zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 28 marca 2024

relacja: Carl Palmer's ELP Legacy, Wrocław "Zaklęte Rewiry" 13.11.2013

27.11.2013  autor: Krasnal Adamu
wystąpili: Carl Palmer's ELP Legacy
miejsce, data: Wrocław, Zaklęte Rewiry, 13.11.2013

W połowie listopada na trzy koncerty do Polski przyjechało włoskie ELP Tribute Project, grające covery Emerson, Lake & Palmer. Może uznałbym to za warte uwagi wydarzenie muzyczne, gdyby nie przyćmiła go inna trasa. Otóż prawie w tym samym czasie, z taką samą liczbą występów, w ramach Międzynarodowego Festiwalu Perkusyjnego w naszym kraju gościło też Carl Palmer's ELP Legacy, czyli projekt prawdziwego perkusisty owego jednego z ważniejszych zespołów w historii rocka progresywnego. Skoro jeszcze oba tercety sięgają do tego samego repertuaru, nie było szans, żeby bardziej interesowała mnie stuprocentowa podróbka.

Po odtworzeniu intra do akcji wkroczyli muzycy. Zaczęli dość banalnie - od "Peter Gunn Theme" Henry'ego Manciniego. Choć zespół swoim nazwiskiem firmuje Palmer, pierwszy utwór był popisem gitarzysty. Dopiero w drugim - "Welcome Back", przed którym lider przedstawił swoich kolegów - finezją popisali się również basista i perkusista. Następnie przyszła kolej na jeden z bardziej znanych utworów Emerson, Lake & Palmer - "Knife-Edge", czyli kawałek oparty na motywach z "Allegretto (Fanfary)" z "Sinfonietty" Leosa Janacka i z "Allemande" ze "Suity francuskiej" nr 1 d-moll Johanna Sebastiana Bacha. Zastanawiałem się, jak zespół poradzi sobie z repertuarem słynnej grupy bez użycia klawiszy i wokalu, ale okazało się to nietrudne. Zresztą od czasu do czasu w trakcie całego koncertu gitarzysta lub basista przetwarzał dźwięk swojego instrumentu tak, że przypominał inny, np. ten obsługiwany przez Emersona.

Pomiędzy utworami Palmer zaskakująco często wychodził zza swojego zestawu do ustawionego na środku sceny mikrofonu, przez co paradoksalnie był chyba muzykiem, który się tego wieczoru najwięcej przemieszczał. To jednak nie ten wysiłek sprawiał, że w przerwach musiał popijać wodę i ocierać twarz ręcznikiem. Jego widok niepokoił zwłaszcza w trakcie "Knife-Edge". Chociaż był to dopiero trzeci utwór, perkusista wydawał się już bardzo zmęczony. Sprawa się wyjaśniła, gdy poprosił obsługę, żeby nie puszczała więcej dymu, bo na scenie jest mu gorąco. Rzeczywiście pierwszym, co się rzucało w oczy podczas wchodzenia do klubu, była wypełniająca go chmura. Gospodarze chyba przesadzili z tworzeniem klimatu.

W "America" z "West Side Story" Leonarda Bernsteina, wykonywanym jeszcze przez The Nice, czyli poprzedni zespół Keitha Emersona, Palmer grał na zmianę topornie i finezyjnie. Kolejny kawałek zapowiadał się jako bardziej wymagający - perkusista zaczął od chwili skupienia. Po kilku sekundach ciszy odezwał się werbel. Zespół zagrał początkową część "Marsa" ze suity "Planety" Gustava Holsta oraz "Allegro Barbaro" Beli Bartoka albo, jak fani Emerson, Lake & Palmer mogą woleć, "Mars, the Bringer of War" i "The Barbarian". Ten fragment koncertu uznaję za jeden z bardziej ekscytujących.

Skoro tercet składał się z nie byle jakich muzyków, musiał się znaleźć czas na prezentację każdego z nich. Po "The Barbarian" koledzy opuścili scenę, zostawiając na niej basistę Simona Fitzpatricka, który w zespole Palmera gra od trzech lat. Spodziewałem się tradycyjnej solówki, więc to, co usłyszałem, zaskoczyło mnie. Fitzpatrick samodzielnie wykonał całe "Bohemian Rhapsody" Queen, jedynie w finiszu wsparł go perkusista, który odgłos gongu zastąpił serią uderzeń w talerz. Następny w kolejce był gitarzysta. Po odegraniu przez zespół "O Fortuna" z kantaty "Carmina Burana" Carla Orffa Palmer spytał, czy zwróciliśmy uwagę na polskie nazwisko Paula Bielatowicza. Chociaż wnuk lwowianina wygląda młodo, współpracuje ze słynnym perkusistą już od dziesięciu lat. W solowej partii, podobnie jak Fitzpatrick, nie uciekał w improwizacje ani nie bawił się z publicznością.

Po "Toccacie d-moll", jednej z bardziej rozpoznawalnych kompozycji Bacha, Palmer opowiedział o utworze, który szczególnie lubi grać. Miał na myśli "Obrazki z wystawy" Modesta Musorgskiego. Zastanawiałem się, czy kompozycja - już kolejna, przed którą perkusista powtórzył "chcielibyśmy zagrać wam naszą wersję" - potrwa tyle, ile w przypadku tercetu dowodzonego przez Emersona. "Pictures at en Exhibition" mogłoby przecież wypełnić znaczną część koncertu. Zespół Palmera zrezygnował jednak z niektórych dodatków, ale odrobinę ponad dwadzieścia minut to też niezły czas. Po jego upłynięciu perkusista robił wrażenie, jakby się już z nami żegnał. "Fanfare for the Common Man" Aarona Coplanda rzeczywiście było ostatnim utworem w secie podstawowym. Tu też przyszła pora na popis lidera zespołu. W trwającej około dziesięciu minut solówce Palmer pokazał mnóstwo sztuczek - i muzycznych, i przeznaczonych dla oka, jak np. podrzucanie w trakcie gry pałeczek, z których zresztą raz jednej nie złapał. Zdecydowanie warto było to zobaczyć.

Następnie, już na bis, usłyszeliśmy "Marsz" z "Dziadka do orzechów" Piotra Czajkowskiego, w wersji znanej jako "Nutrocker". Dopiero po niej z głośników rozbrzmiało outro i instrumentaliści ostatecznie zakończyli koncert. Łącznie otrzymaliśmy około godziny i czterdziestu pięciu minut muzyki, a po przerwie mieliśmy jeszcze okazję uzyskać autografy całego tercetu. Wtedy też Palmer po raz kolejny zwrócił moją uwagę stanem swojego zdrowia. Ten wirtuoz po sześćdziesiątce, który dopiero co imponował tym, co umie zrobić z zestawem perkusyjnym, ma problemy ze schylaniem się. Talentu zazdroszczę, ale zastanawiam się, jak długo będzie go jeszcze można podziwiać na żywo.

Podczas jednej z ostatnich przerw między utworami Carl Palmer przyznał, że nie wie, czy to, co usłyszeliśmy, było tym, czego się spodziewaliśmy. W swoim imieniu mogę odpowiedzieć, że nie. Ciągoty Emerson, Lake & Palmer do muzyki poważnej są mi oczywiście dobrze znane, ale zaskoczyło mnie, że koncert został przez takie kompozycje zdominowany. Nie jest to jednak zarzut. Owszem, zabrakło mi paru utworów będących dziełami Keitha Emersona lub Grega Lake'a, ale rewelacyjne "Bohemian Rhapsody" na basie i solówka Palmera w pełni mi to wynagrodziły.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?