zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 20 kwietnia 2024

relacja: Machine Head, None, Warszawa "Stodoła" 4.11.2001

6.11.2001  autor: m00n
wystąpili: Machine Head; None
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 4.11.2001

Nie zdarza się zbyt często, by zachodnie kapele właśnie u nas rozpoczynały swoje trasy koncertowe. Tak jednak było w przypadku Machine Head, który po siedmiu latach nieobecności znów zawitał w naszym kraju.

Tego chłodnego wieczoru frekwencja w klubie "Stodoła" nie była wysoka, przyszło niecałe 1000 osób. Być może dlatego, że zespół grał jeszcze jeden koncert i fani z południowej części Polski zamierzali udać się na koncert krakowski.

W okolicach godziny 20:30 na scenie pojawił się supportujący None. Słyszałem ich po raz pierwszy, grają coś w stylu Soulfly, Sepultury (tej nowszej, choć w pewnym momencie początek jednego z utworów przypominał "Chaos A.D."), tylko trochę ciężej z pewną dozą kombinowania, co zalicza się niewątpliwie na plus dla zespołu. Dźwięki None uzupełniają dwaj śpiewający dośc ostro wokaliści, z których jeden z daleka przypominał Robba Flynna, a drugi z powodzenium mógłby użyczyć swego głosu w kapeli deathcore'owej. Mimo iż tego typu muzyka nie leży w obszarze moich zainteresowań, przyznam się bez bicia, że niekiedy nawet podobało mi się to, co usłyszałem w sali "Stodoły". Podobnie jak publiczności, która ciepło przyjęła zespół. Po dobrym, trwającym 30-40 minut występie grupa z Bydgoszczy zeszła ze sceny.

Przerwa trwała ponad pół godziny, a podczas niej można było podziwiać scenę, na której znajdowały się po obu stronach charakterystyczne symbole MH, a także stojąca na wysokim podeście perkusja. Można było również wraz z publiką dawać wyraz swojemu zniecierpliwieniu. Zastanawiałem się wtedy, ile utworów z dwóch pierwszych albumów usłyszę.

Wreszcie, owacyjnie witany, na deskach "Stodoły" zjawił się Machine Head. Rozpoczęli od "Bulldozer", przyjętego w miarę umiarkowanie, jednak potem było już tylko gorąco. Energetyczny "The Blood, The Sweat, The Tears", miażdżący "Ten Ton Hammer", szybki "Old" i drący się wniebogłosy Robb Flynn, który przez większość przerw między utworami popijał wódkę z colą i uczył się mówić "na zdrowie". Bardzo dobra mieszanka. Potem na "uspokojenie" dostaliśmy "Crashing Around You" i ponownie utwory z dwóch pierwszych płyt z kopiącym po tyłku "I'm Your God Now" na czele.

Końcówka podstawowego setu to nowsze utwory, m.in. "From This Day", "American High", brzmiące zdecydowanie bardziej czadowo niż w wersjach studyjnych. Jednak na tym nie mogło się skończyć, czekałem jeszcze na jeden, bardzo konkretny utwór. Na szczęście trochę skandowania pomogło i po dłuższej chwili Amerykanie raz jeszcze pojawili się na scenie. Ostatnie cztery numery to esencja Machine Head. Najpierw przejmujący "Deafening Silence", a potem powalający i druzgoczący "Davidian" z szybszą i trochę inaczej niż na płycie zagraną partią perkusji (jednak co Kontos to Kontos) i wykrzyczanym przez publiczność "Let Freedom Ring With A Shotgun Blast!". Istne szaleństwo. Chwilę potem totalne zaskoczenie. "Territory" Sepultury w wykonaniu MH brzmiące nie gorzej od oryginału. Nie zabrakło również wspólnego śpiewania. A na koniec pasujący stylistycznie do bisu "Supercharger". Po tym występie baterie miałem doładowane na kilka dni. I chyba nie ja jeden.

Doskonały koncert, choć trochę drażniło mnie czasem zbyt dużo basu. Ciekawe, jak wypadli w Krakowie.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy Twój komputer jest szybki?