zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

relacja: Everlast, Synaptine, Wrocław "Alibi" 18.11.2014

12.12.2014  autor: Krasnal Adamu
wystąpili: Everlast; Synaptine
miejsce, data: Wrocław, Alibi, 18.11.2014

Pierwszy koncert Everlasta w Polsce, w październiku 2013 r., był jak zwiad. Artysta zaprezentował swój repertuar jedynie we wrocławskim klubie "Alibi", a do tego - w związku z promowaniem albumu opartego prawie wyłącznie na jego głosie i gitarze akustycznej - bez pełnego rockowego składu. W lipcu 2014 r. wystąpił jeszcze jako gwiazda na konwencie "Cropp Tattoo" w Gdańsku, zaś w listopadzie powrócił tym razem aż na pięć koncertów w większych polskich miastach, w tym we Wrocławiu. Wprawdzie Amerykanin nadal jest na etapie "The Life Acoustic", więc na scenie zamiast m.in. basisty, perkusisty i didżeja towarzyszy mu jedynie klawiszowiec, ale to i tak postęp.

Pragnąłem mieć bilet kolekcjonerski. Niestety, wskutek dezinformacji wprowadzonej przez osoby zajmujące się profilem klubu na Facebooku, zanim udało mi się go zdobyć, dwa razy pocałowałem klamkę - najpierw "Alibi", potem "Reset Baru". W końcu się jednak udało i na bramce mogłem dać do skasowania kartonik z podobizną Everlasta. Na obejrzeniu lokalnego supportu zależało mi już mniej, chociaż w rodowodzie i stylu wykazywał on podobieństwa do głównej gwiazdy. Dowodzony przez wrocławskiego rapera Waldemara Kastę zespół Synaptine w prostym, rockowym składzie, z gitarą akustyczną zamiast elektrycznej, wykonuje muzykę odmienną od tej, do której przyzwyczaił swoich fanów wokalista. Wśród paru mian, które stosuje na jej określenie, znaleźć można m.in. grunge. Dwa pierwsze kawałki opisałbym raczej jako coś między country a pogodnym, radiowym rockiem nadającym się na tło dla randek, ale od trzeciego z kolei "State of Mind" rzeczywiście zacząłem zauważać podobieństwo np. do akustycznego materiału Alice On Chains.

Po "Smile Now, Cry Later" Kasta zapowiedział "Stars". Utwór ten, w ramach projektu Nut Ferment realizowanego przez Teatr Muzyczny "Capitol", wykonała niedawno ShataQS. Wokalista wyznał, że wzruszyła go jej wersja, i dał do zrozumienia, że Synaptine jej nie dorównuje. Miły był również dla Everlasta. Dwukrotnie w trakcie występu podkreślił, jak się cieszy z tego, że pozwolono mu przed nim zagrać. Te około czterdzieści pięć minut, które mu dano, wykorzystał nieźle, chociaż tłumu pod scenę nie przyciągnął. Na koniec 9-utworowego setu wykonał "28 Miles" i "Prisoner", po czym zrobił miejsce dla gwiazdy.

Na stoliku obok mikrofonu postawiono m.in. butelkę Jamesona i kubełek z lodem. Kolega Everlasta przygotował mu drinka, można więc się było spodziewać, że artysta wkrótce się pokaże, zwłaszcza że do tej pory koncert odbywał się zgodnie z rozpiską godzinową. Mimo to doszło do dwudziestu minut obsuwy, zanim Bryan Velasco usiadł przy klawiszach, a wokalista założył gitarę akustyczną i bez słowa zapowiedzi wykonał najnowsze w swoim repertuarze "Gaza City Blues". Brak kontaktu z publicznością przerwał już w drugim utworze - "Friend" - ale w nietypowy sposób. W jego trakcie pokazał środkowy palec paru osobom przy barierce. Jeśli dobrze widziałem, jedna robiła właśnie drugiej zdjęcie z muzykiem w tle. Po utworze kazał im przestać, bo nie chce być na ich Facebooku. "Rok temu byliście jak zwierzęta. Co się z wami stało?" - spytał widzów. Po "Gone for Good" rzucił paroma kolejnymi uwagami pod adresem tych samych osób. Humor poprawił mu się dopiero po "Today", w trakcie którego spod sceny odeszła przeszkadzająca mu trójka. W przerwie między utworami zaczął żartować z osób robiących sobie "selfies" na koncertach i zaproponował im oglądanie meczu - polscy piłkarze grali właśnie ze Szwajcarią.

Od tej pory zaczęła się poprawiać również atmosfera. Nie tylko ze względu na nastrój muzyka, ale też repertuar, który stał się bardziej porywający bądź poruszający. Przy "Little Miss America" widać już było tańczące w niezbyt gęstym tłumie dziewczyny. W "Black Coffee" uwagę zwracała solówka przedstawionego w trakcie występu przez wokalistę kilkakrotnie klawiszowca. Równie dobrze wypadły "Love for Real", "This Kind of Lonely" i żywe "My Medicine", po którym Everlast spytał nas, czy dobrze się bawimy. Zaraz potem usłyszeliśmy jego głos z nałożonym echem. Muzyk, znowu wkurzony, natychmiast kazał dźwiękowcowi ten efekt wyłączyć - ma być naturalnie. Po spełnieniu jego żądania rzucił do publiczności jeszcze paroma żartami, z których najwięcej śmiechu wywołał ten, że większość z nas nie rozumie jego poczucia humoru. Na koniec spytał, czy pomożemy mu śpiewać. Tak zrobiliśmy - w refrenie "Long Time".

Po "Stone In My Hand", kolejnym żywszym kawałku w secie, Everlast zauważył, że się rozbudziliśmy, ale dopytał jeszcze, czy jesteśmy senni. Następnie - w związku z tym, że wcześniej zapowiedział, że będzie nas informował o wyniku meczu - oznajmił, że jest remis. Jak wyjaśnił, za każdym razem, gdy ogląda piłkę nożną, jest remis, chyba że gra Brazylia - wtedy ktoś dostaje łomot 25:0.

Pod koniec występu Amerykanin sięgnął po więcej swoich starych przebojów. Przy "Ends" część publiczności rytmicznie klaskała. Po "Lonely Road" i "Weakness" wykonał "Black Jesus", w którego refrenie powtarzaliśmy po nim wokalizę, a którą na końcu, już a cappella, celowo tak skomplikował, żebyśmy nie dali rady. Naszą nieudaną próbę rozbawiony przerwał machnięciem ręki. Po "What It's Like" oznajmił, że nie ma jak zejść ze sceny, więc po prostu będzie grał dalej. Na bis wykonał "Put Your Lights On" przechodzące nagle w "White Trash Beautiful". Następnie zagrał żywe "Folsom Prison Blues" Johnny'ego Casha, w którym początkowo nie było słychać wokalu. Coverem zakończył trwający półtorej godziny występ. Już wcześniej powiedział, że się cieszy, że do nas przyjechał. Teraz dodał dowcipnie, że wróci, gdy nie będzie żadnego meczu.

Gdyby Synaptine nie wystąpiło, nie odczułbym tej nieobecności zbyt dotkliwie. Zaskoczył mnie natomiast brak akustycznej wersji "Jump Around" House Of Pain w secie Everlasta. Ponadto miałem nadzieję na "Working Class Hero" Johna Lennona. Niemniej występ gwiazdy miał momenty piękne i żywe - i dla nich warto było wpaść do klubu. Trochę się tylko obawiam, że Amerykanin może już nie wspominać Polski tak dobrze jak wcześniej.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Everlast, Synaptine, Wrocław "Alibi" 18.11.2014
minus
minus (wyślij pw), 2014-12-14 06:27:25 | odpowiedz | zgłoś
Erik za dużo pije (jak na gościa po zawale) i zawsze marudzi. Jeździ ciągle z tym akustycznym setem bo musi zbierać pieniądze na leczenie dziecka. I niestety na tych koncertach czasem widać ze jest to dla niego przykra konieczność. Bylem w Gdańsku w lipcu, ale drugi raz w listopadzie nie poszedłem.

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!