zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 26 kwietnia 2024

relacja: Świetliki, Wrocław "Łykend" 21.11.2009

9.12.2009  autor: Krasnal Adamu
wystąpili: Świetliki
miejsce, data: Wrocław, Łykend, 21.11.2009

I znowu ten przeklęty Dzień Życzliwości. Tym razem z jego okazji zorganizowano we Wrocławiu koncert Voo Voo. Ponadto przypadkiem tego samego dnia odbywała się ciekawa impreza w "Wytwórni Filmów Fabularnych" - w ramach obchodów jej 55-lecia. Szlag mnie trafia, gdy mam taki wybór, a co dopiero, gdy nie ogranicza się on nawet do dwóch pozycji... Mimo że bolesny, okazał się prosty. Stara prawda mówi, że najlepsze jest najdroższe, a jedyną imprezą bez wstępu wolnego był koncert grupy, która wprawdzie już od dłuższego czasu nie wydała nowej płyty, ale i tak uważam ją za jeden z najlepszych zespołów w historii polskiego rocka.

Po udanych negocjacjach z szatniarzem przedarłem się pomiędzy ludźmi pod scenę. Wkrótce potem tę samą drogę, ale już przez większy tłum, odbył zespół z ekipą. W pierwszej chwili nie rozpoznałem w tym niemłodym już, proszącym o umożliwienie przejścia panu Marcina Świetlickiego, jednak na scenie żaden z członków zespołu nie prezentował się jak starzec, nawet jeśli mówił coś przeciwnego.

Jako pierwsze usłyszeliśmy "Złe misie" i to już był dla nas zastrzyk tej specyficznej energii, która bije od muzyki Świetlików. Następnie przyszła pora na punkowe "Popatrzcie" (druga wersja zakończyła podstawowy set), poprzedzone gadką Dyducha o nowym domu starców na przedmieściach Wrocławia, podczas której Świetlicki udawał, że tłumaczy słowa basisty na język migowy. Tematyka misiów powróciła w połowie koncertu, w wykonanych po sobie żartobliwych przeróbkach "Personal Jesus" Depeche Mode i "Sweet Dreams" Eurythmics. Ciekawe, że oba kowery ma w repertuarze również Marilyn Manson... Pod koniec podstawowego setu usłyszeliśmy jeszcze jeden cudzy utwór z polskim tekstem - "I Wanna Be Your Dog" The Stooges. Więcej jednak niż "misiów" i przeróbek było podczas koncertu nawiązań do starości. Najliczniej nagromadziły się one w zagranych jeden po drugim kawałkach "Olifant" i "Łabądzie". Pierwszy z nich opowiadał bowiem, według wokalisty, o dwojgu ludziu po siedemdziesiątce, a konkretnie o dziadku, który idzie po schodach do mieszkającej na czwartym piętrze babci. Humorem tego typu wieczór był przepełniony. Świetlicki - palący papierosy, średnio co kilka minut zakładający lub podnoszący z powrotem na czoło ciemne okulary, robiący w kółko miny, jakby nie mógł zdzierżyć tego, że kolejny tytuł na setliście jest taki, a nie inny - wielokrotnie poganiał kolegów i powtarzał, że nie ma czasu. W końcu wyznał, że ma pokój hotelowy z telewizorem, a w domu telewizora nie ma - stąd jego pośpiech. Ciekawe, czy niecały tydzień później, podczas odbywającego się również we Wrocławiu "Międzynarodowego Festiwalu Kryminału", zapewniono mu podobne atrakcje.

Przez nieco ponad półtorej godziny Świetliki zagrały też m.in. utwory: "Niebieskie", "Anioł / trup", "Freedom", "Czary Mary", "Czwartek", "Casablanca", "Chmurka", "Słonidarność", "Korespondencja pośmiertna", "Świerszcze" i "Listopad". Szczególne momenty były jednak jeszcze tylko dwa. Pierwszym był początek "Filandii", kiedy to Świetlicki "mylił" tekst. Najpierw przystąpił do recytacji "Henryka Kwiatka", zaś w drugim podejściu - "Nieprzysiadalności". Ostatnim wyjątkowym, zapadającym w pamięć fragmentem koncertu, był natomiast bis. Po wykonanej w duecie przez Świetlickiego i Dziadka "Miłości na marne" wokalista zapowiedział, że zagrają wreszcie "Nieprzysiadalność" - dla tego "pedała", który domagał się jej od połowy koncertu. Zanim jednak do tego przystąpili, poeta, Dyduch i Radziszewski wdali się w kilkuminutową dyskusję ze sobą i publicznością. Najbardziej poruszyli ich widzowie filmujący koncert telefonami komórkowymi. Gitarzysta protestował, gdyż nie był odpowiednio ubrany, zaś Świetlicki wytłumaczył, że ludzie dokonują tych nagrań, by potem dać je "na to swoje gejowskie YouTube". Finał tych rozmów był zaskakujący, bowiem Dyduch zaprosił na scenę niejaką Monikę, która krzyczała, że chce zaśpiewać. Nie wiem, kim była ta dziewczyna, ale wykonana przez nią, z niewielkim tylko udziałem Świetlickiego, "Nieprzysiadalność" zabrzmiała całkiem profesjonalnie. Zdarzenie niespodziewane, tym bardziej że publiczność tego wieczoru była stosunkowo drętwa.

Bez problemu mogę wymienić kilka utworów, które nie zostały wykonane, a chętnie bym je usłyszał na żywo. Tak naprawdę koncert podobał mi się tylko do połowy, a potem dopiero bis, ale osobliwego uroku Świetlikom i tak nie można odmówić.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!