zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 19 marca 2024

relacja: Iron Maiden, Dirty Deeds, Katowice "Spodek" 20.06.2000, Warszawa "Torwar" 21.06.2000

26.06.2000  autor: Filip Malinowski
wystąpili: Iron Maiden; Dirty Deeds
miejsce, data: Katowice, Spodek, 20.06.2000
wystąpili: Iron Maiden; Dirty Deeds
miejsce, data: Warszawa, Torwar, 21.06.2000

Moje doznania - jeszcze ciepłe - z dwóch kolejnych razów z Dziewicą. Który według mnie lepszy? Jeśli ktoś chce wiedzieć, niech od razu spojrzy jakieś 30 ekranów niżej - tam jak przypuszczam znajdzie się wynik mojego skrajnie subiektywnego podsumowania.

1) Nagłośnienie.

Dobrze było słychać i tu, i tu (oczywiście nie pod sceną!!!), ale w Katowicach lepiej, bo głośniej. W Spodku nie słyszałem swoich wrzasków, za to w Warszawie owszem. Wolę wokal Dickinsona niż mój. 1:0 dla Katowic.

2) Intensywność doznań.

Zdecydowanie punkt dla Katowic - dlatego, że pierwszy z tych dwóch, no a przecież drugi raz to samo, to już jak wiadomo nie to samo. 2:0.

3) Za kulisami.

Nasze spotkanie z zespołem (oprócz Eddiego) po koncercie w Warszawie ograniczyło się do schematu autograf, zdjęcie, spierdalać - autograf, zdjęcie, spiedalać, a w Katowicach oprócz powyższego zdążyłem jeszcze zrobić Harrisowi loda... Było super. Nagradzam potrójna ilością punktów. 5:0 dla Katowic.

4) Setlisty.

Na obu koncertach identyczne, zatem... Punkt dla Katowic, bo w Warszawie powinni byli coś zmienić, zresztą dzień wcześniej robili nadzieję, że następnego dnia łaskawie rozważą zagranie "Fallen Angel" zamiast "Mercenary". Dupa. Nic takiego nie nastąpiło. Więcej Harrisowi loda nie zrobię. 6:0.

5) Wpadki.

W Katowicach - 2 zjebki - pierwsza: w "Dream of Mirrors" Bruce zaczyna śpiewać nie wtedy, kiedy powinien; druga w "Sanctuary" - jak zwykle przerwa w środku utworu na pogawędkę z publicznością i po przerwie wchodzą kompletnie nierówno - zjebka któregoś z gitarzystów. W Warszawie nie dopatrzyłem się poważniejszych wtop, więc punkcik dla stolicy, ale i tak jest 6:1.

6) Show.

7:1 dla Katowic za Dickinsona na krzyżu, lepsze światła i w ogóle. Tych, którzy byli tylko w Warszawie informuję, że to, co na koncertach Iron Maiden zwykle widać w głębi sceny, wcale nie musi być jednym i tym samym przez cały czas obrazkiem. Ujemny punkt dla Warszawy za koszulkę Dickinsona. Ta sama co dzień wcześniej. Fuj! Dziura pod pachą zdążyła się przez ten jeden dzień powiększyć. W sumie mamy 7:0.

7) Publiczność.

Remis - Spodek fruwał, co nie dziwi, ale na Torwarze też szaleństwo, chociaż ludzi mniej. W sumie widywałem jednak większą wrzawę na koncertach. Specjalna kategoria publiczności - tzw. MANIACY - niczego tu nie zmienia, bo najwięksi fanatycy, do których w życiu NIE zaliczyłbym siebie, byli i tu, i tu. Ciągle 7:0.

9) Inne.

Nie mógłbym nie przyznać dodatkowego punktu dla Katowic za nasza maskotkę, czyli młodszego kolegę młodszego brata kolegi. Taki mały Hanson, dla tych, którzy nie widzieli, był ofiarnie dźwigany na barkach przez około pół koncertu. To już 8:0. Taki trochę na silę, ale niech wam będzie, punkcik dla stolicy za to, że tam właśnie pewien koleś z gitara basową (patrz "MANIACY"), biegający za Harrisem przez półtora dnia zdobył w końcu na gitarze upragniony autograf swojego boga. Zatem 8:1.

I na 8:1 zakończę punktowanie, bo taki wynik wydaje mi się sprawiedliwy.

Podejrzewam, że zupełnie inaczej wyglądałoby powyższe zestawienie, gdyby uwzględnić koncert w Hamburgu z poprzedniej trasy. Nie pokuszę się o szczegółową analizę, ale niewykluczone, ze byłoby nawet 10:0:0 na korzyść Hamburga. I nie pytajcie, co wtedy robiłem z Harrisem...

Jeszcze na koniec(?) trochę statystyk dotyczących koncertów w Katowicach i Warszawie:

1) Ludzie w koszulkach trooper stanowili 19,8% wszystkich uczestników koncertu w Spodku i - co niezmiernie ciekawe - tylko 11,2% tych na Torwarze.

2) Odsetek długowłosych w Spodku - 52,1%, w stolycy - 47,8%, z dwóch powyższych łatwo obliczyć można szansę spotkania tych z was, którzy jako jedyne znaki rozpoznawcze podali po pierwsze długie włosy, a po drugie koszulkę trooper: otóż w przypadku Katowic prawdpodobieństwo, że przypadkowo spotkany odpowiadający podanym kryteriom osobnik będzie szukanym aluminiowcem (aluminium to lista dyskusyjna związana z rockmetal.pl - red.) wynosiło 1/89, a w Warszawie aż 1/46.

3) Przeciętna ilość pomyłek w czasie koncertu kształtowała się na poziomie 1 zjebki na koncert przy wariancji równej 2 i odchyleniu standardowym równym 1,41, choć tu mogę się mylić.

4) Średnia dzienna ilość lodów zrobionych przeze mnie Harrisowi - 0,5 loda.

5) Przeciętna ilość koszulek zużywanych przez Dickinosna - 0,5 / koncert.

6) Średnia długość koncertu wyniosła 1 godz. 53 min. (odchylenie standardowe i wariancja równe 0).

7) Wszelkie przeprowadzone przeze mnie testy istotności wskazały, że oba koncerty nie różniły się ISTOTNIE między sobą (dla poziomu istotności równego 0,9).

8) Ilość czystego spirytusu (w litrach), przypadająca na jedną osobę w naszym przedziale w pociągu relacji Poznań - Katowice, ukształtowała się na poziomie 0,166666 litra na osobę - przy jednej osobie nie pijącej w ogóle i jednej pijącej "z doskoku" - co którąś kolejkę...

Teraz dopiero mogę stwierdzić, że oglądać dwa takie same koncerty dzień po dniu to przesada... Tydzień przerwy przed następnym koncertem Iron Maiden na pewno dobrze mi zrobi.

Reasumując: warto było pojechać, ale warciej do Katowic.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Która seria komediowa jest bardziej kultowa?