zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

relacja: "Sonisphere Festival 2011", Warszawa "Lotnisko Bemowo" 10.06.2011

17.06.2011  autor: Rafał Dłużyński
wystąpili: Iron Maiden; Motorhead; Mastodon; Volbeat; Devin Townsend Project; Killing Joke; Hunter; Corruption; Made of Hate
miejsce, data: Warszawa, Lotnisko Bemowo, 10.06.2011

10 czerwca 2011 r., Polska, "Lotnisko Bemowo". 8:00 wyjazd z Placu Zwycięstwa w Łodzi. Na miejscu o 13:15, schodzą się pierwsze grupki fanów Iron Maiden, godzinę później są ich tysiące. Pod bramami ogromnego lotniska byli chętni do zakupu "biletu po rozsądnej cenie" - wielkie kartonowe tabliczki wiele mówią. O dziwo, sprzedających wejściówki za 50% ich wartości nie brakowało. Ostatecznie media informowały w raportach pofestiwalowych o około 40000 obecnych.

Iron Maiden, Warszawa 10.06.2011, fot. W. Dobrogojski
Iron Maiden, Warszawa 10.06.2011, fot. W. Dobrogojski

Ogromna scena festiwalu z perspektywy bram wejściowych przypominała niewielki prostokąt - była to mekka pielgrzymki kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Nie da się ukryć, iż 95% widzów zjawiło się na polskiej edycji "Sonisphere Festival 2011" wyłącznie ze względu na Iron Maiden, co dobitnie pokazała narastająca liczba widzów dopiero na godzinę przed występem headliner'a imprezy.

Koncert Motorhead, choć składający się z zaledwie 13 utworów, w tym sola Mike'a Dee, porażał energią. Pod sceną młyn, nie ma metra wolnej przestrzeni - kompozycje "Iron Fist", "Ace Of Spades", "Overkill", "Killed By Death", "In The Name Of Tragedy" - zostały odegrane ze swadą dwudziestolatków.

Motorhead, Warszawa 10.06.2011, fot. W. Dobrogojski
Motorhead, Warszawa 10.06.2011, fot. W. Dobrogojski

O 20:15 rozpoczęły się prace nad montażem scenografii gwiazdy wieczoru - Iron Maiden. Na 60-metrowej estradzie uwijało się kilkadziesiąt osób z obsługi zespołu, tłum na płycie zdecydowanie gęstniał, pojawiło się też sporo widzów na pustawych do tej pory trybunach. Najpierw z ogromnych głośników popłynęli Black Sabbath z "Sabbath, Bloody Sabbath", następnie punktualnie o 21:00 usłyszeliśmy kultowy "Doctor, Doctor" U.F.O.

Kiedy scenę przeczesały czerwone reflektory, kiedy huknęło potężne intro "Satellite 15...", a na telebimach wyświetlano fantastyczna animację z udziałem Eddie Aliena - wiedzieliśmy, że czeka nas misterium. Czy można opisać ten koncert inaczej, niż nieziemski spektakl!? Rewelacyjne światła, forma zespołu - knockout, forma Bruce'a Dickinson'a - najlepsza od kilku poprzednich wizyt w Polsce. Doskonale wypadły... cholera, wszystkie utwory.

Iron Maiden, Warszawa 10.06.2011, fot. W. Dobrogojski
Iron Maiden, Warszawa 10.06.2011, fot. W. Dobrogojski

Oczywiście nie zabrakło konferansjerki frontmana przed "Coming Home" i "Blood Brothers", kapitalnej gry aktorskiej podczas "When The Wild Wind Blows" i "The Talisman", a wersja "Dance Of Death" zmiotła z posad tę znaną z koncertu w Dortmundzie w 2003. Słowem - Iron Maiden udowodnili, iż wszystkie pozostałe grupy zaproszone na festiwal to przy nich jakiś tandetny żart... Nie mogło zabraknąć Bruce'a Kawalerzysty podczas "The Trooper" i chodzącego Eddiego Aliena z gitarą na "The Evil That Men Do". Kapitalnie sprawdził się pomysł z kamerami w głowie stwora i emisją obrazu na telebimy. Co do Edwarda, ten chodzący wydawał się żywcem wyjętym monstrum z filmu "Obcy". Był chyba najbardziej realistyczną inkarnacją maskotki Ironów!

Podczas "Iron Maiden" zgromadzona publiczność dostała to, na co czekała - ogromnego Eddie Aliena. Najpierw gigantyczne paluchy stwora objęły tylną część estrady, następnie, bardzo powoli, wynurzał się jego gigantyczny łeb. Ogromna głowa miała 8 metrów, lustrowała publiczność czerwonymi oczami, a palce układały się w symbole horned hand. Naturalnie że taki spektakl wzbudził entuzjazm. Niemal co kompozycja zmieniały się panoramiczne tła za estradą - to znak firmowy zespołu.

Iron Maiden, Warszawa 10.06.2011, fot. W. Dobrogojski
Iron Maiden, Warszawa 10.06.2011, fot. W. Dobrogojski

Brawurowe wykonania "Hallowed Be Thy Name" i "The Number Of The Beast" z ogromnym posągiem Belzebuba i pięciominutowa wersja "Running Free" - dopełniły programu imprezy w ramach bisów. Dickinson przedstawił kolegów z właściwym sobie poczuciem humoru, a po koncercie wszyscy panowie obdarowali tłum pałeczkami, kostkami, frotkami i czapeczką (Dickinson). Bruce nie omieszkał wspomnieć o rewelacyjnym przyjęciu w naszym kraju, złotych płytach za "The Final Frontier" (2010) i kilku DVD oraz "ponad 40 tysiącach ludzi" zgromadzonych na lotnisku Bemowo. Tak zakończyła się dziewiąta wizyta Iron Maiden w Polsce i ich dwudziesty(!) show w naszym kraju.

Oczywiście, mankamentem był dobór składu festiwalu (łapanka i chaos stylistyczny), potworna drożyzna, braki organizacyjne i zdecydowanie przebasowane brzmienie wszystkich grup. Mimo to chyba nikt nie miał większych powodów do skarg i zażaleń. Oby w przyszłym roku organizatorzy zafundowali nam niegorszy spektakl, choć niekoniecznie na "bemowskim klepisku".

Zobacz zdjęcia: Iron Maiden, Motorhead, Mastodon, Volbeat, Devin Townsend Project.
Przeczytaj relację - autor Mikele Janicjusz.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Szału nie było
Justin (gość, IP: 188.146.217.*), 2011-06-20 23:22:11 | odpowiedz | zgłoś
Ten koncert był również moim ostatnim w przypadku IM. Enough is enough. Słabe nagłośnienie, słaba setlista [znałem ją z netu, brak zmian od początku trasy], irytujący brak spontaniczności u wszystkich muzyków, którą zastąpić miał sztuczny luz i oklepane frazy. Słabo.
Berlin-Warszawa
daarth (gość, IP: 95.41.125.*), 2011-06-18 21:08:48 | odpowiedz | zgłoś
Mieszkam w Szczecinie, więc nie mogłem podarować sobie także koncertu w Berlinie. To prawda, koncert w Warszawie był świetny, Ironi zagrali na nieco większym luzie niż w Berlinie tydzień wcześniej. Więcej improwizacji, zauważyliście solo w "Hallowed"? Więcej rozmów z publicznością. Ale koncert w Berlinie miał o wiele lepsze tempo- choć, jak ktoś był tylko w Warszawie, nie uwierzy. Konferansjerka Bruce'a ograniczyłą się chyba tylko do dwóch utworów. Przechodzenie między oszczególnymi utworami przypominało wręcz 'Maiden Japan'. Berliński był o wszechświat lepiej nagłośniony, warunki nieporównywalne. Ktoś powie-hala, nie tylko. Także sprawy pozamuzyczne. Kultura ochrony- nieporównywalna, catering- nieprównywalny (kilka rodzajów piwa sprzedawanych w barach na każdym piętrze hali i płycie!), sprawność organizacyjna w Warszawie- żart (dojazd i "odjazd"), "bramki"- w Berlinie jedna i kulturalne pytanie,co jest w plecaku).Usłyszeć w Berlinie, po trzecim utworze Maiden: 'Hey, lots of Polish fans down there, I thought Poland was next week' (Dickinson)- super. O cywilizacyjnej przepaści między dwoma miastami nie warto wspominać.
Chyba widzieliśmy inny koncert
michciu (gość, IP: 194.183.42.*), 2011-06-18 20:09:02 | odpowiedz | zgłoś
To był mój dziewiąty i niestety ostatni koncert Maiden, na którym byłem. Wielu ludzi odebrało ten show jako kpinę z polskich fanów. Kto widział poprzednie koncerty Iron Maiden zapewne rozumie o co mi chodzi. Sądząc po tej entuzjastycznej recenzji z tego "wydarzenia" myślę, że autor widział chyba pierwszy raz Iron Maiden na żywo.
I jeszcze ta gadka Bruce'a o jakiejś islamsko-gejowskiej rodzinie... Żenada
re: Chyba widzieliśmy inny koncert
daarth (gość, IP: 95.41.125.*), 2011-06-18 21:24:56 | odpowiedz | zgłoś
"Islamsko-gejowska rodzina", jak można napisa taką bzdurę. To właśnie min. miałem na myśli pisząc, że dwa miasta dzieli przepaść cywilizacyjna.

Zobacz inną relację

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!