zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

relacja: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015

22.07.2015  autor: Mikele Janicjusz
wystąpili: Motorhead; Scream Maker
miejsce, data: Warszawa, Torwar, 6.07.2015

Chyba Bóg mnie opuścił. Czwarty koncert w ciągu ostatniego miesiąca. Tylko że ten wyniósł mnie finansowo więcej niż trzy pozostałe razem wzięte. Ale co począć? Tak bardzo kocham Motorhead herbu Snaggletooth, że nie było dla mnie problemem kupienie biletu za 290 zł. Dopiero potem pojawiły się wątpliwości. Czy aby warto dawać tyle szmalu za krótki koncert podstarzałego Lemmy'ego? (Początkowo miało być bez supportu). Czy warto tłuc się aż do stolicy? Czy koncert na "Torwarze" to będzie to, czego oczekuję? Tym bardziej plułem sobie w brodę, kiedy ogłoszono, że w listopadzie w Berlinie pojawi się Motorhead w towarzystwie Saxon i Girlschool (za kwotę o wiele niższą). Do tego dochodziły kolejne echa o raczej słabych występach w Brazylii i Francji. Naprawdę były obawy i to uzasadnione.

Ostatecznie jednak emocje wzięły górę. Siódmy koncert Motorhead herbu Snaggletooth miałem obejrzeć po dwuipółletniej przerwie. Zatęskniłem. Może to ostatnia okazja, by jeszcze swoich bogów widzieć w akcji. Podświadomie czułem, że będzie dobrze. W Warszawie byliśmy o 17:00. Do otwarcia bram pozostało półtorej godziny. A więc dobry moment na piwko. Potem udaliśmy się do hali. Wbiegliśmy na golden circla, by zająć miejsce na samym środku. Było już tam paru łebków, którzy bardzo pilnowali swoich miejscówek. No i zaczęła się pyskówka, bo kiedy chciałem sobie zrobić miejsce, to młodzi zaczęli mnie obrażać. Nie pojmuję, co się porobiło z tym światem. Żadnego respektu dla starszych. Kiedy ja byłem na Motorhead w "Stodole" piętnaście lat temu, to stałem w najdalszym kącie, aby przypadkiem nie zarobić w ryja (a można było za byle co). A tu gówniarze panoszą się, jakby byli sami na świecie. Nie jestem konfliktowy, ale kiedy podczas koncertu Motorhead po kilku próbach oparcia się o barierki młodzi znów zaczęli się stawiać, to jak jednemu wykurwiłem, to zaraz znalazło się miejsce. Powinni cholera wiedzieć, że Motorhead herbu Snaggletooth to moja ulubiona kapela ever i lepiej nie stawać między mną a panem z dwoma bąbelkami na policzku.

Motorhead, gadżety koncertowe, Warszawa 6.07.2015, fot. Mikele Janicjusz
Motorhead, gadżety koncertowe, Warszawa 6.07.2015, fot. Mikele Janicjusz

W ostatniej chwili dowiedziałem się, że ma być jakiś support. Okazało się, że przed gwiazdą zagra warszawski Scream Maker. Bardzo się cieszę, że poznałem ich muzykę, gdyż na "Eleven Bike Fest" we Wrocławiu nie załapałem się na występ tej kapeli. A to kawał zacnej muzy. Tradycyjny heavy metal mocno kojarzący się z Iron Maiden, jeśli jest dobrze zaprezentowany, to musi kopnąć. Scream Maker dał radę. Takiego entuzjazmu u chłopców normalnie pozazdrościć. Wokalista zdecydowanie odrobił lekcję (pewnie obejrzał sobie sobotni koncert Saxon). Gitarzyści latali po całej scenie jak oparzeni. Mówię wam, jeszcze tylko obcisłe kalesony w krzykliwych kolorach i macie lata 80. Nic dziwnego, że założony ledwie w 2010 roku Scream Maker już zdążył zagrać np. w Chinach. Na pewno wykonali oryginalnie okraszony solówką Wojtka Hoffmanna utwór "Glory for the Fools". Wokalista Sebastian Stodolak wspomniał o tym incydencie i że do tej pory ich gitarzysta nie może sobie poradzić z tym patentem. Jednak prawdziwą petardą był cover "Wasted Years", którym zaczarowali publiczność. Trochę temu wykonaniu brakowało luzu, ale brawa za odwagę. Jeszcze większe brawa zebrały ponętne laseczki zaproszone na scenę, by się trochę powyginać. Panie były naprawdę piękne i cholernie gorące. Podsumowując, takie granie jest anachroniczne, a już szczególnie w Polsce, gdzie trochę wstyd się przyznawać, że lubi się taki gatunek. Dla mnie bomba, że ktoś wskrzesza ducha lat 80. w takim stylu.

Jednak co by nie mówić o Scream Maker, wystarczyło tylko, aby Lemmy pojawił się na scenie i ludzie oszaleli. I w tym jest prawdziwy fenomen. Wychodzi facet, który jest przed siedemdziesiątką, może cały koncert stać w miejscu i coś tam mruczeć pod nosem, a wiara i tak jest posrana w gacie. Motorhead herbu Snaggletooth po krążku "Inferno" (2004) awansował do ekstraklasy, by od tej pory zapełniać kilkunastotysięczne hale. Bo legendą są już od dawna. Początek był tradycyjnie rockandrollowy. Za perkusją siada Mikkey Dee, z lewej strony wychodzi Phil Campbell, a z prawej - Lemmy Kilmister. I zaczyna się prawdziwa masakra po słowach "We've got some rock and roll for you". Dawno niegrany na żywo kawałek "We Are Motorhead" przypomina tylko, kto tu jest kim. Po nim bez zbędnych ceregieli "Damage Case" i dalej "Stay Clean" z piękną solówką na basie. Normalnie "oda do radości" w sercu. Lemmy gadał nie za dużo, wyręczał go w tym żwawy tego wieczoru Campbell. Ale wokalista musiał się dowiedzieć, czy ma być szybko. "Metropolis" szybkie jeszcze nie było, ale "Over the Top" to już bardzo szybka jazda. Zadedykował to Lemmy sobie samemu.

Pierwszy odpoczynek dla Kilmistera miał być jednocześnie popisem umiejętności gitarzysty. Coś jednak poszło nie tak, bowiem cała solówka została na strunach. Campbell dawał znaki akustykowi, zawołał technika, który majstrował coś przy kablach, ale nic to nie dało. W końcu się wkurwił (naprawdę nie mógł ukryć złości), oddał gitarę, aby przejść do następnego punktu programu. Szkoda, że to nie wypaliło, ale przynajmniej zaświeciły się diody na gitarze, co dało genialny efekt. Motorheadzi sięgnęli po jedną ze swoich najbardziej klasycznych kompozycji - "The Chase Is Better Than the Catch". Potem była piosenka, której nie zajarzyłem. Myślałem, że to przedpremierowy pokaz z nadchodzącego albumu, a dopiero po sprawdzeniu w domu okazało się, że wymyślili sobie cover "Rosalie" z repertuaru Boba Sengera. Od wielu lat Motorhead promuje jeden z najbardziej niedocenionych krążków, czyli "Another Perfect Day" (1983). Tym razem przypomnieli kompozycję "Rock It", wychwalającą rockowe życie. Gdyby ten koncert odbył się w 2014 roku, można by podciągnąć go pod promocję "Aftershock" (2013). Teraz to już trochę przebrzmiała śpiewka, ale to, że sięgnęli do owego krążka po "Lost Woman Blues", to dla mnie wielka sprawa. Po cichu na to liczyłem, bo na żywo ten numer musi być energetyczną burzą. I był. Oczywiście wykonanie było mocniejsze niż na albumie studyjnym.

Nie spodziewałem się, że usłyszę "Doctor Rock", a że Mikkey Dee wplecie w tę piosenkę solówkę perkusyjną, to już w ogóle mną pozamiatało. Utwór sam w sobie jest dość łagodny i przyjemny, ale gdy go podkręcić - co na żywo Motorhead potrafi zrobić czadowo - to brzmi niesamowicie. Niemniej z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy grywali "Sacrifice", bowiem ten łomoczący numer jest najbardziej naturalnym tłem dla rozbudowanej solówy perkusyjnej. Na odpoczynek półballada - "Just 'Cos You Got The Power". Powrócili do niej po paru latach przerwy, co cieszy, bo to dobry utwór - dobry, by złapać trochę sił przed "Going to Brazil". Znów pod sceną zakotłowało się. Nie było czasu na przegrupowanie sił lądowych, bo oto w podstawowym zestawie huknął "Ace of Spades". Najbardziej rozpoznawalny utwór z dorobku Motorhead zakończył podstawową część koncertu.

Dekoracje sceniczne nie były imponujące - Motorhead tego nie potrzebuje. Ale na tylnej ścianie był banner ze Snaggletoothem i czterema iksami, który rozświetlał się rozmaitymi barwami. To się podobało. Kolejną, tym razem bolesną niespodzianką było to, że z koncertowego repertuaru wypadł grany od zawsze "Killed By Death". To naprawdę mnie zdziwiło. Ale skoro tak się stało, to znaczy, że Lemmy już naprawdę powinien iść na emeryturę. I nawet nie było "Iron Fist" ani "Bomber", ani "No Class", tylko od razu zawsze grany na koniec "Overkill". Przynajmniej wykonany był brawurowo. I Lemmy na końcu wszystkich zastrzelił z gitary basowej. Potęga.

Refleksja po tym koncercie naszła mnie już w aucie, którym wracaliśmy do domu. Motorhead zagrał poprawny, a nawet dobry koncert. Zważywszy obecną formę lidera, należy się cieszyć, że była okazja zobaczyć występ w całości. Lemmy w zasadzie stał w jednym miejscu, obłożony dookoła odsłuchami. Ubrany był w swoje rockandrollowe ciuchy, na głowie kapelusz, którym usiłuje ukryć rzednące kłaki. Głos - takie odniosłem wrażenie - ma już słabiutki, ale charakterystyczna chrypka wciąż decyduje o tym, że jest kultowym wokalistą. Technicy podłączyli mu do statywu grubą rurę. Zastanawiałem się, o co tu chodzi. Wykumałem, że to dostawa tlenu, bez którego pewnie dziadzio nie dałby rady. Phil Campbell przejął większość obowiązków frontmana: porozumiewa się z fanami, przemieszcza się po całej scenie z gitarą i też nosi zajebisty kapelusik. Aktywnie pracuje Mikkey Dee, który (gdy nie gra) stoi i gestami dopinguje fanów do wznoszenie dzikich okrzyków. W setliście zabrakło sztandarowych utworów, ale jednocześnie były niespodzianki.

Szczególne słowa uznania należą się fanom. 100 lat nie byłem na koncercie, gdzie taka rozpierducha się wyczyniała. Ludzie naprawdę oszaleli na punkcie Motorhead. Chłonęli każdy dźwięk, krzyczeli, skandowali - od zwyczajowego "hej, hej, hej", poprzez imiona członków formacji, nazwę kapeli, do tytułów piosenek. A kiedy już całkiem im odjebało, to zaśpiewali Motorheadom "Sto lat". Pod sceną był taki gnój, że kiedy koncert się skończył, to byłem mokry od skarpetek po okulary. Do chaty musiałem wracać bez koszulki, bobym się poprzeziębiał - taka to była mokra szmata. Poznałem na koncercie typa, który przyjechał na koncert z Austrii! Ten koncert tak mi się podobał właśnie przez zwariowanych fanów.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
overthehills (wyślij pw), 2015-08-13 16:06:14 | odpowiedz | zgłoś
Już wyżej dałeś popis swojego toku myślenia więc jakoś się nie przejmuję, zawsze to jednego mniej. Jest różnica między byciem "dzikimi fanami" a zwykłym bydłem.
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
RippR
RippR (wyślij pw), 2015-08-13 17:03:44 | odpowiedz | zgłoś
Nie bój się mnie. Na Nightwish i tak bym nie poszedł.
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
Lukasss
Lukasss (wyślij pw), 2015-08-14 00:00:00 | odpowiedz | zgłoś
Ale o co ten płacz? Idziesz pod scenę na koncercie rockowym/metalowym i spodziewasz się Wersalu? Smokingów i miejsc siedzących? Będzie ostro, brudno i nieciekawie. Jeśli nie mam ochoty na zabawę w tym stylu (od jakiegoś czasu zwykle nie mam), to nie pcham się tam, gdzie taka zabawa z dużym prawdopodobieństwem wystąpi. A GC w Polsce duże są, w ich obrębie też można znaleźć spokojne obszary...
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
lordus (gość, IP: 89.79.48.*), 2015-08-15 23:42:22 | odpowiedz | zgłoś
Teraz wyobraźmy sobie koncert rockowy/metalowy gdzie wszyscy poszli i zapłacili tylko żeby popatrzeć i posłuchać. Na miejscu zespołu skończyłbym grać i wyszedł. Ludzie kochani, metal jest wojną czasem się umiera. Co to za metal bez mosh pitu, bez ściany śmierci, bez pogo? Kto chce pooglądać idzie pod barierki (liczy się z tym, ze może dostać łokciem pod żebra - normalne), ewentualnie staje z tyłu. Na środku kawałek za barierkami zawsze jest młyn i będzie. A idei GC nigdy nie pojmę, jest to zaprzeczenie wszystkiego. Pomysł organizatorów, żeby się nachapać. Nigdy nie zapomne sytuacji na koncercie Vadera w klubie gdzie facet niósł piwo pod same barierki. Miał to nieszczęście, że zaczęli grać następny numer akurat gdy przechodził przez to miejsce gdzie ludzie zaczęli pogować. Nie doniósł żadnego piwa, do tego wszyscy zaczęli się przewracać bo podłoga mokra. Po latach chodzenia na koncerty ma się wyczucie gdzie stanąć, jeśli się nie ma ochoty na młyn. W moim smutnym mieście Szczecinie nie mogę iśc na koncert Turbo jak człowiek, bo od 2 lat ich koncerty odbywają się w klubie, gdzie ludzie siedzą przy stolikach. Nie ma płyty żeby się pobawić przy muzyce, tylko ludzie siedzą i słuchają. Tam napie***** Kawaleria Szatana, a ludzie siedzą i słuchają. To jest dopiero śmierć metalu
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
RippR
RippR (wyślij pw), 2015-08-18 15:09:44 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie właśnie Twoja wypowiedź to jest głos rozsądku, panie lordus. Tego barana z historii o piwie powinna ochrona powieźć.
A mnie tam zawsze cieszy np. jak pajacowi filmującemu koncert smartfonem spada crowdsurfer na głowę. Najlepiej glanem. I po telefoniku :)
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
lordus (gość, IP: 89.79.48.*), 2015-08-18 16:07:01 | odpowiedz | zgłoś
Ja tam do filmujących nic nie mam o ile stoją sobie z boku i nie mają pretensji o niewiadomo co. Też czasem po koncercie szukam na jutubie nagrań, żeby sobie przypomnieć jak było. A jak sie pcha z filmowaniem w młyn no to sam jest sobie winien. Co on oczekuje, że ludzie przystaną bo jaśnie pan zapragnął filmik nakręcić? Tak dalej pójdzie to koncerty metalowe zamienią się w festyn ala Radio Zet emitowany w TV. Ostatnio był na Polsacie emitowany koncert legend polskiej sceny rockowej wszystko było dobrze aż wyszedł Proletaryat, zagrał mocniej i ludzie sie pogubili:P
re: Motorhead, Scream Maker, Warszawa "Torwar" 6.07.2015
Hate 125 (gość, IP: 5.172.236.*), 2015-09-17 10:46:33 | odpowiedz | zgłoś
,,niee wierzę" - taki cytat z Psów.
6
Starsze »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!