zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 28 marca 2024

relacja: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015

22.07.2015  autor: Mikele Janicjusz
wystąpili: Motorhead; Scream Maker
miejsce, data: Warszawa, Torwar, 6.07.2015

Chyba Bóg mnie opuścił. Czwarty koncert w ciągu ostatniego miesiąca. Tylko że ten wyniósł mnie finansowo więcej niż trzy pozostałe razem wzięte. Ale co począć? Tak bardzo kocham Motorhead herbu Snaggletooth, że nie było dla mnie problemem kupienie biletu za 290 zł. Dopiero potem pojawiły się wątpliwości. Czy aby warto dawać tyle szmalu za krótki koncert podstarzałego Lemmy'ego? (Początkowo miało być bez supportu). Czy warto tłuc się aż do stolicy? Czy koncert na "Torwarze" to będzie to, czego oczekuję? Tym bardziej plułem sobie w brodę, kiedy ogłoszono, że w listopadzie w Berlinie pojawi się Motorhead w towarzystwie Saxon i Girlschool (za kwotę o wiele niższą). Do tego dochodziły kolejne echa o raczej słabych występach w Brazylii i Francji. Naprawdę były obawy i to uzasadnione.

Ostatecznie jednak emocje wzięły górę. Siódmy koncert Motorhead herbu Snaggletooth miałem obejrzeć po dwuipółletniej przerwie. Zatęskniłem. Może to ostatnia okazja, by jeszcze swoich bogów widzieć w akcji. Podświadomie czułem, że będzie dobrze. W Warszawie byliśmy o 17:00. Do otwarcia bram pozostało półtorej godziny. A więc dobry moment na piwko. Potem udaliśmy się do hali. Wbiegliśmy na golden circla, by zająć miejsce na samym środku. Było już tam paru łebków, którzy bardzo pilnowali swoich miejscówek. No i zaczęła się pyskówka, bo kiedy chciałem sobie zrobić miejsce, to młodzi zaczęli mnie obrażać. Nie pojmuję, co się porobiło z tym światem. Żadnego respektu dla starszych. Kiedy ja byłem na Motorhead w "Stodole" piętnaście lat temu, to stałem w najdalszym kącie, aby przypadkiem nie zarobić w ryja (a można było za byle co). A tu gówniarze panoszą się, jakby byli sami na świecie. Nie jestem konfliktowy, ale kiedy podczas koncertu Motorhead po kilku próbach oparcia się o barierki młodzi znów zaczęli się stawiać, to jak jednemu wykurwiłem, to zaraz znalazło się miejsce. Powinni cholera wiedzieć, że Motorhead herbu Snaggletooth to moja ulubiona kapela ever i lepiej nie stawać między mną a panem z dwoma bąbelkami na policzku.

Motorhead, gadżety koncertowe, Warszawa 6.07.2015, fot. Mikele Janicjusz
Motorhead, gadżety koncertowe, Warszawa 6.07.2015, fot. Mikele Janicjusz

W ostatniej chwili dowiedziałem się, że ma być jakiś support. Okazało się, że przed gwiazdą zagra warszawski Scream Maker. Bardzo się cieszę, że poznałem ich muzykę, gdyż na "Eleven Bike Fest" we Wrocławiu nie załapałem się na występ tej kapeli. A to kawał zacnej muzy. Tradycyjny heavy metal mocno kojarzący się z Iron Maiden, jeśli jest dobrze zaprezentowany, to musi kopnąć. Scream Maker dał radę. Takiego entuzjazmu u chłopców normalnie pozazdrościć. Wokalista zdecydowanie odrobił lekcję (pewnie obejrzał sobie sobotni koncert Saxon). Gitarzyści latali po całej scenie jak oparzeni. Mówię wam, jeszcze tylko obcisłe kalesony w krzykliwych kolorach i macie lata 80. Nic dziwnego, że założony ledwie w 2010 roku Scream Maker już zdążył zagrać np. w Chinach. Na pewno wykonali oryginalnie okraszony solówką Wojtka Hoffmanna utwór "Glory for the Fools". Wokalista Sebastian Stodolak wspomniał o tym incydencie i że do tej pory ich gitarzysta nie może sobie poradzić z tym patentem. Jednak prawdziwą petardą był cover "Wasted Years", którym zaczarowali publiczność. Trochę temu wykonaniu brakowało luzu, ale brawa za odwagę. Jeszcze większe brawa zebrały ponętne laseczki zaproszone na scenę, by się trochę powyginać. Panie były naprawdę piękne i cholernie gorące. Podsumowując, takie granie jest anachroniczne, a już szczególnie w Polsce, gdzie trochę wstyd się przyznawać, że lubi się taki gatunek. Dla mnie bomba, że ktoś wskrzesza ducha lat 80. w takim stylu.

Jednak co by nie mówić o Scream Maker, wystarczyło tylko, aby Lemmy pojawił się na scenie i ludzie oszaleli. I w tym jest prawdziwy fenomen. Wychodzi facet, który jest przed siedemdziesiątką, może cały koncert stać w miejscu i coś tam mruczeć pod nosem, a wiara i tak jest posrana w gacie. Motorhead herbu Snaggletooth po krążku "Inferno" (2004) awansował do ekstraklasy, by od tej pory zapełniać kilkunastotysięczne hale. Bo legendą są już od dawna. Początek był tradycyjnie rockandrollowy. Za perkusją siada Mikkey Dee, z lewej strony wychodzi Phil Campbell, a z prawej - Lemmy Kilmister. I zaczyna się prawdziwa masakra po słowach "We've got some rock and roll for you". Dawno niegrany na żywo kawałek "We Are Motorhead" przypomina tylko, kto tu jest kim. Po nim bez zbędnych ceregieli "Damage Case" i dalej "Stay Clean" z piękną solówką na basie. Normalnie "oda do radości" w sercu. Lemmy gadał nie za dużo, wyręczał go w tym żwawy tego wieczoru Campbell. Ale wokalista musiał się dowiedzieć, czy ma być szybko. "Metropolis" szybkie jeszcze nie było, ale "Over the Top" to już bardzo szybka jazda. Zadedykował to Lemmy sobie samemu.

Pierwszy odpoczynek dla Kilmistera miał być jednocześnie popisem umiejętności gitarzysty. Coś jednak poszło nie tak, bowiem cała solówka została na strunach. Campbell dawał znaki akustykowi, zawołał technika, który majstrował coś przy kablach, ale nic to nie dało. W końcu się wkurwił (naprawdę nie mógł ukryć złości), oddał gitarę, aby przejść do następnego punktu programu. Szkoda, że to nie wypaliło, ale przynajmniej zaświeciły się diody na gitarze, co dało genialny efekt. Motorheadzi sięgnęli po jedną ze swoich najbardziej klasycznych kompozycji - "The Chase Is Better Than the Catch". Potem była piosenka, której nie zajarzyłem. Myślałem, że to przedpremierowy pokaz z nadchodzącego albumu, a dopiero po sprawdzeniu w domu okazało się, że wymyślili sobie cover "Rosalie" z repertuaru Boba Sengera. Od wielu lat Motorhead promuje jeden z najbardziej niedocenionych krążków, czyli "Another Perfect Day" (1983). Tym razem przypomnieli kompozycję "Rock It", wychwalającą rockowe życie. Gdyby ten koncert odbył się w 2014 roku, można by podciągnąć go pod promocję "Aftershock" (2013). Teraz to już trochę przebrzmiała śpiewka, ale to, że sięgnęli do owego krążka po "Lost Woman Blues", to dla mnie wielka sprawa. Po cichu na to liczyłem, bo na żywo ten numer musi być energetyczną burzą. I był. Oczywiście wykonanie było mocniejsze niż na albumie studyjnym.

Nie spodziewałem się, że usłyszę "Doctor Rock", a że Mikkey Dee wplecie w tę piosenkę solówkę perkusyjną, to już w ogóle mną pozamiatało. Utwór sam w sobie jest dość łagodny i przyjemny, ale gdy go podkręcić - co na żywo Motorhead potrafi zrobić czadowo - to brzmi niesamowicie. Niemniej z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy grywali "Sacrifice", bowiem ten łomoczący numer jest najbardziej naturalnym tłem dla rozbudowanej solówy perkusyjnej. Na odpoczynek półballada - "Just 'Cos You Got The Power". Powrócili do niej po paru latach przerwy, co cieszy, bo to dobry utwór - dobry, by złapać trochę sił przed "Going to Brazil". Znów pod sceną zakotłowało się. Nie było czasu na przegrupowanie sił lądowych, bo oto w podstawowym zestawie huknął "Ace of Spades". Najbardziej rozpoznawalny utwór z dorobku Motorhead zakończył podstawową część koncertu.

Dekoracje sceniczne nie były imponujące - Motorhead tego nie potrzebuje. Ale na tylnej ścianie był banner ze Snaggletoothem i czterema iksami, który rozświetlał się rozmaitymi barwami. To się podobało. Kolejną, tym razem bolesną niespodzianką było to, że z koncertowego repertuaru wypadł grany od zawsze "Killed By Death". To naprawdę mnie zdziwiło. Ale skoro tak się stało, to znaczy, że Lemmy już naprawdę powinien iść na emeryturę. I nawet nie było "Iron Fist" ani "Bomber", ani "No Class", tylko od razu zawsze grany na koniec "Overkill". Przynajmniej wykonany był brawurowo. I Lemmy na końcu wszystkich zastrzelił z gitary basowej. Potęga.

Refleksja po tym koncercie naszła mnie już w aucie, którym wracaliśmy do domu. Motorhead zagrał poprawny, a nawet dobry koncert. Zważywszy obecną formę lidera, należy się cieszyć, że była okazja zobaczyć występ w całości. Lemmy w zasadzie stał w jednym miejscu, obłożony dookoła odsłuchami. Ubrany był w swoje rockandrollowe ciuchy, na głowie kapelusz, którym usiłuje ukryć rzednące kłaki. Głos - takie odniosłem wrażenie - ma już słabiutki, ale charakterystyczna chrypka wciąż decyduje o tym, że jest kultowym wokalistą. Technicy podłączyli mu do statywu grubą rurę. Zastanawiałem się, o co tu chodzi. Wykumałem, że to dostawa tlenu, bez którego pewnie dziadzio nie dałby rady. Phil Campbell przejął większość obowiązków frontmana: porozumiewa się z fanami, przemieszcza się po całej scenie z gitarą i też nosi zajebisty kapelusik. Aktywnie pracuje Mikkey Dee, który (gdy nie gra) stoi i gestami dopinguje fanów do wznoszenie dzikich okrzyków. W setliście zabrakło sztandarowych utworów, ale jednocześnie były niespodzianki.

Szczególne słowa uznania należą się fanom. 100 lat nie byłem na koncercie, gdzie taka rozpierducha się wyczyniała. Ludzie naprawdę oszaleli na punkcie Motorhead. Chłonęli każdy dźwięk, krzyczeli, skandowali - od zwyczajowego "hej, hej, hej", poprzez imiona członków formacji, nazwę kapeli, do tytułów piosenek. A kiedy już całkiem im odjebało, to zaśpiewali Motorheadom "Sto lat". Pod sceną był taki gnój, że kiedy koncert się skończył, to byłem mokry od skarpetek po okulary. Do chaty musiałem wracać bez koszulki, bobym się poprzeziębiał - taka to była mokra szmata. Poznałem na koncercie typa, który przyjechał na koncert z Austrii! Ten koncert tak mi się podobał właśnie przez zwariowanych fanów.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
overthehills (wyślij pw), 2015-07-22 18:33:37 | odpowiedz | zgłoś
Też byłem i zgadzam się, fani wyjątkowo dali radę. Było nas tam sporo przez co Torwar nawet zabrzmiał. Ale kondycyjnie akurat zaskoczył mnie Lemmy pozytywnie, oglądając różne nagrania w necie trafiają mu się znacznie gorsze dni. O łażeniu po scenie już od dawna można zapomnieć a i podkowa z odsłuchów towarzyszy mu już wiele lat bo co tu ukrywać, granie tyle lat najgłośniej jak się da nie jest obojętne dla uszu. W każdym razie koncertem jestem zachwycony, klasa potwierdzona. Patrząc też po setlistach z innych koncertów u nas zagrali jeden z dłuższych ale część tłumaczy pewnie to, że sporo po festiwalach grają.
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
NegativeCoil
NegativeCoil (wyślij pw), 2015-07-22 17:40:49 | odpowiedz | zgłoś
Cóż, Lemmy powoli się kończy, czas jest nieubłagany. Szacunek za to, że jeszcze ciągle próbuje, ale ta relacja utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że dobrze zrobiłem, nie jadąc na koncert. Kasa kosmiczna, jakość przeciętna, wolę żeby Lemmy pozostał dla mnie "wiecznie młody", niż jarać się tym, że widziałem go na żywo. Mój pech, za późno się urodziłem...
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
Mikele
Mikele (wyślij pw), 2015-08-03 10:01:13 | odpowiedz | zgłoś
Ja też się urodziłem za późno i może nie tam, gdzie bym chciał. Ale dylemat widzieć Motorhead (nawet w słabszej kondycji), a nie widzieć wcale to żaden dylemat. Wybieram Motorhead.
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
Hate125 (gość, IP: 212.180.202.*), 2015-07-22 13:19:58 | odpowiedz | zgłoś
Z tymi małolatami na koncertach metalowych rzeczywiście coś jest nie tak. Mają groteskowe pretensje o typowe dla takich zgromadzeń zachowania jak np. walka o miejsce pod barierką.
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
Stary uj (gość, IP: 78.8.57.*), 2015-07-22 17:59:09 | odpowiedz | zgłoś
Kiedyś wysłuchałem całą litanię jak to się niby pcham, jak to ludzie skaczą, wpadają na siebie, że ja wariuję. Odpowiedziałem pannie by spierdalała, bo to jest koncert death metalowy, a nie urodziny u cioci.
Kasztany pchają się pod scenę lub w młyn, a puźniej jest płacz. To samo tyczy się fotografów amatorów "... ten sprzęt kosztuje...", "...czy mogłby Pan uważać?" Kurwa oni przychodzą na koncerty metalowe czy w kolejkę do super markietu po kawę?
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
Hate125 (gość, IP: 212.180.202.*), 2015-07-23 17:35:37 | odpowiedz | zgłoś
,,Jeśli chcecie słuchać muzyki to idźcie do domu słuchać p... płyt " - tak zdaje się wokalista Venom podsumował postawę "niedotykalskich" pod sceną.
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
Stary uj (gość, IP: 78.8.169.*), 2015-08-03 14:08:36 | odpowiedz | zgłoś
Z jednej strony racja, z drugiej... jak chcesz robić foty to licz się z uszkodzeniami lub załatw przepustkę i sprawa załatwiona. Słuchanie muzyki na koncertach? proszę bardzo, jest miejsce z boku, z tyłu. Andrzeje i Janusze tego narodu(i nie tylko tego) powinni wiedzieć że na takich koncertach będzie rozpierdol.
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
barmanbas (wyślij pw), 2015-08-13 01:22:24 | odpowiedz | zgłoś
I dlatego od takich opinii, aż się rzygać chce. Wydajecie kupę kasy, żeby pójść na koncert ulubionego bandu i co z niego pamiętacie, poza poobijanym ryjem, potem i stosem kłaków w mordzie? Idę na koncert, kupując bilet na GC, po pierwsze, żeby z bliska zobaczyć zespół, który jest dla mnie ważny, a po drugie, żeby mieć dobry dźwięk. Pracowałem trzy lata w pubie rockowym (w bardzo dużym, polskim mieście), gdzie przychodziła "śmietanka" miejscowych metalowców i skutecznie swoim zachowaniem i postawą mnie do całej subkultury, której przez dłuższy czas czułem się częścią, skutecznie zniechęciła. Jest po prostu chamska, trywialna, pseudointeligencka, prostacka i wulgarna. Człowiek może zaakceptować rock n rolla, pewne postawy życiowe idące w jego parze, ale można być rockerem i być przy tym najzwyczajniej w świecie kulturalnym. Patrząc na co poniektórych metalowców ma się wrażenie, że patrzy się na hordy hunów, którzy po pięciu dniach pracy zostali spuszczeni ze smyczy i przyszła pora, aby się zniszczyć. Żałosne. Wiadomość do wszystkich: większość ludzi ciężko pracuje i nie dla wszystkich synonimem dobrej zabawy jest zapłacić za koncert niemałe pieniądze i widzieć tylko czyjeś plecy, włosy i obrywać ciągle z łokci, czy kolan. Nie wspominając już, że duża część osobników "fanów" na koncert przychodzi już nieźle upodlona. Sami sobie wystawiacie laurki o tych brudasach, chamach i prostakach.

Pozdrawiam,
Fan muzyki rockowej, metalowej, który nie czuje żadnej więzi z metalowcami, a który całym sercem kocha rock 'n' roll z klasą, stylem, dobrym smakiem i kulturą osobistą.
Keep rockin'
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
overthehills (wyślij pw), 2015-08-13 12:55:11 | odpowiedz | zgłoś
I to jest w końcu głos rozsądku. Nic tak nie zniechęca do człowieka jak argument "No jeb*em mu bo był wulgarny w stosunku do mnie- a dlaczego był wulgarny?- no bo chciałem go wypchnąć spod barierek gdzie wcześniej stanął a ja przyszedłem później bo nie wie, że to był mój prywatny koncert". Tłuc się w pogo ludzie chcą? Spoko ale jak wpadną cali spoceni i obszczani na kogoś kto stoi obok bo został niestety wypchnięty jako mięso armatnie to niech chociaż powiedzą "sorry", tyle już widziałem dziewczyn drobnej postury które zostały po prostu skoszone przez takich nagrzanych nieogarniających czasu i przestrzeni młotków, że sorry ale tego nie da się nijak wybronić.
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
RippR
RippR (wyślij pw), 2015-08-13 15:43:59 | odpowiedz | zgłoś
I tak umarła legenda o najdzikszych fanach na świecie, którzy są z Polski. Jak mawia Eric Cartman - "Screw you guys, I'm going home". Albo lepiej: Brazylio, oto przybywam!

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Jak uczestniczysz w koncertach metalowych?