedstawiać jej konstrukcja? Mamy do czynienia z albumem koncepcyjnym?

Ania: Tekstowo jest to album koncepcyjny. Wszystkie liryki pasują do tytułu tej płyty. Zakończył się pewien etap w moim życiu i w moich tekstach. Kiedyś były to różnego rodzaju "smutki". Nowy album to próba przedstawienia człowieka wobec strachu, reakcji na ten bodziec. Ale tym razem człowiek nie przegrywa.

Dlaczego "Ultima"? Wiem, że mieliście problem z nazwaniem tej płyty...

Adam: Szukaliśmy ciekawego tytułu, który oddawałby zarówno muzyczny, jak i tekstowy klimat tej płyty. Myślę, że to słowo, oznaczające ostateczność, coś pełnego, mające bardzo przestrzenne, "kosmiczne" konotacje, doskonale pasuje zarówno do tekstów, jak i do muzyki.

W przeszłości grywaliście trochę coverów. Teraz na waszej płycie usłyszymy utwór z repertuaru Nightwish. Lubicie grać piosenki innych wykonawców?

Ania: Z "She Is My Sin" było tak, że po koncercie w Krakowie (czwarte urodziny www.rockmetal.pl) słuchaliśmy tej piosenki i wpadliśmy na pomysł, żeby ją zagrać po swojemu. Poza tym była to piosenka, w której Marta mogła sobie pośpiewać - ona zawsze chciała mieć taką "swoją" piosenkę.

Krzysiek: Osobiście nie lubię grać coverów. Chyba że jakiś dżemik po paru piwkach... A co do Nightwish, to po prostu bardzo podoba nam się ten kawałek (a jakiś czas temu był dla nas wyzwaniem).

Adam: Ja nie mam nic przeciwko graniu coverów. Zwłaszcza jeśli kompozycje stanowią wyzwanie - są ambitne, trudne. "She Is My Sin" jakiś czas temu było dla nas czymś ciekawym - dynamiczna heavymetalowa kompozycja zaciekawiła nas i postanowiliśmy zrobić własną wersję. Okazało się, że fajnie gra się nam ten kawałek nieco szybciej :) i ogólnie sympatycznie to wychodzi. Jeśli o granie coverów w przyszłości chodzi, prześladuje mnie kilka kompozycji, ale nie będę na razie mówił więcej, może będzie niespodzianka...

Zanim zaczęliście nagrywać "Ultimę", wiadomo było, że będzie ona płytą znacznie świeższą, rozbudowaną, w nowym klimacie. W umysłach fanów kiełkowała myśl - byłoby fajnie, gdyby po raz drugi nagrali "Eternal Fear". I nagraliście. Ale i ten utwór znacznie różni się od pierwotnej wersji. Jaka jest jego historia?

Krzysiek: Historia? Hmm, było to jakieś 20 lat temu, kiedy to rodzice Anny Panasz pomyśleli sobie - jak to fajnie byłoby mieć córkę... paręnaście lat później Ania napisała fragment utworu, do którego każdy z nas coś dorzucal... Utwor sobie był, a słów brakowało, więc zapożyczylem tekst (mojego autorstwa zresztą) z mojej drugiej kapeli Desecrated. Okazało się, że tekst doskonale pasuje do utworu i tak zostało - nasz jednyny kawałek anglojęzyczny.

Ania: Ten utwór pierwotnie był przeznaczony na konkurs poezji śpiewanej. Zupełnie inna była aranżacja - fortepian, śpiew. Zagrałam go na próbie i wszystkim się spodobał, ale brakowało nam tekstu, pierwsza jego wersja była fatalna, więc Krzyś przyniósł swój.

Adam: Wersja, która znalazła się na płycie "Naamah", różni się nieco od tej z nowego albumu. Całkowicie zmieniliśmy początek utworu, przearanżowaliśmy nieco całość i postanowiliśmy zamieścić tę nową wersję na płycie.

Jest to jednocześnie jedyny utwór z "Naamah" śpiewany po angielsku. Z tekstami na "Ultimie" jest podobnie. Ich autorką jest Ania Panasz? Czy korzystaliście, tak jak w dwóch przypadkach na poprzednim albumie, z twórczości polskich poetów?

Krzysiek: Nie. Tym razem wszystie teksty (poza "Eternalem") są autorstwa Ani.

Ania: Nasza nowa muzyka bardzo mnie zainspirowała. Słuchałam utworów w fazie ich powstawania, miałam tysiąc myśli, o czym mogą być teksty, chciałam w nich dużo przekazać. Wcześniej było odwrotnie - powstawał tekst, melodia i na bazie tego budowaliśmy kompozycje. Utwór "Sen" jest moim hołdem dla jednego z moich ulubionych pisarzy - J.R.R. Tolkiena, został zainspirowany jego trylogią.

Jak przedstawia się sprawa ze skrzypcami na "Ultimie"? Poprzednio odpowiadała za nie Marta Frakstein...

Adam: Na "Ultimie" partie skrzypiec również nagrała Marta. Zaśpiewała ona również w coverze Nightwish.

Ania: Chciałam zdementować różne plotki na temat odejścia Marty z zespołu, ponieważ w sieci i nie tylko pojawiły się różne historie o narkotykach i nie tylko. Jeśli ktoś ma ochotę rozpowiadać takie rzeczy, proponuję mu porozmawiać z Martą albo ze mną na ten temat. Marta odeszła z zespołu z powodu splotu różnych wydarzeń, ale przede wszystkim były to problemy osobiste. Na nowej płycie Marta zagrała gościnnie na skrzypcach i zaśpiewała w jednym z utworów.

Szukacie dwóch pań do śpiewania w chórkach... chodzi jeszcze o "Ultimę", czy płyta jest już domknięta? Czego spodziewacie się po wprowadzeniu dwuosobowego chórku?

Adam: Chórek to pomysł Ani. Po prostu chce ona jak najwierniej oddać na koncertach partie wokalne z płyty, gdzie chórków jest całkiem dużo. Nam też wydaje się to nienajgorszym pomysłem. Pozornie takie rozwiązanie może kojarzyć się z muzyką pop, ale wiele zespołów progresywnych doskonale wykorzystuje chórki na swych koncertach - choćby Pink Floyd, Marillion, Roger Waters, czy z naszego podwórka Quidam.

Ania: Po prostu chciałabym w pełni oddać to, co nagrałam na płycie. Jest wiele partii wielogłosowych i fajnie by było to odtworzyć na koncercie.

Wokal Ani jest pewnym novum w kręgu muzyki progresywnej... słuchacze zastanawiali się, co to będzie. Ale próbki z płyty dowodzą, że jest dobrze, nawet bardzo dobrze. W jakim stopniu wokal wyznaczał kierunek muzyki, a w jakim nowy styl wpłynął na twój śpiew?

Ania: Przede wszystkim zupełnie inaczej wyglądała praca nad nowymi kompozycjami. Utwory powstawały na próbach, bardzo zespołowo. Wcześniej było tak, że każdy przynosił jakieś gotowe motywy, tym razem komponowaliśmy wspólnie. Teraz śpiew uzupełnia kompozycje, a nie wyznacza kierunku, w jakim ma podążać muzyka. Taka zresztą była kolejność powstawania - najpierw mieliśmy napisane kompozycje, później układałam do nich linie wokalne. Na pewno na sposób śpiewania wpłynęły też teksty, mój wokal stał się bardziej dynamiczny. Ale najważniejsze się nie zmieniło - nadal śpiewam to, co czuję.

Jeden z utworów miał być okraszony teledyskiem... sceny były już nagrane. Co dzieje się z nim obecnie?

Adam: Nakręciliśmy w warszawskiej Cytadeli serię scen do wykorzystania w teledysku do utworu "Dyrygent", ale na razie prace stoją w miejscu. Mieliśmy załatwiony darmowy montaż, niestety nie wypaliło. W tej chwili nie stać nas na dokończenie prac, ale kiedy tylko będzie to możliwe, zrealizujemy ten teledysk. Jest to zresztą nie tylko naszą ambicją, ale również punktem honoru naszej koleżanki Agnieszki vel Ider, która bardzo się zaangażowała w całą sprawę i szkoda by było, gdyby nic z tego nie wyszło.

Kiedy będziemy mogli usłyszeć "Ultimę", kiedy płyta ostatecznie znajdzie się w rękach słuchaczy?

Krzysiek: To zależy. Jeżeli nie znajdzie się wydawca, to może jesienią będzie ona dostępna za pośrednictwem naszej strony: naamah.rockmetal.art.pl.

Adam: Ten zawsze musi zapeszać. ;) Liczymy, że dla "Ultimy" znajdzie się jakiś wydawca, który przygarnie to nasze "dziecko". Będziemy szukać do skutku. ;) A jeśli się nie uda, to podobnie jak w przypadku "Naamah" zdecydujemy się na samodzielne rozprowadzanie materiału.

W tej chwili macie już nagrany materiał na płytę "Ultima". A co dalej? W jakim kierunku podążycie? Myślicie już o tym, czy też koncentrujecie się na obecnym materiale?

Krzysiek: Nasz kierunek jeszcze się krystalizuje. Mamy nadzieję wytrwać w tym jakże trudym nurcie, jakim jest progmetal. Mi osobiście marzy się grać muzykę jak najbardziej zbliżoną do dokonań Death, ale to trochę inne klimaty niż to, co gramy w Naamah. Nasza muzyka jest wypadkową naszych fascynacji i kompromisem po kłótniach na temat tego, jaka powinna być (a czasami jest naprawdę gorąco).

Wśród koncertów, na których w najbliższym czasie macie wystąpić, jest festiwal Voyage 51. Nie jesteście jedynym ciężkim zespołem, który zagra na tej w założeniach artrockowej imprezie. Skąd pomysł na taki koncert?

Adam: Sama koncepcja zorganizowania festiwalu progresywnego pojawiła się podczas dyskusji na jednej z grup dyskusyjnych fanów Dream Theater. Wszyscy marudzili, że nie ma koncertów, imprez, a jakoś nikt nic nie robił. Fakt, raz na dwa lata odbywają się różne festiwale, ale po pierwsze miejsca, w których to się dzieje, czasem zniechęcają, bo nie każdemu chce się jechać np. do Zielonej Góry, aby posłuchać paru kapel, zaś w wielkich miastach nic takiego się nie dzieje, po drugie zaś scena "oficjalna" jest dość drętwa. Mamy Quidam, który koncertuje, ale co poza tym? Collage przekształciło się w Satellite i na razie nie gra koncertów, Annalist zawiesił działalność, Abraxas się rozwiązał. Pomysłem było zrobienie progresywnego festiwalu zespołów niezależnych. Zaprosiliśmy kilka kapel i w rezultacie już za tydzień (20-21 lipca) w warszawskim klubie Paragraf 51 będzie można posłuchać dobrej i świeżej muzyki progresywnej w wykonaniu m.in. Forgotten, Indukti, Bronx i wielu innych ciekawych zespołów. Naamah również wystąpi na tym festiwalu.

Krzysiek: Przede wszystkim w stolicy brakuje takich imprez. Mamy nadzieję, że festiwal zwróci uwagę wielu ludzi i bedziemy mogli zaprezentowac się przed szerszym gronem nieprzypadkowej publiczności.

Jaka jest rola takich imprez w kształtowaniu się polskiej sceny progresywnej?

Krzysiek: Zasadnicza - tworzenie "nowych miejsc pracy".

Adam: Dokładnie tak. Wielu "działaczy" naszej sceny progresywnej zdaje się zapominać, że scena bez festiwali, przeglądów, niezależnych koncertów, powoli umiera. Nie da się zrobić zastrzyku świeżej krwi, jeśli ta "krew" to zespoły, które nie mają możliwości pokazania się, tułające się po rockowych przeglądach, na których ich trudna muzyka rzadko znajduje zrozumienie, i metalowych imprezach, na których często są uznawane za zbyt "lekkie". Scena progresywna w Polsce w ostatnich kilku latach trochę przygasła. Mam nadzieję, że dzięki takim imprezom jak Voyage 51 uda się ją nieco "rozruszać", dać zastrzyk energii i wprowadzić jakiś świeży powiew.

Gdzie widzicie miejsce Naamah na polskiej scenie muzycznej? Czy zgadzacie się z twierdzeniem, że Naamah poszerza horyzonty polskiego rocka progresywnego?

Krzysiek: Może dziś to za dużo powiedziane, ale mam nadzieję, że zostanie po nas jakiś ślad w historii polskiej ambitnej muzyki rockowej.

Adam: Chociaż gramy już kilka lat, to cały czas szukaliśmy swojego stylu. Wydaje mi się, że obecnie udało nam się już go zdefiniować i właśnie w tym kierunku będziemy się rozwijać. Ponieważ wkładamy w naszą muzykę naprawdę dużo serca i emocji, liczymy, że słuchacze to docenią. Nie ukrywam, że liczę na wydanie płyty "Ultima" na oficjalnym rynku i dotarcie z nią do większej liczby słuchaczy. A czy poszerza horyzonty? Na razie to z pewnością za dużo powiedziane, ale jedno jest pewne - w naszej muzyce staramy się być maksymalnie oryginalni, szczerzy i zaangażowani. Mam nadzieję, że to będzie popłacać.

Jak oceniasz kondycję polskiego artrocka? Do uznanych zespołów typu Quidam, Lizard czy Millenium dołącza wiele młodych. Buduje się powoli scena progmetalowa. Nie można też zapomnieć o Forgotten i Satellite - zespołach, w których składach znajdziemy muzyków Abraxas i Collage...

Adam: Odnoszę takie wrażenie, że scena progresywna jest nieco skostniała. Stare "gwiazdy" nieco przygasły, jedynie Quidam wykazuje większą aktywność. Nowe dokonania Millenium to praktycznie pop-rock, o Lizard od dłuższego czasu nic nie słychać, o Albion tak samo. Annalist zawiesił działalność, Abraxas się rozwiązał. Nadzieją są zespoły, które jeszcze nie wybiły się szerzej. Wbrew pozorom podziemie art-rockowe czy progmetalowe jest dość silne. Nie dość, że mamy takie grupy jak wspomniane przez ciebie Forgotten czy Satellite, ale również zespoły, które nie mają w składzie żadnych "sław", mają wiele ciekawego do zaproponowania. Przykładem może być znakomite warszawskie Indukti, grające ciężką i mroczną muzykę spod znaku King Crimson i Tool. Również z Warszawy pochodzi bardzo obiecująca grupa Riverside, której granie oscyluje w rejonach Pain Of Salvation - Marillion, taki bardziej emocjonalny, metalowo zabarwiony art-rock. Na uwagę zasługuje na pewno brzeskie Fatal Tragedy, Bronx z Wojkowic, który odszedł od thrash metalu na rzecz połamanego proga, i wiele innych dobrych, świeżych kapel. Mam więc nadzieję, że w ciągu kilku najbliższych lat usłyszymy o tych zespołach. Może nawet polskiej scenie progresywnej uda się wrócić do kondycji z początku lat dziewięćdziesiątych? Kto wie...

Czy Naamah zagra kiedyś w Bolkowie na Castle Party? Jak odnosicie się do tej imprezy?

Krzysiek: Z wielką przyjemnością bym tam zagrał - panuje tam niepowtarzalny klimat (niezapomniane nocne spacery przez zaminowane pustymi butalkami po miejscowych winiakach pola namiotowe). Może stylistycznie już tam nie pasujemy, ale czy Lux Occulta pasuje?

Adam: Albo Christ Agony. ;) Castle Party straciło wiele ze swojego "gotyckiego" klimatu, otworzyło się na nowe gatunki. Więc czemu nie mielibyśmy kiedyś tam zagrać? Jeśli ktoś nas zaprosi, to z przyjemnością, choć występ na tym festiwalu nie jest już szczytem naszych marzeń i ambicji, jak to było kilka lat temu.

Ania: Od kilku lat mamy ochotę na Castle Party, ale obecnie już jakoś strasznie nas tam nie ciągnie. Gdyby kiedyś ktoś nas zaprosił, to chętnie byśmy zagrali, ale nie ze względu na jakiś mega zapał do tego przedsięwzięcia.

Gdzie poza okolicami Warszawy będzie można was zobaczyć w ciągu najbliższych miesięcy?

Adam: Nie wiemy. Nie mamy sprecyzowanych planów koncertowych na najbliższy czas. Jeśli ktoś nas zaprosi, bardzo chętnie zagramy.

Parę pytań do Krzyśka. Dawniej w Naamah grałeś na klawiszach. Łatwo było ci zmienić rolę? Grałeś wtedy techniczny death w innej kapeli... zespół istnieje do dziś?

Krzysiek: W sumie nie techniczny death - bo to kojarzy się z Death ... graliśmy i nadal gramy black-death (w zespole Desecrated) - pomieszanie Marduka z Dimmu Borgir - niestety od roku w niepełnym składzie. A jeżeli chodzi o zmianę instrumentu, to było mi łatwo, a nawet bardzo się z tego cieszyłem. Po prostu lepiej gram na bębnach niż na klawiszach.

Zasmakowałeś gry w zespole black-death, w hardrockowym Blackjack, gotyckim i progmetalowym Naamah. W jakim stylu czujesz się najlepiej? Jak opisałbyś różnicę w grze i roli perkusji w tych gatunkach?

Krzysiek: Przede wszystkim jestem jeszcze młodym perkusistą - zaledwie z dwu i pół letnim stażem. Najlepiej czuje się w graniu zarówno progmetalu i black-deathu, natomiast granie hardrocka czy gotyku po prostu mi się przejadło. Oczekuje od siebie czegoś więcej, aniżeli łupania jednego rytmu przez pięć minut. W progmetalu perkusja to ogromna odpowiedzialność i wyzwanie zarazem. Tu trzeba wykazać się wyobraźnią, intuicją i konsekwencją. W Desecrated jest podobnie, tyle że dwa razy szybciej. (śmiech)

Naamah od lat korzysta z możliwości promowania się w internecie. Jak oceniacie rolę tego najmłodszego medium w promocji muzyki, młodych zespołów? Jaki jest wasz stosunek do plików mp3?

Krzysiek: Mp3 zabija muzykę. Internet wypacza. Ale bez internetu mało kto by o nas wiedział. Przykra ironia losu.

Adam: Internet jest znakomitym medium promocyjnym. Pomaga szczególnie młodym zespołom wybić się z "garażu", ułatwia nawiązywanie kontaktów, umożliwia interakcję ze słuchaczami. Sprawa mp3 jest dyskusyjna, ale dla młodego zespołu jest to bardzo dobry sposób promocji. Jeśli widzę, że kilkaset osób ściąga któryś z zamieszczonych utworów, jest to porównywalne z puszczeniem tego kawałka w audycji radiowej - to cieszy.

Dziękuję za rozmowę.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

- Naamah

Czy Twój komputer jest szybki?