zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

relacja: Castle Party 2000, Bolków 28-30.07.2000

3.09.2000  autor: SlavusCo
wystąpili: Dreadful Shadows; Fading Colours; Undish; The Dreamside; Lux Occulta; The Last Days Of Jesus; Via Mistica; Desdemona; Somber Serenity; Lebenssteuer
miejsce, data: Bolków, Zamek, 28.07.2000
wystąpili: Christblood
miejsce, data: Bolków, MOK, 28.07.2000
wystąpili: The Breath Of Life; Artrosis; Batalion D'Amour; Funhouse; Morbus Kitahara; Cadra Ash; Centuria; Serpent Beat; Candra
miejsce, data: Bolków, Zamek, 29.07.2000
wystąpili: Ataraxia; Nirnaeth; Romove Rikoito
miejsce, data: Bolków, MOK, 29.07.2000
wystąpili: XIII Stoleti; Anja Orthodox; Moonlight; Agressiva 69; Aion; Dawn Visitors; Lahka Muza; Kill The Audience; Interitus Dei; Charlotte Head
miejsce, data: Bolków, Zamek, 30.07.2000
wystąpili: Psyche; God's Bow; Dynamic Masters
miejsce, data: Bolków, MOK, 30.07.2000

W piątek na polu namiotowym pojawiło się trochę ludzi, więc zacząłem ufać (wbrew obawom), że festiwal mimo niesprzyjającej aury jednak się odbędzie. O 12.00 udałem się pod fontannę na rynku miasta na spotkanie znajomych z Internetu. Miłe zaskoczenie wywołał u mnie fakt licznego pojawienia się znajomych z listy gotyk na egroups.com. Mimo kilku chlubnych wyjątków standardowo zawiodło aluminium, natomiast fakt spotkania na pl.rec.muzyka.gotyk pozostał bez echa. Przy okazji (tutaj chwila na prywatę) pozdrowienia dla wszystkich osób, których poznałem w realu (tak to się chyba mówi :o).

Festiwal z roku na rok coraz bardziej się rozrasta, przybywa zespołów - trzeba je było gdzieś rozmieścić. Powstała druga scena w Miejskim Ośrodku Kultury. Początkowo byłem dość sceptycznie nastawiony do takiej innowacji, ale prawdę mówiąc nie musiałem w czasie koncertów dokonywać jakiś dramatycznych wyborów, więc nie było źle, zwłaszcza że sceny nie były daleko od siebie oddalone. Zresztą koncerty w MOKu były chyba przeznaczone dla innej, specyficznej, wąskiej widowni, lubiącej bardziej awangardowe występy.

Koncert na zamku rozpoczął się z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem. Pierwszy zespół Candra nie wystąpił, druga Desdemona z Polkowic niczym, mnie przynajmniej, nie zaskoczyła. Miłą niespodziankę natomiast sprawiła białostocka Via Mistica. Ich muzyka przesiąknięta klimatami theatreoftragedypodobnymi bardzo mi się spodobała. Wokale typowe dla takiej muzyki: męski deathowy i delikatny kobiecy, umiejętnie wpasowały się do ciężkiej, acz melodyjnej muzyki, którą zaprezentowali. Niedługo ma wyjść ich debiutancka płyta, która z pewnością zasili moją płytotekę. Jeśli ktoś ich nie słyszał to polecam. Członkowie słowackiego Last Days Of Jesus, wyróżniali się przede wszystkim dosyć osobliwym wyglądem, lecz mieszanka gotyku i muzyki house w ich wydaniu była dla mnie lekko niestrawna. Lux Occulta, to też nie moje klimaty, choć pod sceną naprawdę się wtedy nieźle zakotłowało. W czasie tego występu na małej sali swoją psychodramę wystawiał Christblood, ale tam nie poszedłem, za dobrą radą koleżanki, która stwierdziła, że po takim przeżyciu mogę mieć szramy psychiczne do końca życia (naiwna, nie była jeszcze nigdy na koncercie Skanera :o). The DreamSide był najmilszym zaskoczeniem dnia. Holendrzy zagrali coś na kształt Clan of Xymox, w stylu, który bardzo lubię. Kolejny raz sprawdziła się moja teoria, że najlepsze klimaty są made in Holand & Poland. Ubolewam jedynie nad tym, że nie kupiłem sobie ich płyty (choć chodzą sprzeczne wiadomości, czy w ogóle były w sprzedaży). Undish - na ich występ czekałem cały wieczór. Ich "Listach z Ziemi" zauroczyły mnie całkowicie. I gdy popłynęły pierwsze dźwięki z tego albumu, dostałem odjazdu. Prawdę mówiąc, mało co pamiętam z ich występu, bo dziko przepogowałem go pod sceną. Przed kolejnym zespołem na scenie pojawił się wywołany przez Ankę Zachar, która prowadziła konferansjerkę, jej kolega z kapeli Pajda, próbując rozbawić publiczność swoim show, ale prawdę mówiąc, jeśli mam wybierać, to wolę jak się kobiety rozbierają na scenie :o). Ze względu na przedłużające się kłopoty ze sprzętem (cyt. "wszystko się spierd...") koncert Fading Colours opóźnił się o jakieś trzy kwadranse. Niestety fatalne nagłośnienie (za głośny wokal) zepsuło mi całkiem odbiór widowiska. Dwa nowe utwory także nie wywołały u mnie jakiś głębszych przeżyć, więc z taką nieśmiałością czekam na kolejną płytę FC. Podczas tego występu uświadomiłem sobie, jak niewiele osób "czuje" taką muzykę. Publika stała jak słupy soli na najbardziej beatowych kawałkach, dno po prostu. Uwaga ta odnosi się ogólnie do całego festiwalu, żywiołowość publiczności godna pożałowania (no może prócz Lux Occulta) :o(. Dreadful Shadows, gwiazda pierwszego dnia festiwalu dała przyzwoity koncert, ale do swojej muzyki mnie nie przekonali. Nie jest to zły rock, ale... sam nie wiem, nie podeszło mi to wcale.

Rano znowu powitało mnie zachmurzone niebo, co nie wróżyło niestety niczego dobrego. Program dnia także wyglądał najmniej ciekawie z trzech festiwalowych dni. Po południu pierwszy koncert dnia zaczął Lebenssteuer. Widziałem ich już wcześniej w Mega Clubie w Katowicach, gdzie wywarli na mnie bardzo dobre wrażenie. Tak też było w Bolkowie. Mocne industrialne brzmienie plus świetny glos wokalisty (przypomina mi głos Petera Steela z TON) nie pobudziły jednak bolkowskiej publiczności do jakiejś aktywności pod sceną :o(. Lebenssteuer to naprawdę interesująca grupa, ciekawe czy wyjdzie z fazy projektu do normalnej działalności (a może by tak płyta, panowie?). Następnie zagrał Serpents Beat. Gdzieś obiło mi się o uszy, ze grają w stylu Nicka Cave'a. No, mniej więcej, jednak trzeba kapele pochwalić za oryginalność, nikt na festiwalu oprócz nich nie zaprezentował podobnej muzyki. Centuria - bardzo chciałem usłyszeć ten zespół, bo ponoć ich nowa płyta jest ciekawa. Niestety zawiodłem się srogo. Muzyka ogólnie to dla mnie za spokojna, bez wykopu, bez wyrazu, "słodki" wokal jeszcze dodatkowo potęgował to wrażenie (głos Ani podobny do Ani (sic!) Batko z krakowskiej (sic!) grupy Albion). Na bis zespół zagrał cover Extreme, całkiem im to nawet wyszło, choć tematycznie to się miało nijak do reszty występu. Cadra Ash miała ogromnego pecha, bo gitarzysta przez cały czas borykał się z kłopotami technicznymi. Nie pomógł upiorny image wokalistki, występu raczej nie mogą zaliczyć do udanych. Następne w kolejce Morbus Kitahara, Agressiva 69, Batalion d'Amour musiałem sobie podarować (nie żałuję tego bardzo :o), bo udałem się do Domu Kultury. Na Romowe Rikoito (sami mówią o sobie, że grają neo folk) poszedłem z ciekawości, co pokażą nasi wschodni sąsiedzi. I mało nie padłem z wrażenia, tak piękna muzyka popłynęła z głośników. Na scenie paliły się tylko świece, panował mrok, a Rosjanie uraczyli nas eterycznymi, wzruszającymi utworami (męski i damski wokal, gitara, flet, wiolonczela, klawisze). Byłem całkowicie zauroczony i z pewnością nie przypuszczałem, że spotka mnie w tym dniu jeszcze większa niespodzianka. Polski Ninareth na pewno nią nie był. Nie można odmówić chłopakom ambicji, ale występ całkowicie psuje pseudogrowl (nawet nie wiem jak to nazwać), którym nas raczył od czasu do czasu pomocnik wokalisty. Fatalne, fatalne to było :o(. Po tym występie na scenę weszła włoska Ataraxia. Zrobiło się tłoczno i atmosfera stała się bardzo gorąca (w przenośni i rzeczywistości). Chyba nie byłem jeszcze na koncercie, na którym publiczność reagowałaby tak spontanicznie na muzykę dość specyficzną i tak mało komercyjną (grali głównie z płyty "historicale", którą czym prędzej sobie kupiłem). Każda piosenka nagradzana była głośnymi owacjami (to po prostu był ryk uwielbienia), zespół musiał długo bisować. Muzycy występujący w Ataraxii stworzyli prawdziwe widowisko (aktor tańczący w rytm średniowiecznych pieśni ubrany jak na wenecki karnawał, z maską na twarzy wymachujący chorągwiami), godne teatralnych desek. Jeśli dodać do tego pełny profesjonalizm wykonania, operowy głos Francesci Nicoli, wspaniałe instrumentarium do tego typu muzyki, to ten występ był dla mnie Wydarzeniem i Objawieniem, najważniejszym na tegorocznym festiwalu. I właściwie zakończyło ono dla mnie drugi dzień koncertów, bo po powrocie na zamek (grało Artrosis), zaraz musiałem się z niego ewakuować, ze względu na ścianę wody lejącą się z nieba.

Dwa pierwsze zespoły niestety umknęły mej uwadze, ze względu na spotkania towarzyskie na drugim dziedzińcu zamku. Występu Kill The Audience nie pamiętam, a Lahkiej Muzy słyszałem może ze dwa utwory (nic specjalnego, a ponoć są kultową kapelą na Słowacji). Trzeba było iść zobaczyć scenę synthpop. Pierwszy niemiecki Dynamic Masters wyszedł dość blado przy God's Bow. Ten ostatni zaprezentował dwa nowe utwory, drugi ze świetnymi basami w tle, po prostu odlotowy. Publiczność jednak w tym dniu nie bardzo chciała się bawić, nawet Psyche nie zgotowała jakiegoś super świetnego przyjęcia. Przez pierwszy kawałek Darrin zresztą tak fałszował, że mu się ono nie należało. Potem już było całkiem, całkiem, a przy "Influece" było to, co tygryski lubią najbardziej :o). Na zamek zdążyłem na występ Moonlight. Po fatalnej Metalmanii o dziwo koncert wyszedł im 100 razy lepiej. Ubawiłem się nieźle, bo udany koncert to mało kawałków z nowej płyty (ble...), dużo z poprzednich (ach, ach :o). Anka Orthodox wystąpiła tylko z Freddim (prawdę mówiąc wolałbym występ Closterkellera), prezentując swój nowy solowy projekt. Nie wsłuchiwałem się w niego dosyć szczegółowo, ze względu na pracę pana akustyka, który chciał mnie chyba pozbawić słuchu, puszczając podkład na takim poziomie, że łeb mi pękał. Prawdę mówiąc, występu z Medeah już nie wysłuchałem, szczęśliwy że mogę się oddalić z tej strefy śmierci :o) Po tej dawce decybeli XIII Stoleti sobie podarowałem. Wybrałem gothotekę prowadzoną przez DJ Angelo. Choć chętnych do tańczenia nie było zbyt wielu, to i tak wole to niż mierną artystycznie kapelę z Czech. Szkoda tylko, że imprezę zakończono przed czasem (kto za tym stoi?).

Mimo braku na tegorocznej imprezie jakiś wielkich gwiazd, festiwal był OK. Zdecydowała o tym ta świetna atmosfera Bolkowa, fantastyczni ludzie, których tam poznałem, trzy dni z muzyką bliską mojemu sercu (Drodzy Organizatorzy proszę nie skracać festiwalu z powrotem do dwóch dni), czy możliwość poznania wielu nieznanych wcześniej kapel. Zresztą, co tu dużo mówić, Castle Party to święto dla wszystkich Mrocznych i trzeba tu być. Jak co roku.

Komentarze
Dodaj komentarz »