zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 16 października 2024

wywiad: Rosk

19.05.2022  autor: Verghityax

Wykonawca:  M. - Rosk (gitara basowa)

strona: 2 z 3

Rosk, fot. Aleksandra Burska
Rosk, fot. Aleksandra Burska

Jedną z cech charakterystycznych dla Rosk jest podział linii wokalnych pomiędzy dwie osoby, w czym upatruję wpływu Cult of Luna. Zdarzają się na tym polu konflikty, czy raczej problemy z ego was nie dotyczą?

Prawdę mówiąc liczba wokalistów wzrosła do trzech, bo jeszcze Mateusz zaśpiewał na "Remnants" - ostatniej płycie (śmiech). Kwestia podziału obowiązków w kapeli rozwinęła się naturalnie. Gdy Grzesiek do nas dołączył, miał zajmować się elektroniką, ponieważ ciągnęło go do syntezatorów. Z uwagi na jego obycie z różnymi instrumentami i śpiewem, sięgnął jednak po mikrofon, a elektronika zeszła na dalszy plan. Zresztą te urządzenia umie obsłużyć każdy członek zespołu, nie jest to żadna wielka filozofia. Grzesiek i Krzysiek świetnie się nawzajem uzupełniają i nie ma między nimi rywalizacji. Sami siebie trzymamy w ryzach.

Jeden z ostatnich koncertów, którym promowaliście "Miasmę", odbył się na festiwalu "Summer Dying Loud" w Aleksandrowie Łódzkim (7 września 2019 roku - przyp. red.). Jeśli mnie pamięć nie myli, to weszliście na scenę zaraz po Triptykon.

Tak, zamykaliśmy stawkę drugiego dnia festiwalu. Wciąż się zastanawiam, czy to się wydarzyło naprawdę (śmiech). Niestety z Tomem Warriorem nie udało się pogadać, gdyż natychmiast po ich secie musieliśmy zainstalować się na scenie, a wcześniej oglądaliśmy koncerty poprzednich wykonawców. Miałem za to okazję pogawędzić z nim na innym festiwalu, na którym też graliśmy, a konkretnie na litewskim "Kilkim Zaibu". Tom był wtedy główną gwiazdą razem ze swoim Triumph of Death. Przesympatyczny gość, jak na muzyka z takim stażem i legendą.

Wracając do "Summer Dying Loud", świetnie wspominam ten występ, jak również sam festiwal. Kręciliśmy wówczas teledysk i z przyczyn produkcyjnych musieliśmy zrezygnować z naszych ukochanych ciemności (śmiech).

Rosk, Bielsko-Biała 26.10.2019, fot. Verghityax
Rosk, Bielsko-Biała 26.10.2019, fot. Verghityax

O litewskim "Kilkim Zaibu" słyszałem dobre rzeczy, podobno panuje tam dość unikalna atmosfera, odmienna od masowych europejskich spędów. Byłbyś w stanie się do tego odnieść?

Dominuje tam folkowy klimat, niestety często zalatujący wytworami rodem ze stajni Nuclear Blast, ale można też poznać ciekawe, lokalne projekty. Na przykład pierwszy dzień na małej scenie zamykał Veliu Namai, którego muzyka brzmi jak transowa wersja Wardruny. Sam festiwal odbywa się nad jeziorem przy rezerwacie, obok jest wielkie pole namiotowe, rewelacyjna atmosfera. Do teraz nie mogę wybaczyć chłopakom, że w trakcie koncertu Belzebong zostawili mnie z otwartym samochodem, a sami poszli się pluskać w jeziorze (śmiech).

Rozmawialiśmy o "Miasmie" - wyciągnąłem tego trupa z szafy, bo na swoim drugim albumie, zatytułowanym "Remnants", porzuciliście dotychczasową stylistykę na rzecz diametralnie odmiennej. W pewnym sensie wykreowaliście Rosk od nowa.

Nie nazwałbym tego wykreowaniem Roska od nowa.

Ale przyznasz, że była to dość drastyczna zmiana?

Tak. Chyba najłatwiej będzie mi to skomentować, powołując się na przykład Ulvera, który jest jedną z naszych głównych inspiracji muzycznych. Kluczowym elementem ich pracy jest to, że nigdy nie zamykali się na inne środki wyrazu, z czym trochę się identyfikujemy. Zgadzam się, że wolty stylistyczne są ryzykowne, bo ludzie lubią przyklejać etykietki. Mimo to nie mieliśmy wątpliwości, jaki materiał chcemy nagrać. Taką wymyśliliśmy sobie historię do opowiedzenia, taki wyznaczyliśmy sobie cel. Uznaliśmy, że gitary akustyczne, skrzypce i brak wrzasków najlepiej oddadzą intymny charakter tego konceptu.

Jednocześnie chcę zaznaczyć, że nigdy nie twierdziliśmy, iż żegnamy się z post-metalem. Nie wiemy, jakie plany przyjdą nam do głowy w przyszłości i z pewnością nie mamy zamiaru się ograniczać.

Rosk, Kraków 30.11.2019, fot. Justyna Kamińska
Rosk, Kraków 30.11.2019, fot. Justyna Kamińska

"Remnants" zarejestrowaliście w "Nebula Studio", podobnie jak "Miasmę". Zwycięskiego składu się nie zmienia?

Coś w tym stylu (śmiech). Mądrzejsi i bogatsi o nowe doświadczenia, rozglądaliśmy się za odpowiednim studiem oraz ludźmi, którzy pojęliby muzykę, jaką pragniemy stworzyć. Niemal jednogłośnie zadecydowaliśmy, że chcemy wrócić do "Nebuli" i im powierzyć ten materiał.

W sesji gościnnie udział wzięła Julianna Grzeszek na skrzypcach. Sami ją zaangażowaliście czy była to sugestia producenta?

Julka jest osobą z naszego grona znajomych. Mateusz zaczął się od niej uczyć, bo zawsze interesował go ten instrument. To on wymyślił, jak mają brzmieć linie skrzypiec na "Remnants", a Julka ze swoim wykształceniem muzycznym była naturalnym wyborem do pracy w studio.

Okładka "Remnants" to kolejny krok oddalający was od "Miasmy". Tam mieliśmy szeroki, melancholijny plener, tu z kolei pełen minimalizm: logo, wzorek na krawędzi i czerń. Do tego zespołowe zdjęcia wykonane przez Olę Burską, która znana jest z posępnej, odsączonej z kolorów estetyki.

Poszczególne elementy musiały być ze sobą spójne. Na "Remnants" jest sześć utworów i warstwa tekstowa każdego z nich ma swój wizualny odpowiednik pod postacią konkretnego przedmiotu. Te przedmioty pojawiają się w klipach, które opublikowaliśmy na swoim kanale na YouTube. Warto zaznaczyć, że nad layoutem wspólnie z Grześkiem pracował Krzysztof Wroński. To on stworzył czcionkę, za pomocą której wszystko jest rozpisane, zmodernizował też nasze logo. Poprzednia jego wersja - z literami na tle gałęzi - nie pasowała do minorowego nastroju "Remnants".

Pozwolę sobie na drobną dygresję. Rozmowa o logo przypomniała mi o tym, że parę lat temu przyczepił się do was jakiś zespół, nie pamiętam już skąd, i zarzucił wam kradzież nazwy.

To całkiem zabawna anegdota. Chodzi o Rosk z Meksyku. Ktoś z mediów muzycznych nie odrobił swojej pracy domowej i w jakiejś publikacji oznaczył nas zamiast ich. I rozpętała się burza, wjechały groźby typu "zobaczymy się w sądzie". Na nasze pytanie o dokumenty patentowe na obszar Unii Europejskiej odpowiedzieli milczeniem.

Rosk, Kraków 30.11.2019, fot. Justyna Kamińska
Rosk, Kraków 30.11.2019, fot. Justyna Kamińska

Zgaduję, że więcej się nie odezwali?

Czasem ich wokalistka wciąż zostawia nam na Instagramie komentarze o treści "copycats". Zwykle jest to rezultat kolejnego błędnego oznaczenia na mediach społecznościowych. Oczywiście zdarzały się i takie kwiatki, że gdzieś ukazał się materiał o Rosku z Meksyku, a na zdjęciu byliśmy my (śmiech).

Wraz z nowymi utworami zmianie uległo również wasze zachowanie na scenie. Zerwaliście z dynamiczną, wręcz agresywną ekspresją i przybraliście pozę spokojnych panów na krzesłach. Jak zareagowała na to publiczność?

Sporym zaskoczeniem. Sami nie wiedzieliśmy, czy podołamy, bo przywykliśmy do uwalniania na żywo tych wszystkich emocji, które w nas drzemią. Miejsce energiczności zajęła zaduma. Nie było łatwo. Na szczęście publika przyjęła to nad wyraz dobrze. Ludzie zrozumieli o co w tym chodzi i większość widzów oddała się kontemplacji, choć w Lublinie, o dziwo, parę osób poderwało się do tańca.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

- Rosk